Artykuły

Między trwałością i zmiennością

- Teatr nie bardzo lubi rewolucje. Kiedy obejmowałem fotel dyrektorski, porównałem teatr do ogrodu i ciągle tę alegorię podtrzymuję. Teatr, podobnie jak ogród, wymaga czasu, pielęgnacji, cierpliwości... - mówi PAWEŁ SZKOTAK, dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu, obchodzącego 130-lecie istnienia.

Stefan Drajewski: Czy 130 lat tradycji nie przytłacza pana, człowieka, który wszedł do teatru repertuarowego, instytucjonalnego, ze środowiska alternatywnego? Paweł Szkotak [na zdjęciu]: - Odnoszę się do tej poważnej liczby z wielkim szacunkiem. I dlatego pierwszą premierą jubileuszowego sezonu jest właśnie "Zemsta" Aleksandra Fredry. Historia tego teatru zaczęła się od tej właśnie komedii. Jest to nasz ukłon w stronę tradycji Ale już powierzenie reżyserii Piotrowi Cieplakowi jest gwarancją, że nie będzie to historyczny obrazek, tylko przedstawienie żywe i ważne dzisiaj. Cieplak jest fantastycznym reżyserem do "Zemsty". Głęboko rozumie i szanuje tradycję. Z drugiej strony jest reżyserem nowoczesnym. Nie boi się eksperymentować. Ma pan czterdziestkę. Czyli przeżył pan mniej więcej jedną trzecią historii tego teatru. - Ale pamiętam znacznie mniej. Bywałem co prawda w Poznaniu zanim w latach 80. przyjechałem na studia, ale do teatru nie zachodziłem często. Nie potrafię powiedzieć, jaką sztukę widziałem tu pierwszy raz. Na pewno oglądałem wszystkie wielkie romantyczne przedstawienia za dyrekcji Grzegorza Mrówczyńskiego, a już bardzo regularnie oglądałem premiery począwszy od dyrekcji Lecha Raczaka.

Jakie znaczenie przypisuje pan historii życia teatralnego?

- W teatrze dobra jest harmonia między trwałością i zmiennością. Tradycja jest istotna i dlatego boleję nad tym, że nie mamy w swoim gronie aktorów, którzy przepracowaliby tu na przykład czterdzieści lat. Patrząc z boku na Teatr Polski, z perspektywy widza myślę, że on zbyt często przechodził różnego rodzaju rewolucje. Kolejni dyrektorzy mieli krańcowo odmienne koncepcje teatru.

Każdy, co jest zrozumiałe chciał tu odcisnąć swoje piętno... Zupełnie inaczej niż w Teatrze Nowym. Dominowała tu rewolucja nad ewolucją.

- A teatr nie bardzo lubi rewolucje. Kiedy obejmowałem fotel dyrektorski, porównałem teatr do ogrodu i ciągle tę alegorię podtrzymuję. Teatr, podobnie jak ogród, wymaga czasu, pielęgnacji, cierpliwości... Patrząc na Teatr Nowy w Poznaniu, myślę, że tam ciągle jeszcze zbiera się owoce pracy Izabeli Cywińskiej. Do Polskiego też wróciła publiczność. Przychodzą do nas młodzi widzowie. Stajemy się ich teatrem. Chcą z nami pracować reżyserzy rozchwytywani w Polsce. To jest istotne dla aktorów, ponieważ mają okazję spotykać się w pracy z różnymi osobowościami, z różnymi wizjami teatru. Sytuacja, w której nie ma starszyzny aktorskiej, dla młodego zespołu jest i dobra, i zła. Mają swobodę, tylko od nich zależy, jak ją wykorzystają. Nie tworzą w cieniu autorytetów. Ale nie mają też kogo podpatrywać.

Dzięki częstym zawirowaniom dyrekcyjnym, chociaż Teatr Polski świętuje 130-lecie istnienia, jest teatrem ludzi młodych.

