Artykuły

Lunatycy II, czyli czas przemiany

Świat wartości europejskiej kultury uległ rozpa­dowi, zniknęły autorytety i hierarchie, ludzie błądzą niby lunatycy, nie odróżniając jawy od snu - konstatował Hermann Broch w swej monu­mentalnej, ukończonej na początku lat 30., powieści "Die Schlafwandler". Zawarte w niej intuicje, prze­czucia i diagnozy kilka lat temu skłoniły Krystiana Lupę do przeniesienia na scenę wątków II tomu ("Esch, czyli Anarchia"). Wysoko oceniony spektakl doczekał się kontynuacji - z końcem października zobaczyliśmy drugą część "Lunatyków", opartą na ostatnim tomie powieści. Przedstawienie wzbudziło wielkie apetyty, których do końca nie zaspokoiło.

Mimo podobieństw - poetyki, spo­sobu budowania obrazów i odnajdywa­nia znanych bohaterów - grany przez dwa wieczory spektakl różnił się od I części. Widzowie, których uprzednio zachwyciły sprawnie kreślone rodzajo­we sceny i wyraziste typy, poczuli się zawiedzeni. Wydarzenia I i II części dzieli kilkanaście lat: rozpoczął się XX wiek i świat stanął na krawędzi katastrofy, trwa bezsensowny koszmar wojny światowej. Akcja toczy się na tyłach frontu - w wojskowym lazare­cie i w labiryncie miasta-molocha, Berlina. Woj­na, przemiany gospodarcze i społeczne sprawia­ją, że człowiek czuje się coraz bardziej wyobco­wany, nie rozumie sensu otaczającego go świata. Nadzieja ustępuje nihilizmowi, wiarę w Boga za­stępuje cynizm, pracę traktowaną jako dobro - bezwzględność świata interesów. Bohaterem, w którego postępowaniu przejawia duch nowych czasów, jest tytułowy Huguenau (Roman Gancar­czyk). To przerażający "mały bies", dezerter i oszust, kreatura przymilna i przebiegła. Bezrad­ność idealistów starej daty - komendanta Pase­nowa (Jerzy Trela) i Escha (Jan Frycz) wobec tej bezwzględności budzi lęk.

Eksperymentalna powieść Brocha składa się z kilku wątków fabularnych przeplatanych wiersza­mi i filozoficznym esejem "Traktat o wartościach". Twórca adaptacji wprowadził postać narratora, al­ter ego Brocha (Piotr Skiba), ale musiał zrezygno­wać z wykładu starając się zamknąć zagadnienia metafizyczne w obrazach kierowanych do wyobraź­ni i uczuć.

Delikatnie naszkicowana została historia Ma­rii z Armii Zbawienia (Maja Ostaszewska) i Nu­chema (Adam Nawojczyk) - obraz miłości, poświęcenia i religijnego mistycyzmu, które mogą zbawić świat. W wątku lazaretowym zapada w pa­mięć naznaczony śmiercią żołnierz - Godicke (Andrzej Hudziak), scena festynu i dowcipkujący nieszczęśliwy cynik Jarecki (Jacek Romanowski). Momentami pusto pobrzmiewa jednak rozbudo­wana opowieść o przeczuciach i niepokojach żo­ny żołnierza, Hanny Wendling.

Reżyser efektownie operując światłem kreuje coraz to nowe przestrzenie. Aktorstwo - oszczędne, sprowadzone do podstawowych środ­ków, przezroczyste - przystaje do sposobu trak­towania czasu: niespiesznego, bliskiego realne­mu. Dekadencki świat zagubionych ludzi rzucał urok i fascynował podczas pierwszego premiero­wego wieczoru. Następnego dnia napięcie, za­miast rosnąć - co wynikałoby choćby z sensacyj­nego rozwoju wydarzeń - uległo spowolnieniu. Spektakl grzęźnie w wielosłowiu lub wymuszo­nych pauzach, relacje między postaciami przesta­ją iskrzyć - jakby spektakl z trudem przezwycię­żał opór materii. Może z czasem trafi we wła­ściwy rytm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji