Grek Zorba z potrójnym finałem
Przypomnijmy sobie: Giorgis Zorba żył w latach 1857 - 1941 i swym barwnym życiorysem najpierw zafascynował Nikisa Kazantzakisa, wielkiego pisarza greckiego; jego powieść "Grek Zorba" zdobyła sławę światową. Jeszcze większy sukces odniósł film Cacoyannisa (1965), m.in. dzięki muzyce Theodorakisa. W 1988 r. kompozytor, razem ze swym przyjacielem Lorką Massine, choreografem i tancerzem, stworzyli balet, który po triumfie w Weronie, miał swą polską prapremierę w Łodzi (1990), a rok później zobaczyła go Warszawa. My mamy trzecią wersję, bardzo podobną i zarazem inną. "Balet, to miłość - powiada Lorca - i dlatego ostatnia jest zawsze najpiękniejsza".
Co dopiero uformowany zespół młodych tancerzy teatru pod Pegazem, dobrze wystartował. Był godnym partnerem, nade wszystko samego mistrza Massine'a. Jego kolejnej, fascynującej (także aktorskiej) kreacji w tytułowej roli. Również pozostali, gościnni soliści premierowi: Sławomir Woźniak, Anna Krzyśków, Renata Smukała oraz Piotr Chojnacki, wzbudzili najwyższe uznanie - kunsztem tańca charakterystycznego, silnie opartego o klasykę i ekspresję współczesnego ruchu. Piękne i funkcjonalne tło ich popisu, zaprojektował wytrawny scenograf Ryszard Kaja. Muzyka Theodorakisa, gęsto zinstrumentowana, wzmocniona jeszcze wielkim chórem, jak zwykle świetnie przygotowanym przez Jolantę Dotę-Komorowską i Macieja Wielocha z partią solową Oksany Prudnik, szczególnie w I akcie, może nie zapowiada nadzwyczajnych emocji. Wolno narasta napięcie. Stopniowo pojawiają się, łatwo wpadające w ucho, melodie, urzeka nastrojem scena ślubu. Ale wszyscy czekają na finał. I jest on rzeczywiście porywający. Lorca Massine i cała jego kompania, po wpływem niepowtarzalnego rytmu, wpadają w organistyczny trans. Każdemu znana muzyka, jeszcze raz odżywa i triumfuje.
Publiczność, zrazu jakby z dystansem śledząca akcję, daje się wreszcie porwać atmosferze sceny. Finał powtarzany jest trzykrotnie, zawsze z innymi figurami. Na końcu tańczy także dyr. Jose Maria Florencio Junior (!), który znakomicie przysposobił muzycznie i poprowadził spektakl. Ludzie nie chcą wyjść z teatru! I pomyśleć: nie byłoby w Poznaniu "Greka Zorby", nie byłoby Theodorakisa, który zadyryguje swym dziełem pojutrze i nie byłoby Lorki Massine'a, gdyby m.in. Dejmek nie wyrzucił z Warszawy Sławomira Pietrasa...