15-lecie teatru dumnego opolskością
Teatr Ekostudio prowadzony przez aktora Andrzeja Czernika obchodzi 15-lecie. - Od początku założeniem było, że ma to być teatr dla opolan i dla Opola. Bo tutaj jestem, tu mam swoich widzów i tutaj jest mi dobrze - mówi Czernik.
Anita Dmitruczuk: Co okazało się największym wyzwaniem tych 15 lat?
Andrzej Czernik: Tak zwane dyrektorowanie. Ono zaczęło się, kiedy wydzierżawiliśmy od miasta budynek, w którym dziś ma siedzibę Ekostudio. Wcześniej graliśmy w różnych miejscach: na schodach przy kościele "na górce" czy w muzeach. Chodziło tylko o to, co chcieliśmy zagrać i jak to chcieliśmy zagrać.
Kwestie administracyjne związane z utrzymaniem budynku, remontem i zarządzaniem pojawiły się dopiero wraz z siedzibą przy Armii Krajowej. To było wyzwanie, ale dzięki temu, że Ekostudio ma własny budynek, stało się też teatrem z prawdziwego zdarzenia. Zresztą myślę, że sam budynek też bardzo się zmienił. Na premierze "Zasypanych" ludzie wchodzili jak do piwnicy, de facto nie było nawet widowni.
W tamtym spektaklu to nawet miało swoje uzasadnienie. To w końcu opowieść o Polaku i Niemcu uwięzionych w jednej piwnicy podczas wojny. Zresztą sam pan tę sztukę napisał, choć pod pseudonimem. Ekostudio pozwala panu realizować ambicje, których nie zrealizowałby pan w "Kochanowskim"?
- Pod szyldem Ekostudio powstało kilka spektakli na podstawie napisanych przeze mnie tekstów. Tak samo było przecież z "Mikołajem II", pierwszą sztuką o opolskim księciu. Wierzę, że takie przedsięwzięcia są dla miasta pożyteczne, a pamięć o jego historii może być inspirująca i trzeba o niej opowiadać. Ekostudio z pewnością pozwala mi na realizację artystycznych marzeń. Zawsze zależało mi na tym, żeby to był teatr przede wszystkim aktorski, żeby to, jak coś się gra, było w nim zawsze kluczową kwestią. Mogę sobie też pozwolić na decydowanie o tym, co gramy. To moja wizja teatru, którą dzięki Ekostudiu realizuję. Zawsze traktowałem to jako aktorską przygodę.
Mocno zakorzenioną w Opolu. To miasto pana inspiruje?
- Jestem opolaninem i jestem z tego dumny. Mogę to powiedzieć zupełnie odpowiedzialnie. Rzeczywiście, część naszych spektakli, jak choćby "Mikołaj II", który opowiada kawałek historii tego miasta, czy musical, który wystawiliśmy w amfiteatrze, jest ściśle związanych z Opolem.
Muszę też powiedzieć, że zawsze miałem też oko do miejsc. To od nich zaczynało się myślenie o spektaklach. Będąc w Muzeum Wsi Opolskiej, pomyślałem, że to przecież idealne miejsce do wystawienia "Wesela".
Zresztą była to pierwsza jego realizacja w Opolu i teatr Ekostudio znalazł się nawet w encyklopedii "Wesela", która dokumentuje wszystkie spektakle, które zostały wystawione, odkąd sztuka została napisana.
Potem w bierkowickim skansenie wystawiliśmy jeszcze "Chłopów". Na ten spektakl przyjeżdżali widzowie nie tylko z województwa, ale również z innych zakątków Polski.
Podobna historia wiąże się z "Piłatem". Pomysł na ten spektakl przyszedł, kiedy byłem z kolei w Muzeum Diecezjalnym.
Nie miał pan nigdy kompleksu prowincji?
- Nie. Bardzo lubię to miasto i nie chciałbym się nigdzie przenosić. Zresztą czym jest dzisiaj prowincja? Z "Piłatem" byliśmy w Nowym Jorku, z piosenkami Hanki Ordonówny w Strassburgu, a teraz mamy zaproszenie do Kanady.
Miejsce nie ogranicza tego typu możliwości. Dla nas jest ważne o tyle, że od początku założeniem Ekostudia było to, że ma to być teatr dla opolan i dla Opola. Bo tutaj jestem, tu mam swoich widzów i tutaj jest mi dobrze. Nie ma powodów, by udawać, że jest inaczej.