Cierpienie, którego nikt nie dostrzega, i dojmująca samotność
Moment, w którym kończy się ludzkie życie, stanowi punkt wyjścia dramatu "W środku słońca gromadzi się popiół" Artura Pałygi. Sztukę w reżyserii Wojciecha Farugi zobaczymy na deskach Narodowego Starego Teatru. Premiera odbędzie się jutro.
Dramaturg oparł swoją opowieść na kanwie historii dojrzałej kobiety, która zginęła w pożarze. Tragiczne wydarzenie splata się z innymi postaciami dramatu. A każdy z bohaterów przeżywa swój osobisty koniec świata. Co łączy ich dramaty? Cierpienie, którego nikt nie dostrzega i dojmująca samotność.
"W środku słońca gromadzi się popiół" jest sztuką filozoficzną. - To dramat dla tych, którzy lubią mierzyć się z pytaniami, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi.
Zadaje pytania o to, czy mamy dostęp do drugiego człowieka, czy potrafimy go zrozumieć - twierdzi Wojciech Faruga.
- To sztuka dla ludzi, którzy uwielbiają mierzyć się z emocjami i uczuciami w teatrze - dodaje.
Twórcy spektaklu podkreślają, że zależało im, aby historie i dramaty pojedynczych bohaterów nie były publicystyczną rozprawą, lecz by dostarczyły widzom wręcz metafi- zycznych doznań.
- Coraz rzadziej w pędzie świata przystajemy, by zadać egzystencjalne - jakie to niemodne dziś słowo - pytania. O sens życia, o istnienie Boga. Coraz mniej wokół nas metafizyki - mówi dramaturg Paweł Sztabrowski.
W spektaklu sięgnięto po minimalne środki wyrazu. Scena zabudowana została metalowymi ścianami, które stają się ramą dla gry czwórki aktorów - Doroty Segdy, Małgorzaty Gałkowskiej, Błażeja Peszka i Pawła Kruszelnickiego. Wokół nich powstaje świat kreowany dźwiękiem i światłem. Całość tworzyć ma oddziałujący na zmysły obraz.
- W minimum formy zebrane zostało maksimum treści - o taką zapowiedź przed premierą sztuki pokusił się Sebastian Majewski, wicedyrektor Starego Teatru.