Artykuły

W śmiertelnym tańcu

1. Teatr Provisorium i Kompania "Teatr" zagrały "Koniec wieku" w reżyserii Janusza Opryńskiego. Przed­stawienie rozpoczyna się sceną walki Kaina z Ablem. Taki prolog oznajmia, że być może oglądać będziemy przed­stawienie o kainowym grzechu albo o walce Dobra ze Złem.

2. W przedstawieniu mówi się o dżumie i o ludzkich postawach wobec zarazy. Wiekowy podręcznik medy­cyny, jaki mam przed sobą, orzeka, że "dżuma jest chorobą odzwierzęcą, gdyż powoduje ona epizootię u wielu zwierząt jak szczury, susły, tarabany i inne gryzonie polne (...). Epizootie dżumy u szczurów są zależne od okre­sów największego rozmnażania się pcheł szczurzych". Wystarczy. Jean Delumeau, autor fascynującego dzieła pod tytułem "Strach w kulturze Zachodu", twierdzi, że dżumę przenosi­ły nie tylko szczurze pchły, ale także wesz ludzka. Ma się rozumieć, że ani autorzy starego podręcznika, ani J. Delumeau nie pomijają człowieka jako źródła zakażenia.

3. W godzinie śmierci, w czas klę­ski słowa modlitwy: "od powietrza, głodu, moru, ognia i wojny - wybaw nas Panie" nabrzmiewały strachem, błaganiem i bólem. Od jakiego powie­trza miał ludzi wybawiać Pan? Od Czarnej Śmierci, od morowego po­wierza, czyli od dżumy właśnie.

Kiedy Czarna Śmierć dziesiątko­wała europejskie wsie, miasta i pań­stwa - logika codziennych zachowań waliła się w gruzy. Nieznośna bli­skość żywych i umarłych (tak to uj­muje Delumeau) powodowała rozpad "człowieka przeciętnego" (ten sam autor). Ludzie sterroryzowani przez Geniusza Dżumy, Wędrowną Matkę, Czarnego Diabła pogrążali się w zbiorowym obłędzie (bywało), w rozpu­ście (bywało), w modlitewnych błaga­niach i zaklęciach, ale i w pogromach tych, których podejrzewano o przy­wleczenie choroby. Ale - zdaje się wynikać z licznych świadectw pisa­nych - obłęd, modły, rozpusta i po­gromy to były tylko chwilowe paroksyzmy. Codziennością w czasie za­razy był wszechogarniający paraliż strachu. Nasz wiek, kończący się wiek dwu­dziesty, nie znał terroru "choroby odzwierzęcej", jaką jest dżuma i nie zetknął się z Geniuszem Dżumy. Po­znał natomiast dogłębnie - choć me­dycyna nie zna takiego pojęcia - prze­rażający katalog "chorób odludzkich" i szaleństwo Geniuszy Śmierci, ska­zujących narody Europy i świata na głód, wojny, ogień i zarazy. Dlatego kiedy aktorzy w "Końcu wieku" mo­dlą się - od powierza, głodu, ognia i wojny, choć innymi słowy - trzeba ich słuchać uważnie.

4. Przedstawienie zanurzone jest w "Dżumie" Alberta Camusa. Z niej czerpie słowa. W niej przede wszystkim poszukuje obrazów i refleksji, przemyśleń i zachowań, znaków i znaczeń. Ale tak jak "Dżuma" nie jest kronikarskim zapisem zarazy w Ora­nie, bo jest metaforą, tak "Koniec wieku" nie jest adaptacją "Dżumy", lecz sceniczną metaforą wieku zara­żonego terrorem, totalitarnym stra­chem.

5. Mam przed sobą "Dżumę" A. Camusa. Rok wydania - 1970. Kolej­ność wydania - dziewiąte. Nakład - 50 tysięcy egzemplarzy! Nie przypu­szczam, by każde z dziewięciu wydań (pierwsze polskie wydanie ukazało się w 1957 roku) miało tak imponujący nakład, ale musiał być przecież powód "zaczytywania" tej książki.

Moda na egzystencjalizm? Być może. Nie zamknięte jeszcze w tam­tych latach rozliczenia z dżumą II wojny światowej, z czasem pogardy? Też. Ale i to pewne, że dżuma była terrorem totalnym, zagrożeniem powszechnym - i tak właśnie odmalował ją A. Ca­mus. Traktowana więc była przez pol­skiego czytelnika jako powieść z klu­czem, jak zaszyfrowany obraz stali­nowskiego terroru i komunistycznej zarazy? Na pewno. Ale spodziewam się, że dla wielu była to mniej powieść, a więcej traktat moralny, przebrany w szaty świetnej literatury.