- Prawda. Jest to miejsce, w którym można wiele rzeczy zrobić. Tu pracują młodzi ludzie, to jest teatr, który szuka swojego miejsca, swojego oblicza. Myślę, że przez te dwa sezony, odkąd jestem dyrektorem, coś udało się już zrobić. Staram się mądrze czerpać z tego, co zrobili moi poprzednicy, staram się też, dawać mu to, co dla mnie w teatrze się liczy najbardziej. Cieszę się, że na nowo udało się nam odkryć Włodzimierza Kłopockiego. Cieszę się, że udało mi się przyciągnąć aktorską parę - Teresę Kwiatkowską i Wojciecha Kalwata z Bydgoszczy, gdzie mieli już swoją markę. Cieszy mnie, że chcą z nami współpracować aktorzy znani z ekranu...

Chociaż budynek teatru przypomina w środku bombonierkę, tu dość często dyrekcję obejmowali ludzie młodzi bądź niepokorni, by przywołać Byrskich, Okopińskiego, Kordzińskiego, Grabowskiego, Raczaka, Wodzińskiego... no i pana.

- Nie zapominajmy, że pracował w tym teatrze także Jerzy Grotowski. Myśląc o tym, jak powinien ten teatr funkcjonować, zaproponowałem dwie linie programowe, którym staram się być wierny i które chyba się sprawdzają. Z jednej strony jest to reinterpretacja klasyki polskiej i światowej, z drugiej - repertuar współczesny, w tym prapremiery. Przypomina to być może łączenie ognia z wodą, ale w mieście, w którym są tylko dwa teatry dramatyczne, nie można już bardziej zawęzić swojej specjalizacji. Wielka literatura potrzebna jest aktorom, podobnie jak kontakt ze współczesna dramaturgią. Ryzyko, że po raz pierwszy coś robimy, bardzo mnie cieszy. Dzięki prapremierom udało się nam przełamać stereotyp, że odbywają się one tylko w stolicy.

Jak będzie przebiegał sezon jubileuszowy Teatru Polskiego?

- Po "Zemście", na którą zapraszam w sobotę [29 października], będzie sporo ciekawych propozycji. Najpierw dwie prapremiery niemieckich autorów. Marek Fiedor reżyseruje "Kobietę sprzed 24 lat" Rolanda Schimmelpfenniga, autora niemieckiego najczęściej granego poza granicami Niemiec. Piotr Kruszczyński natomiast wystawi "Hysterikon" Ingrid Lausund. Sztuka dobrana do miasta targowego, jakim jest Poznań. Potem wrócimy do wielkiej klasyki i będzie to "Hamlet" w mojej reżyserii. A na koniec sezonu Mateusz Bednarkiewicz zrealizuje "W oczach Zachodu" Conrada. To będzie ciekawa rzecz, ponieważ Conrad rzadko gości na naszych scenach, a jest to poniekąd odpowiedź na "Biesy" Dostojewskiego, które mamy już w repertuarze.

Udało się panu skupić grono przyjaciół Teatru Polskiego?

- Tak. Są to reżyserzy, którzy wracają, albo wrócą w przyszłości: Marek Fiedor, Piotr Cieplak, Piotr Kruszczyński, Iwona Kempa. Wizja człowieka i świata są nam dość bliskie. Interesujący nas teatr można uprawiać nie tylko poprzez klasykę, ale i dramat współczesny. Decyzje repertuarowe wynikają z naszych rozmów i przemyśleń. Zawsze w sezonie chciałbym też dawać szansę komuś młodemu, nowemu. Chciałbym też, aby teatr nie był tylko miejscem, w którym ogląda się przedstawienia, stąd sporo inicjatyw okołoteatralnych: prezentacje nowej dramaturgii, pokazywanie zapisów archiwalnych spektakli na video.

Ale knajpy nie ma...

- Wkrótce będzie. Właśnie kończy się remont.

Jak sobie radzicie z klątwą Horzycy?

- To pyszna anegdota. Obserwując historię Teatru Polskiego przez ostatnie pięćdziesiąt lat, można uwierzyć w magię słów. Myślę jednak, że tę "żabę" zjadła do końca poprzednia dyrekcja. Dzisiaj sukcesy i porażki Teatr Polski zawdzięcza wyłącznie sobie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji