Artykuły

Umarł biskup, niech żyje król

"Bolesław Śmiały" w reż. Bartosza Zaczykiewicza w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Wyspiański jest jednym z tych pisarzy, którzy ulegli upływowi czasu. I to nie pod tym względem, że stracił swoją głębię czy przenikliwość. Problem tkwi w postrzeganiu tego twórcy. Swego czasu był przecież niepokornym krytykiem Polaków, którzy nieustannie wynosili go na piedestał. Mające w sumienia uderzyć "Wyzwolenie" zostało odczytane jako narodowa szopka. Dlatego właśnie część współczesnych ludzi kultury próbuje niejako ,,wskrzesić" Wyspiańskiego, odczytać go na nowo. Rzecz w tym, że w tych dążeniach dochodzi do odwrócenia racji o sto osiemdziesiąt stopni. Autor "Bolesława" okazuje się nagle artystą pokazującym swoich rodaków jedynie w czarnych barwach.

Te dwie skrajności bardzo dobrze pokazują rozdźwięk w odczytywaniu Wyspiańskiego. Takie świadectwo jest dla zainteresowanego zbawienne, udowadnia bowiem, że jego twórczość nadal wzbudza emocje. Teatr Polski w Bydgoszczy pokazał pod koniec ubiegłego roku "Wesele", z którego Marcin Liber zrobił surowy obraz rodem z filmów Smarzowskiego.

Na przeciwległym biegunie stoi "Bolesław Śmiały" z innego Polskiego. Warszawski spektakl jest w pewien sposób podobny do zeszłorocznego "Irydiona". Raz, że odkurza dawno niegrany dramat. Dwa, że tak jak i widowisko Seweryna rozgrywa się w przestrzeni charakterystycznej dla monumentalnej tragedii. Proste, konstruktywistyczne wręcz dekoracje przenoszą akcję w mroczny świat. Zdarzenia w nim rozgrywają się wyłącznie w słowach.

Zaczykiewicz opiera się de facto na sile wymowy. Wraz z Jackiem Popielem twórcy skonstruowali scenariusz złożony z fragmentów kilku dzieł Wyspiańskiego. Centralną postacią pozostaje tytułowy Król (Piotr Cyrwus). Widowisko staje się zapisem jego moralnego upadku. Z jednej strony władca jest potężnym wojownikiem, ruszającym na Grody Czerwieńskie z ogniem i mieczem. To on zbudował potęgę państwa. Z drugiej strony, realizatorzy objawiają wszelkie słabości Bolesława. Za jego rządów ludzie stają się biedni. Tłum chodzi w odartych łachmanach. Swoistym sumieniem Króla staje się Sieciech (Dominik Łoś). Drugą stronę konfliktu reprezentuje Biskup (Krystian Modzelewski). Wkracza na scenę wraz z korowodem kosynierów, tworzących procesję maryjną. Siłą ludu okazuje się zatem religia, która jako jedyna pcha ludzi do boju. Bolesław zaznacza swoją siłę, ale ludzie uznają go martwym za życia. Rzucają w niego piaskiem, jakby już leżał w grobie.

Widowisko staje się zapisem moralnego upadku władcy. Protagonista cały czas wierzy w swoją potęgę, chociaż stopniowo maleje ona coraz bardziej. Bolesław karze kobiety za niewierność, chociaż sam oddaje się fizycznym zbliżeniom z Krasawicą (Lidia Sadowa). Zaczykiewicz pokazuje działania władzy, która kąsa tym bardziej, im stopniowo upada. Robi to za pomocą dosadnych znaków teatralnych. Jednym z elementów dekoracji jest podłużny prostopadłościan, kojarzący się dość jednoznacznie z trumną. W ogóle układ całej scenografii trochę przypomina nagrobek. Uniwersum warszawskiego przedstawienia jest smutne, mroczne i co ważne - niezwykle statyczne. Spektakl Zaczykiewicza nosi wszelkie oznaki antycznej tragedii. Oczywiście, autor "Powrotu Odysa" czerpał z greckiej poetyki. Ale widowisko w Polskim staje się wręcz koturnowe. Czy takie są dramaty Wyspiańskiego? W "Bolesławie Śmiałym" znajduje się mnóstwo przyśpiewek, zaś przestrzeń naokoło Króla żyje. Jeszcze bardziej widać to w Skałce. W odczytywaniu dzieł Wyspiańskiego niezbędna jest znajomość przestrzeni, w jakiej rozgrywają się jego utwory. U Zaczykiewicza zanika przy tym podstawowy konflikt zakreślony przez autora dramatu. Nie ma sporu między religią a polityką, bowiem zbagatelizowano w spektaklu wątek zdrady Biskupa. Tym samym przedstawienie okazuje się zapisem upadku pewnego człowieka, który morduje politycznego konkurenta, a na koniec przeklina samego Boga. Tematyka tekstów Wyspiańskiego zostaje tym samym znacznie zawężona.

Także otwarcie i zamknięcie przedstawienia jest szyte dość grubymi nićmi. Aktor (Andrzej Seweryn) wypowiada krótkie monologi. Bohaterowie spektaklu powstają wtedy z piasku usypanego na proscenium. Opowieść o władcy staje się opowieścią o teatrze. Ale to wszystko rozgrywa się w bardzo uładzonej formie. I niewiele pomaga tutaj znakomita dykcja Piotra Cyrwusa czy gra Wojciecha Czerwińskiego. Przedstawienie Zaczykiewicza jest po prostu poprawne, do tego nudnawe. Wydaje się, że brakuje mu po prostu ducha, czegoś, co tchnęłoby w inscenizację jakieś życie. Jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji