Papierowa Dżuma w Gdyni
Na tę premierę w Teatrze Miejskim czekało wiele osób. Kompletnie zapełniona (w minioną niedzielę) widownia była tego najlepszym dowodem. Po pierwszej, blisko dwugodzinnej części spektaklu rzędy bardzo się przerzedziły. Publiczność poczuła się zapewne zmęczona przedstawieniem.
"Dżuma" Alberta Camus to powieść wielokrotnie opisywana i interpretowana. Ma stale ważne przesłanie, rozszyfrowywane przez współczesnych. Julia Wernio podjęła się adaptacji prozy Camus i wyreżyserowała ten spektakl. Dość wiernie oddała zdarzenia z powieści, przeniosła literaturę na "kulturalny" teatr, tyle że pozbawiony dramatycznych spięć. Aktorzy, szczególnie w pierwszej części, mówią teksty obok siebie. Właściwie osoby dramatu pozornie kontaktują się z sobą. Na uwagę zasługują tylko niektóre propozycje interpretacyjne. Stefan Iżyłowski w epizodycznej roli doktora Castela, stonowanego, doświadczonego człowieka, który rozumie dużo więcej niż mówi, podobał mi się najbardziej. Podobał się też publiczności Dariusz Siastacz jako doktor Rieux, Andrzej Pieczyński jako Tarrou (szczególnie monolog o istocie "Dżumy" w II części). Zwrócił uwagę Rafał Kowal jako Cottard i Piotr Michalski jako Rambert. Scenografia Elżbiety Wernio wydaje się cytatem. Bar tak eksponowany "grywał" już w teatrze i w filmie. Nie da się scenicznego dziania zastąpić wieloma wjeżdżającymi i wyjeżdżającymi łóżkami. Nie da się też zapełnić pustki interpretacyjnej stałym zdejmowaniem i nakładaniem kapelusza bądź okularów. Może warto pamiętać, że akcja "Dżumy" rozpoczyna się w bardzo ciepłym kwietniu, a trwa kilka letnich miesięcy. Dziwią więc owe jesienne okrycia.
Publiczność przyjęła premierę spontanicznym oklaskami. Owacji na stojąco nie było.