"Łabędzie" nadzieje
Już najpierwsza miniscenka z oddalającym się łabędziem i pozostawionym ptasim piórem (pięknie wypunktowanym światłem) nadaje poznańskiej realizacji baletu "Jezioro łabędzie" Piotra Czajkowskiego określony charakter. Jest to stworzenie baśniowej atmosfery, pełnej zwiewności, ulotności, ale i nasyconej dramatyzmem i grą namiętności. Ten wspaniały nastrój w decydującej mierze potrafili stworzyć dwaj realizatorzy: scenograf Ryszard Kaja i reżyser świateł Jerzy Bojar. Apogeum swej sztuki osiągnęli oni w akcie III. Nic więc dziwnego, że pojawiający się spod unoszonej kurtyny obraz publiczność powitała gromkimi brawami. Zresztą w całym tym spektaklu ów dworski, zamkowy akt jawi się najokazalej, także pod względem inscenizacyjnym, choreograficznym (Ewa Wycichowska).
W tęczowo barwnej scenerii szaleje wielce dynamiczny błazen (Piotr Halicki - najlepsza kreacja spektaklu), pulsują dynamizmem i rozmachem tańce (z budzącym największy podziw tańcem hiszpańskim na czele), prezentują swe udane wariacje soliści. W przeciwieństwie do bladego inscenizacyjnie Prologu, w tym akcie Ewie Wycichowskiej udało się połączyć dwie miłości: kult tradycji i elementy tańca modern.
Mieszane wrażenia pozostawili tańczący gościnnie główne partie: Elżbieta Kwiatkowska (dobry początek) i Sławomir Woźniak (dobre popisy solowe, nawet na małej scenie Teatru Wielkiego). Koprodukcja realizacyjna spektaklu stała się okazją do wyrażenia wielu ciepłych słów pod adresem uczniów - tancerek Państwowej Szkoły Baletowej (akty białe Liliany Kowalskiej). Rozczarowała nieco Orkiestra Teatru Wielkiego (kierownictwo muzyczne Jacka Kraszewskiego), a mocno - Piotr Kostrzewski w solowej partii skrzypcowej. I tak Poznań ma znów swoje "Jezioro łabędzie". Swoje baletowe nadzieje.