6. W eseju pod tytułem "Nadzieja i absurd w dziele Franza Kafki", A. Camus zapisał: "Geometra K. (boha­ter "Zamku" - p.m.) nie może sobie wyobrazić innego strapienia niż wła­sne". Nie pamiętam, w jakiej sytuacji padają w "Dżumie" słowa: "Trzeba walczyć w taki czy inny sposób i nie padać na kolana". Oto podstawowe typy postaw w stanie każdego zagrożenia; postaw, jakie wiek dwudziesty przetestował w sytuacjach doprowa­dzonych do ostatecznych skrajności. Albo własne strapienie, albo hero­izm w czasie beznadziejnym.

"Nie padać na kolana" to moralne przesłanie "Dżumy". Walczyć w taki czy inny sposób pod groźbą zakażenia bakcylem i pod groźbą śmierci, ale w imię czego? W imię Boga, albo mimo Boga, w imię idei, albo bez idei, w imię miłości, albo jej utraty - to znaj­dziemy w dziele Camusa.

7. W przedstawieniu J. Opryńskiego działają cztery postacie: Doktor, Moralista, Ksiądz i Dziennikarz. Mówią - zagęszczonymi dla potrzeb przedstawienia - kwestiami bohaterów "Dżumy": doktora Rieux, księdza Paneloux, dziennikarza Ramberta, ale także innych, którzy pod wpływem postawy doktora wstali z kolan, jak na przykład Tarrou. Czytelny to zamysł: nie interesują nas psychologiczne sylwetki bohaterów, nie budujemy postaci wyposażo­nych w zindywidualizowane charakte­ry. Interesują nas racje, jakie w swoich postawach i osądach przenosi Doktor, Ksiądz, Dziennikarz i Moralista. Takie rozstrzygnięcie decyduje, że przedsta­wienie staje się scenicznym, unaocz­nionym traktatem moralnym, a to wy­wołuje dalsze następstwa.

Choćby w sposobie aktorskiego mówienia, które służy przekazywaniu racji i czasem emocji, ale nie budowa­nia wizerunku postaci. W monolo­gach, jakie wygłaszają działający na scenie aktorzy rzadko pojawia się mowa narracyjna, jeszcze rzadziej - liryczna. Ich styl mówienia w "Końcu wieku" jest stylem z suplikacji i egzorty, z kazania i tyrady, z gwałtow­nego języka zaklęć. I aktorzy robią to znakomicie, często perfekcyjnie, choć czasem chciałoby się powiedzieć: ci­szej proszę, tu szept brzmiałby dono­śniej.

8. Podobno taniec śmierci danse macabre, powstał w czasie wielkiej epidemii w 1348 roku, ale jego roz­kwit trwał od 15. do 18. wieku. Na pewno procesje biczowników były nieodłącznym zjawiskiem w pejzażu miast dotkniętych epidemią.

W "Końcu wieku" to szczury, które pierwsze padają ofiarą zarazy, biczują ziemię, która wydała zarazę, czy - lepiej - z której wyszły zakażo­ne szczury, aby na tej ziemi zdychać. Sprawą scenicznej umowności jest przemiana szczurów w ludzi, a jest to jedna z najciekawszych plastycznie sekwencji. Ludzie nie buntują się na szczurzy sposób, odrzucają gest bi­czownika, by wstać z kolan i dźwi­gnąć swój los tak beznadziejnie, jak Syzyf swój kamień pod górę. Ale: beznadziejnie czy heroicznie?

9. Przedstawienie rozgrywa się w szarym świetle, w szaro-czarnym tle. Kostiumy postaci też są z materii po­spolitej, wyszarzałej, splamionej. Bla­szane beczki, które trzeba dźwigać jak los, jak krzyż, jak kamień Syzyfa tym więcej znaczą, że na początku draż­nią. I tylko wielki ptak, złowrogi jak monstrualny sęp, ma dodane barwy do kostiumu. Niektórzy bowiem uwa­żali, że w dniach zarazy można wyjść na ulice miasta, ale jedynie w masce w kształcie ptasiej głowy, której dziób wypełniony był wonnościami. Byłaby to więc figura z karnawału śmierci, bo i tak nazywano czas epidemii? Może taki był zamysł inscenizatora, może nie. Ale jest to bardzo dobry kontrapunkt w scenicznym traktacie o wieku, który mija. O naszym wieku i o naszej dżumie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji