Ich czworo i dom
KIEDYŚ teatr takie sztuki traktował po macoszemu, niechętnie po nie sięgał. Prapremiera "Marzycieli" w wiedeńskim teatrze odbyła się w 1929 roku, choć Musil miał już dramat gotowy z dziesięć lat wcześniej. Zakończyła się klęską. Również późniejsze próby zmierzenia się z "teatrem Musila", z rzadka podejmowane w różnych krajach na fali rosnącego zainteresowania "Człowiekiem bez właściwości" (w tym i przez Teatr Polski w Poznaniu), dalekie były od sukcesu. Przypadł on w udziale dopiero Erwinowi Axerowi, który wyreżyserował "Marzycieli" w wiedeńskim Akademietheater, wykorzystując cały, cztery i pół godziny grany przez aktorów, tekst Musila.
"Marzyciele" są przedstawieniem zwartym, skupionym w sobie i wystudiowanym, na co złożyła się i gra aktorów, nieźle rozumiejących reżysera, Krystiana Lupę, jak kompozycja ruchu na scenie, jej architektura, operowanie światłem, muzyka. Zafascynowany teatrem Musila reżyser otworzył drzwi do niego własnym kluczem. I trafnie, ale bez niewolniczej uległości wobec sugestii wielkiego autora, pokazał jego wątki i klimaty, wysublimowane egzystencjalne rozważania środkami ze swojego teatru. Dlatego aktorzy mówią kwestie wyłącznie "do siebie" i tak często pod dużą lampą z metalową siatką zamiast klosza, która przypominać może salę operacyjną lub nawet więzienie.
W zaprojektowanej przez samego Lupę scenografii powtarzają się typowe dla niego sprzęty czy rekwizyty. To stare domostwo, w którym kręte schody okala siatka. Bohaterowie opowiadają o jego odosobnieniu i zaniedbanym ogrodzie wokół. Ale przez okna, do których podchodzą, widać tylną ścianę sceny, rury i kable. Wszystko jakby specjalnie wyeksponowane, wyraźnie oświetlone. W domu natomiast najczęściej króluje mrok, na abażurach lamp dodatkowo położono szale. Liszaje zacieków wykwitają na tynkach, sprzęty dawno straciły świeżość i tez świadczą o tym, że dom popada w ruinę. Ale przeciw remontowi jest nie tylko bezwład i rozcieńczenie czasu, które ogarnia jego mieszkańców. Jest jeszcze ich lęk przed zmianą, zniszczeniem tego, co tu kiedyś przeżyli połączeni wiarą w nowy sens życia, którego odkrycie miało być ich udziałem.
Ten dom, który narzuca swoiste, intensywne przeżywanie dnia i nocy, skłania do bierności i nasłuchiwania siebie, Lupa czyni także bohaterem spektaklu. Jego obraz oddaje wiernie stan pogłębiającej się psychicznej niemocy, w jaką popadli ludzie związani z sobą kiedyś tak mocno, że duch tego związku był czymś ważniejszym niż każdy z nich osobno. Oto oni: Maria i jej siostra Regina, młody uczony Tomasz i Anzelm. Do tego "klanu" przyjaciół należał kiedyś jeszcze Jan, pierwszy mąż Reginy, który popełnił samobójstwo. Obecnie jest ona żoną profesora i wysokiego urzędnika ministerialnego - Józefa. Maria zaś poślubiła Tomasza. Obie siostry kochają się w Anzelmie, który bez skrupułów rozibija oba małżeństwa. On też namówił Reginę na wspólną ucieczkę i przyjazd do domu Tomasza. Stąd całą czwórkę zastajemy razem, co dodatkowo rozjątrza ich wyobraźnię, prowokuje do wspomnień i podjęcia próby uporządkowania chaosu uczuć i myśli. Nerwowo wyczekują na przyjazd Józefa, bo ten wynajął detektywa mającego dostarczyć dokumenty kompromitujące Anzelma. Od jego opinii w ministerstwie zależy dalsza kariera Tomasza. Akcja "Marzycieli" przypomina staroświecki melodramat oatrakcyjniony wątkiem sensacyjnymm, ale u Musila pełni rolę drugorzędną. Lupa pokazał ją z dystansem, zaś aferę z przechwyceniem listów i jej dwóch protagonistów - Józefa (Zygmunt Józefczak i detektywa Stadera (Jacek Romanowski) wręcz groteskowo. Ci ostatni oraz panna Mertens, dama do towarzystwa (Maria Zającówna-Radwan), zdecydowanie różnią się od czwórki przyjaciół - "marzycieli". Reprezentują "określonych", czyli ludzi, dla których wszystko jest raz na zawsze unormowane. Lecz w życiu sprowadza się to najczęściej - jak u profesora - do zachowania pozorów, unikania skandalu. Z kolei gra sprzeczności, która toczy się w samych ,,marzycielach", wymyka się typowym scenicznym intrygom i sytuacjom. To ludzie "metafizycznie niespokojni", jak ich określił Musil. Dobrze się czują tylko w świecie pragnień, oczekiwań. Sami nigdzie nie mogą się zadomowić, bo potrzebują wolności. Nie bez znaczenia jest fakt, że swój dramat pisał Musil w Wiedniu, w którym prywatną praktykę psychoanalityczną prowadził doktor Freud, że czytał wówczas Kierkegaarda. A i dla reżysera krakowskich "Marzycieli" ten krąg tekturowych fascynacji jest niezmiernie istotny.
W każdym z pokojów domu Tomasza wisi symboliczny, niepokojący "Pejzaż z wierzbami". W kolejnych scenach pojawi nie na nim postać Anzelma. Najpierw ledwie rozpoznawalna, potem coraz większa, wreszcie - w trzecimi akcie będzie to wyraziste zbliżenie samej twarzy. Anzelm stanowi najbardziej skrajny, choć równocześnie dwuznaczny przykład "marzyciela". Chce życie zaczynać wciąż od nowa, by inaczej nim kierować, usiłuje ubarwiać rzeczywistość i uwolnić się od jej dyktatu. Ale też okazuje się tylko hochsztaplerem. Jego fotografia znikła nagle i na ścianie pojawia się znów pusty krajobraz. Dzieje się to podczas finałowej rozmowy Reginy z Tomaszem, gdy uświadamiają sobie własną samotność. Ale trzeci akt nie daje żadnego ostatecznego rozwiązania, zwłaszcza dla Tomasza. Pozostaje on zawieszony między racjonalizmem a irracjonalizmem, zajmując pozycję biernego obserwatora życia. To jest główny pierwowzór Ulricha, tytułowego bohatera "Człowieka bez właściwości".
Przedstawienie "Marzycieli" Krystiana Lupy prowokuje do licznych i różnymi tropami biegnących refleksji, skojarzeń, ocen. Dalekich od jednoznaczności, bo reżyser kładzie duży nacisk na płynność kreowanej rzeczywistości, pulsowanie nastrojów, wiarygodność postaci w każdej często sprzecznej z następną, sytuacji. To oczywiście wymaga od aktorów ogromnego skupienia i "wczucia się" w role. Mają grać prawdziwie nawet oniryczne fantazje i sztuczne wyizolowanie z życia, którego już nie ma w butwiejącym domu. Okazało się to bliskie spełnienia w kreacjach Alicji Bienicewicz - Reginy, Agnieszki Mandat Marii, Andrzeja Hudziaka - Tomasza i Piotra Skiby - Anzelma. Zapadają one w pamięć razem z wymyślonym przez Lupę, na użytek Musilowskiego świata, domem.