Artykuły

Zaklęte szczudła

"Baśń o Zaklętym Kaczorze" "Baj Pomorski" opowiedział przy pomocy siedmiu aktorów, kilku lalek, szczudeł oraz wielu metrów kwadratowych róż­nokolorowych tkanin.

Historia, jak na klasyczną baśń przystało, jest pojedynkiem dobroci i miłości z ciemnymi siłami. Uczciwy Złotnik nie chce służyć okrutnej Cza­rownicy, za co zostaje zamieniony w kaczora. Odczarować go może dziewczyna, która zdecyduje się go poślubić, nie zważając na ludzkie kpi­ny. Ba! Gdybyż to było takie proste... W baśniach akcja lubi się komplikować. I przed Weronką, dziewczyną która pokochała kaczora, staje zadanie tak trudne, że prawie niewykonalne. Czy na pewno?

Żeby się przekonać, należy wybrać się do teatru. A warto. Już choćby po to, by zobaczyć, jak bez jednego krzaka, ka­wała strzechy itp. można pokazać za­klętą studnię, pałac złej Czarownicy albo mieszkanie Księżyca, Słońca czy Wi­chru. Scenografią są tu tylko wielkie płachty materiału, układane i podświetla­ne w tak rozmaity sposób, że nikt za prawdziwym pałacem nie tęskni.

Baśń to baśń. Musi być niesamowi­ta i trochę tajemnicza. A na toruńskim przedstawieniu ciarki po plecach chodzą zgodnie z definicją. Już przy pierwszej scenie, gdy robi się ciemno, potem całkiem czerwono i z tej czer­wieni wyłania się olbrzymia, również czerwona czarownica, zdecydowanie większa od zwykłego śmiertelnika (przemieszcza się na szczudłach), wi­dzowie w wieku do lat siedmiu wolą trzymać się mamy. Czarownica ma po­włóczystą szatę, bardzo długie szpony i połyskujące oczy.

Ciarki ustępują miejsca zgodnemu zachwytowi, gdy Czarownica, chcąc się dowiedzieć, gdzie jest Weronka, przywołuje zaczarowaną kulę. Olbrzymia srebrna kula oklejona setkami małych luster zjeżdża powoli z sufitu. A zjeżdżając rzuca na ściany niezliczone ilości wirujących refleksów.

Nastrojowi dopomaga muzyka - rów­nie baśniowa, co subtelna. Akcja toczy się wartko, więc o nudzie nie ma mowy. Niektóre postaci grane są przy pomocy lalek, a już po chwili na scenie pojawia­ją się aktorzy, którzy wyglądają tak sa­mo (tylko skala inna). I tak akcja prze­chodzi od teatru lalkowego do teatru ży­wego aktora. Wszystkie postaci obda­rzone magiczną mocą: Księżyc, Słońce, Wicher i Czarownica, poruszają się na szczudłach, więc bez trudu odróżnić ich można od zwykłych śmiertelników.

Brakuje natomiast elementów, które rozładowałyby nagromadzone napięcie. Postaci mają wspaniale kostiumy i pięk­ne maski, które jednak nie należą do przyjaznych. Jeśli już maski muszą wzbudzać grozę, może przydałoby się od czasu do czasu rozbawić struchlałą publiczność? W "Baśni..." śmiechu, jak na lekarstwo i to właściwie jedyny minus spektaklu.

Tradycją już jest, że "Baj Pomorski" dba, by przedstawienie nie kończyło się wraz z opuszczeniem kurtyny. Nie dość więc, że teatr znowu wydał kolo­rowy program, który jest bogato ilustro­waną baśnią, to jeszcze przed teatrem, w fontannie umieścił kaczora. Przega­pić go nie można, bo jest spory i kolo­rowy. A nawet, jeśli ktoś nie zauważy sadzawki, na pewno nadzieje się na... kierunkowskaz. Inwencji "Bajowi" odmówić nie można.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji