Pepsie: to nie jest to
OD początku swego istnienia warszawsko-telewizyjny Teatr "Kwadrat" wziął na siebie niewdzięczne zadanie wystawiania komedii i fars. Jest to zadanie niewdzięczne dlatego, że komedia i farsa to u nas pole leżące odłogiem, ogród nieplewiony. Ani się takie rzeczy pisze, ani wystawia. Tradycja teatru komediowego i farsowego, kultywowana jeszcze nie tak dawno (to znaczy czterdzieści lat temu) przez całą plejadę świetnych aktorów, zanikała powoli, aż przeszła do legendy. Tymczasem wydaje się, że dzisiaj posiadamy nie gorszych aktorów komediowych. Wystarczy obejrzeć występy niektórych kabaretów, gdzie grają aktorzy teatralni, wystarczy - choć to rzadkie - od czasu do czasu obejrzeć któryś z lepszych programów telewizji (Kabaret Olgi Lipińskiej itp.), wystarczy wreszcie znać paru aktorów prywatnie, by dojść do wniosku, że kontynuatorów Fertnera dałoby się znaleźć wielu. Najrzadziej wszakże można się o tym przekonać bezpośrednio na scenie.
Edward Dziewoński - dyrektor "Kwadratu" - zgromadził w swoim zespole wielu świetnych aktorów komediowych, przy czym - co bardzo ważne - większość z nich to aktorzy młodzi. Wydawałoby się więc, że nic prostszego, niż dać tym aktorom pyszne role w komediowym repertuarze i po dwóch - trzech sezonach tradycja komediowa i farsowa w polskim teatrze, za sprawą "Kwadratu", wskrześnie niby feniks z popiołów. Ba, tylko skąd brać taki repertuar? Jak wspomniałem, pisanie komedii nie należy u nas do dobrego tonu. W repertuarze "Kwadratu'" znajduje się jedna sztuka rodzima ("Rozmowy przy wycinaniu lasu" Tyma), ale przecież to także nie jest szampańska komedia, ani tym bardziej farsa, lecz sztuka śmieszna wprawdzie, ale refleksyjna, nie należy więc ściśle do tego gatunku, którym się tu zajmujemy. Pozostaje więc repertuar obcy, czerpanie z bogatego arsenału twórczości bulwarowej francuskiej, współczesnej komedii angielskiej itp., itd...
Czy zawsze uda się z tego skonstruować sensowny repertuar komediowego teatru? Ostatnia premiera "Kwadratu", sztuczka francuska "Pepsie", dowodzi, że niestety, nie zawsze. Istnieje bowiem - nawet w komedii, a może w komedii tym bardziej - jakaś granica, poza którą dany utwór obchodzi już nas tak mało, że przestajemy rozumieć, dlaczego w ogóle został wystawiony. W programie możemy wyczytać, że autorką "Pepsie" jest francuska aktorka, która zapragnęła napisać rolę dla siebie samej. Dalej czytamy, że się jej to udało i że od 1965 roku pani ta grała już tylko i wyłącznie w swojej własnej sztuce. Intencje autorki są więc dla nas zupełnie jasne. Nieco mniej jasne są wszakże intencje dyrekcji "Kwadratu".
Powiedzieć, że "Pepsie" to sztuka błaha, to jeszcze powiedzieć za dużo. Jak na farsę, jest tam o wiele za mało akcji a za dużo gadania. Jak na komedię, jest tam za mało dowcipów. W ogóle odnosi się wrażenie, że jedynym celem autorki było danie odpowiednio dużego pola do popisu samej sobie jako aktorce, nawet przy zaniedbaniu podstawowych reguł gatunku, któremu się poświęciła: w "Pepsie" nie ma ani spiętrzenia akcji, ani kulminacji, ani zaskakującego rozwiązania, a tych parę żartów, jakie padają ze sceny, nie ratuje sprawy.
Co nie znaczy, że przy wszystkich słabościach materiału literackiego nie zrobiono nic, by z "Pepsie" coś wyszło. Jeśli więc można przedstawienie w "Kwadracie" oglądać bez wielkiej przykrości, dzieje się to za sprawą takich aktorów jak Włodzimierz Press czy Andrzej Fedorowicz, którzy zdają się czuć słabość sztuki, w której przyszło im grać, nadrabiają więc walorami własnego aktorstwa, pełnego lekkości, z lekka ironicznego.
Tytułową bohaterkę komedii, ową Pepsie gra debiutantka. Gabriela Kownacka. Kilka dni temu "Sztandar" poświęcił jej obszerny reportaż, nie szczędząc miłych słów. W tak sympatycznej atmosferze zgrzytem może zabrzmieć stwierdzenie, że debiut ma swoje prawa i na premierze widoczne było skrępowanie młodej aktorki, co zresztą nie przekreśla zapału, z jakim podeszła do swego zadania. Zapału, nawiasem mówiąc, godnego lepszej sprawy.
Najbardziej godne pochwały w tym wszystkim wydaje się właśnie powierzenie dużej roli aktorce tuż po dyplomie, która to praktyka - tak rzadka - godna jest szerokiego rozpropagowania. Oby tylko młodym aktorom przypadały role w sztukach nieco lepszych od "Pepsie" Pierette Bruno.