Obrona Holoubka-Alcesta
Gustaw Holoubek okazał się bezwzględny dla Molierowskiego Alcesta. Nie przyznał mu żadnych racji, nie znalazł usprawiedliwień. Jego Alcest to człowiek nie tyle walczący z fałszem i obłudą świata co z samym sobą.
A może bunt Holoubka przeciw Alcestowi jest zamaskowanym buntem przeciw przedstawieniu Molierowskiego "Mizantropa" na scenie Teatru Narodowego? Nie byłoby to takie dziwne. Przedstawienie nie ma stylu, a jego sens został zatarty. Zagubiono też cały humor tej wielkiej komedii. Andrzej Sadowski zrobił dekoracje, w których spokojnie można by zagrać "Fantazego". Może także coś Musseta. Są ładne w sposób nijaki; lekkie seledynowe tiule i subtelne zarysy elementów architektonicznych nie mają nic wspólnego z Molierem, z tą gęstą atmosferą pogranicza komedii i dramatu, jaką jest nasycony "Mizantrop". W kostiumach - całkowita dowolność. Część panów nosi peruki z epoki Moliera i stroje mające tę epokę ośmieszyć, nie bardzo wiadomo dlaczego. Panie mają suknie dostosowane do urody bez troski o styl i epokę. Na tym tle, wśród tiulów, trudno było zagrać Moliera. A ponieważ, nie jest to tajemnicą, z Molierem w naszych teatrach zawsze są kłopoty, spektakl miejscami przypomina raczej francuską komedię salonową z ubiegłego wieku. Reżyser, Henryk Szletyński, nie podjął decyzji, jaki ten "Mizantrop" ma być. Jest tu aktorstwo z wspomnianej, już salonowej komedii, są też próby jaskrawego podkreślania "komediowości", środki na poły farsowe. Bunt Holoubka byłby więc w pełni uzasadniony.
"Mizantrop" obok "Don Juana" należy do tych utworów Moliera, których ładunek myślowy i emocjonalny jest dziś równie żywy jak trzy wieki temu. "Mizantrop" wystawiony w tłumaczeniu Jana Kotta w krakowskim Teatrze Starym przez Zygmunta Hubnera był sztuką o nas dzisiaj. I to nie tylko dlatego, że mówiony był współczesną prozą. W Narodowym skorzystano z przekładu Boya, przekładu stwarzającego już pewną barierę między współczesnym widzem a problemem Alcesta. Nie jest to jednak bariera nie do pokonania.
Boy widział w "Mizantropie" komedię charakterów i świetny szkic obyczajowy. Przeczuł także to, co dzisiaj odczytujemy w tej sztuce. "Mizantrop - to społeczeństwo takie jakim było i będzie zawsze" - pisał. Śmieszny dworski światek z "Mizantropa" to coś więcej niż obraz jednego środowiska. Jest okruchem życia, świata, społeczeństwa. Działa tu prawo kompromisu, przystosowania, tolerancji wymienianej za tolerancję. Alcest ze swoim głębokim poczuciem moralnym, z bezwzględnym żądaniem prawdy i uczciwości musi przegrać ponieważ reguły gry są inne. Alceści zawsze przegrywają a równocześnie, jak pisze Włodzimierz Maciąg "bez tej postaci nie można sobie wyobrazić naszego życia. Bez nieustannego, radykalnego protestu przeciwko codziennym kompromisom, przeciwko kłamstwu, przeciwko znieczuleniu na zło. Alcest jest nam potrzebny stale i codziennie, razem ze swoją naiwnością, razem ze swoim ideałem bezwzględnej uczciwości, razem ze swoim przykładem odmowy kłamstwa. W tej... postaci odnaleźć można jedną z najdramatyczniejszych sprzeczności naszego czasu".
W przedstawieniu w Narodowym nie odnajdziemy żadnej z tych spraw. Ani to szkic obyczajowy, ani komedia charakterów, ani próba zobaczenia w "Mizantropie" współcześnie niepokojących problemów. Holoubek-Alcest nie ma właściwie partnerów poza Filintem, którego gra Stanisław Zaczyk z dużą subtelnością rysujący postać sceptyka. Filint z pogardliwym uśmiechem godzący się na konieczności gry, jakiej Alcest nie chce podjąć - to nie przeciwnik, to tylko inna odmiana buntu. W przedstawieniu nie istnieje natomiast to wszystko, co ten bunt powoduje. Alcest działa w próżni i nic dziwnego, że Holoubek mógł z tej roli zrobić tylko studium charakteru. Na nic innego ten spektakl nie pozwalał. Alcest Moliera walczy ze światem. Tu jest sam, musi więc walczyć ze sobą z własnymi słabościami. Stąd też ten brak pobłażania dla Alcesta. Holoubek pokazał Alcesta, w którym wszystkie jego cechy: prawość, szlachetność, bezinteresowność, a także brak tolerancji i zacietrzewienie doprowadzone są do stanu wrzenia. Już w pierwszej scenie bierze wysokie aktorskie "C". Zaskakuje tym, a później trzyma w napięciu aż do końca. Nie takie to łatwe. Gdyby Alcest był w tym przedstawieniu trochę mniej napięty nie w stanie bezustannego wrzenia, spektakl rozpadłby się zupełnie.
A jednak - szkoda takiego aktora do niepotrzebnej ekwilibrystyki.