Artykuły

Carmen... płonąca żagiew

Ewa Wycichowska, tancerka, choreografka, dyrektorka Polskiego Teatru Tańca obchodzi w tym sezonie jubileusz 25-lecia pracy artystycznej. Trudno w to uwierzyć, gdy patrzy się na nią jako na osobę urzędującą na stanowisku, a jeszcze trudniej, gdy widzi się to, co Wycichowska "wyprawia" na scenie.

Niespełna dwa lata temu artystka, posta­nowiła pożegnać się ze sceną. Tańcząc Mefistę w "Fauście" odwiedziła wraz z teatrem największe miasta w Polsce i mówiła publiczności "żegnajcie". Szczęśliwie wiosną tego roku dała się namówić przyja­ciołom i choreografowi Jerzemu Makarowskiemu na złamanie obietnicy rozstania. W minioną sobotę, na deskach Teatru Wielkiego w Poznaniu, zatańczyła tytułową Carmen w balecie do muzyki Bizeta - Szczedrina.

Makarowaki nie zrealizował typowego spektaklu "ku czci", w centrum zaintereso­wania stawiając postać Don Josego (opętany miłością do występnej dziewczyny Don Jose wspomina swoje życie w więziennej celi). Przedstawienie jest zatem swego rodzaju projekcją zdarzeń poprzedzających areszto­wanie bohatera za zamordowanie kochanki. Makarowski stworzył klimat zupełnie od­mienny od panującego w operze Bizeta. Jego "Carmen" to opowieść o mocy irracjonalnego, pierwotnego uczucia, by nie powiedzieć instynktu. W gorącej atmosferze, przypomi­nającej duchem Lorcę, rozgrywa się dramat bazujący na wręcz atawistycznych popędach. Carmen jak płonąca żagiew roznieca wokół siebie potężne eksplozje pożądania, kierując się wyłącznie uczuciem... egoizmu. Obiektem jej zainteresowania może być jedynie mężczyzna, który jej imponuje, który potrafi ją okiełznać, choć nigdy do końca.

Wyrażeniu takiej interpretacji znanej literackiej postaci znakomicie pomógł szale­nie oryginalny język choreograficzny Makarowskiego. Pewna "automatyzacja" gestów, nie mająca jednak nic wspólnego z powta­rzalnością, ekspresja i dynamika ruchu, wyrazistość, a jednocześnie bogata symboli­ka, to podstawowe cechy kompozycji chore­ografa. W tym bardzo trudnym układzie fantastycznie spisali się wszyscy tancerze. Wycichowska - jakby naturalnie z nim zespolona - stworzyła kreację na miarę jubileuszu stulecia, a nie "tylko" dwudziestopięcio. Była młoda młodością Carmen i swoją własną, a od Wycichowskiej sprzed dziesięciu czy piętnastu laty lepsza wiedzą i doświadczeniem. Doskonale tańczył także Aleksander Rulkiewicz (Don Jose) fascy­nując szczerością młodzieńczych reakcji i rewelacyjną techniką, nie gorzej popisał się charyzmą i wirtuozerią wykonawczą wystę­pujący w partii Torreadora Krzysztof

Raczkowski. Zresztą z satysfakcją muszę przyznać, że zespół Polskiego Teatru Tańca stoi w tej chwili na najwyższym, europejskim poziomie. Jego dyrektorka może mieć satysfakcję nie tylko z własnych 25 lat pracy artystycznej, ale i pięciu lat szefowania tak wspaniale utalentowanymi ludźmi.

"Carmen" Bizeta - Szczedrina, wzbogacona gitarowymi kompozycjami Heitora Villi-Lobosa, oklaskiwana była przez przybyłą z całej Polski publiczność na stojąco. W grudniu Wycichowska nie będzie występo­wać. Wyjechała do Filadelfii, by z zespołem Convergence Dancers and Musicians realizo­wać nową choreografię. W styczniu i lutym PTT występować będzie w Łodzi i w Warszawie. Artystka obiecała jeszcze raz wystąpić przed swoją ulubioną, łódzką publicznością. Czekamy i życzymy kolejnych, 25 lat wspaniałej pracy choreograficznej i tańca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji