Artykuły

Rozczarowani demokracją

"Demokracja" w reż. Krzysztofa Babickiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na V Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu. Recenzja Aleksandry Czapli w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Rządy ludu. Niedziela, godzina 20. Polacy wybierają właśnie prezydenta, zabrzańska publiczność jak podczas najlepszej kampanii ogląda kolejnego kandydata do nagrody: "Demokrację" Teatru Wybrzeże.

Wyjątkowo polityczna niedziela w regionie. Gorączce prezydenckiej towarzyszyły dwie afery szpiegowskie: w Sosnowcu i w Zabrzu. Teatr Zagłębia (po raz pierwszy na zabrzańskim festiwalu) zaoferował serbskiego"Profesjonalistę", czyli spotkanie byłego esbeka z literatem, którego śledził, natomiast późnym wieczorem 10-osobowy zespół Teatru Wybrzeże zamienił się w członków rządu RFN z kanclerzem Willym Brandtem na czele.

43-stronicową sztukę "Demokracja" w grudniowym "Dialogu" przeczytałam, przyznam, bez większych emocji, zastanawiając się jednak nad tym odważnym, który zdecyduje się pokazać tę słowną rozgrywkę polskiej publiczności. Krzysztof Babicki ze sztuką Michaela Frayna na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej gościł po raz drugi (w 2002 roku zaprezentowano "Kopenhagę"). "Demokracja" w jego reżyserii to projekt udany, gdzie wielka polityka ustępuje miejsca małym ludzkim dramatom, dzięki czemu całość można oglądać w napięciu mimo dobrze znanego zakończenia.

W głównej roli Mirosław Baka, który jest wyjątkowo ludzkim politykiem. Ma słabość do pięknych kobiet i wina. Jego rozczarowanie demokracją jest najboleśniejsze, prawdziwe. Baka gra nie tyle dorosłego kanclerza, co Herberta Frahma (tak brzmi prawdziwe nazwisko Brandta), chłopca, który uwierzył, że może uczciwie zmienić świat. Po drugiej stronie barykady człowiek, któremu ufał - Günter Guillaume, naznaczony piętnem podwójnej osobowości zdrajcy - szpiega, ale też przyjaciela. Fascynująca jest przemiana, w której obaj panowie równocześnie stają się dla siebie ofiarami i oprawcami. Guillaume na zawsze pozostanie cieniem Brandta.

Na scenie zaledwie osiem biurowych foteli i dziesięciu mężczyzn, których poza kolorem krawatów zasadniczo różnią poglądy. Skoro jedność ich partii jest złudna, jak mówić o całości państwa? Tytuł nadany przez Frayna to prowokacja. O demokracji pogardliwie wyraża się jeden z bohaterów; "sześć milionów odrębnych jednostek turla się po pokładzie statku jak źle umocowany ładunek podczas sztormu. (...) Trzy panie polityczne, które sypiają ze sobą w różnych konfiguracjach, niczym pijani intelektualiści, piętnastu wojujących ze sobą ministrów i sześćset milionów suwerennych jednostek". Układy, konszachty, intrygi, zdrada, przekupstwo i tajni agenci wokół. Niestety, brzmi wyjątkowo znajomo... Po trzykrotnej dawce polityki i przekupstwa na zabrzańskim festiwalu dziś brutalny bunt nastolatków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji