Piekło nie przedstawione
Polski teatr nie umie uporać się z tematem wojny na Bałkanach. "Antygona" Zbigniewa Brzozy w warszawskim "Studio" była nieudaną próbą pokazania mitu we współczesnych mundurach. Wystawiona w Rozmaitościach przez Piotra Cieplaka "Skóra węża" Slobodana Śnajdera, dramat kobiety zgwałconej przez wojennych kondotierów, grzęźnie w poetyckich, wizyjnych scenach. Z prawdziwą siłą przemawia tylko kilka z nich.
Stołeczne Rozmaitości kierowane przez Piotra Cieplaka, po bardzo udanych premierach "Bzika tropikalnego" i "Testamentu psa", zostały okrzyknięte przez krytykę jako sztandarowa scena młodego teatru w Warszawie. Każdej nowej premierze towarzyszy ogromne zainteresowanie i pytania, czy uda się utrzymać ten dobry poziom. Gwarancję sukcesów daje scenie przy Marszałkowskiej aktualność tematów wybieranych przez Piotra Cieplaka. "Testament psa" w formie groteski, ale i moralitetu mówił m.in. o ziemskim uwikłaniu ludzi Kościoła, choć ważniejsza była kwestia chrześcijańskiego miłosierdzia i odpuszczenia win. "Skóra węża" Slobodana Śnajdera trafia w sedno palącej kwestii kobiet-ofiar bałkańskiej wojny i tego, co mają uczynić z dziećmi poczętymi w czasie zbiorowych, bestialskich gwałtów.
Żeby było jasne: dramat nie podąża tropem opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego "Błogosławiona, święta", zainspirowanego apelem Jana Pawła II o to, by kobiety rodziły dzieci, bez względu na okoliczności poczęcia. Piotra Cieplaka nie interesuje doktryna wiary oraz Kościół jako instytucja. Tekst Śnajdera dlatego znakomicie wpisuje się w poetykę jego teatru, ponieważ skupia się na życiu duchowym człowieka. Nie bez znaczenia jest to, że zarówno formą, jak i treścią nawiązuje do Ewangelii i moralitetu. W ich tradycję wpisują się Azra i Hasan, główni bohaterowie "Skóry węża", upostaciowani na współczesną Matkę Boską i świętego Józefa. Mamy więc do czynienia z utworem wprost wymarzonym, jakby napisanym dla szefa Rozmaitości. O swoistej kontynuacji wątków jego teatru można mówić, tym bardziej że Azrę zagrała Halina Chmielarz występująca w "Testamencie psa" w roli Maryi. A jednak "Skóra węża" przynosi rozczarowanie. Początek spektaklu nie wskazuje na to. W sprawnie przeprowadzonych zmianach ostrych świateł ukazuje się kolejno Trzech Panów we Frakach. Wykrzykują do mikrofonów - przy akompaniamencie agresywnej, rockowej muzyki - fundamentalistyczne hasła o świętej wojnie w imię Boże. To idealna ilustracja idei Piotra Cieplaka, który chce tworzyć "najszybszy teatr w mieście", "teatr dla martensów", czyli ludzi młodych. Pozostałe sekwencje spektaklu nie mają już tej mocy. Grzęzną w odwołaniach do ludowej przypowieści o wężu, który zalągł się pod sercem zgwałconej kobiety. Rozpadają na kolejne monologi bohaterów. Giną w poetyckiej aurze tekstu. W konsekwencji dramat zgwałconej Azry, a także opiekującej się nią Marty (Magdalena Kuta), kobiety, której nie dane było urodzić dziecka - pozostał literaturą. Mimo że niósł w sobie obrazy piekła dziejącego się w byłej Jugosławii, nie oddał na scenie ogromu ludzkiego cierpienia.
Inscenizacji Cieplaka nie pomogła nawet scenografia Ewy Beaty Wodeckiej, sprzyjająca atmosferze skupienia i zbliżeniu widza z aktorem. Bardzo piękna, z symbolicznym motywem drzewa bez liści, które tonie w mrokach sceny. Nie ratuje również spektaklu intermedium ze współczesnymi Trzema Królami, którzy przybyli do nowo narodzonego dziecka, jednak nie po to, by obdarować je mirrą, kadzidłem i złotem, ale by je kupić.
Nie znaczy to, że nie ma w przedstawieniu scen poruszających. Wzruszają zwłaszcza intymne dialogi ciężarnej Azry i Nienarodzonego/Węża (Adam Woronicz) oraz jej rozmowa z Aniołem (Cezary Kosiński). Właśnie w nich wyraża się z całą siłą wyższość życia nad śmiercią, miłości nad nienawiścią, choć to śmierć i nienawiść wezmą górę nad prawdami Ewangelii. Nie wystarczy bowiem, by Azra, Marta i Hasan wybłagali u Węża przejście na stronę Dobra. Nawet, gdy porzuci swoje stado, na oczach matki zabiją go inne Węże. Takie jest prawo wojny.