Artykuły

Jezioro czerwonych łabędzi

"Jezioro łabędzie" Piotra Czajkowskiego należy do arcydzieł baletowych XIX w., a petersburska inscenizacja Petipy i Iwanowa z 1895 r. - będąca drugą wersją tego dzieła, po nieudanej premierze moskiewskiej - stanowi szczytowe osiągnięcie noeromantycznego stylu. Godny podkreślenia jest fakt, że w poznańskiej realizacji, przygotowanej w setną rocznicę tego wydarzenia, zachowano to, co najcenniejsze z tradycyjnego kształtu, a to co nie wytrzymało próby czasu, zmieniono.

Poznańskie "Jezioro", które jest efektem współpracy Teatru Wielkiego, Polskiego Teatru Tańca i Szkoły Baletowej - zaskakuje oryginalnością koncepcji inscenizacyjnej. Miast tradycyjnego kontrapunktu, wynikającego z przemiennego zestawiania aktów dworskich i białych (obiady przedstawiające melancholijny świat łabędzi), omawiane przedstawienie posiada konstrukcję symetryczną z kulminacją w środku spektaklu. Po poetyckim, białym akcie II, następuje prawdziwie oszałamiający obraz rozgrywający się na zamku Rotbarta, który pozwolę sobie (ze względu na jego sceniczne rozwiązania) nazwać czerwonym, a po nim, znowu biały, romantyczny akt IV. Ten baśniowy tryptyk ujęty został w klamrę scen świata realnego, którą tworzą: krótki współczesny prolog (zastępujący akt I) i takiż epilog (w miejsce tradycyjnej apoteozy). Wymienione zabiegi inscenizacyjne, zmiany w libretcie, skróty w partyturze oraz ograniczenie sekwencji pantomimicznych - dały całość logiczną narracyjnie, bogatą dramaturgicznie i efektowną kompozycyjnie, w której choreografia dawnych mistrzów zgodnie współistnieje ze stylizowanymi partiami autorstwa Ewy Wycichowskiej (prolog, akt III, epilog).

Kulminacyjna dramaturgicznie scena zdrady Zygfryda (nieświadomej i podstępnie zorganizowanej) w obu wersjach "Jeziora" (petersburskiej i poznańskiej) występuje w akcie III. Tradycyjnie jest ona poprzedzana efektownym baletowo, lecz pustym treściowo divertissement. W nowej inscenizacji cały ten akt stanowi zwarty znaczeniowo obraz. Akcja przeniesiona zostaje na zamek Rotbarta, będący synonimem złych mocy, podstępu i zdrady. Udana (stylowa i powabna malarsko) scenografia Ryszarda Kai i precyzyjna reżyseria świateł Jerzego Bojara w aktach białych, w tym obrazie osiągają niezwykły wymiar. Dzięki ich pomysłom, balowa sala "ptasiego zaniku" oszołamia rozmiarami, dramatyczną atmosferą i pysznymi witrażowymi efektami świetlnymi, a dominująca czerwień jest tylko odpowiednio stopniowana w natężeniu. Równie gorąca jest kompozycja choreograficzna Ewy Wycichowskiej, eksponująca żywiołowy ruch, pełen zawrotnych temp i dynamicznych sekwencji. Charakterystyczne tańce (neapolitański, węgierski, hiszpański) połączone zostały brawurowo pomyślanymi partiami solowymi i ansamblem czerwonych łabędzi. Tancerze Polskiego Teatru Tańca zrealizowali wizję swej szefowej doskonale, a Piotr Halicki w roli Błazna wręcz zachwycił i zapamiętany zostanie jako najlepszy wykonawca premierowego wie-czoru.

Dzięki przekazowi choreograficznemu Liliany Kowalskiej, dwa białe akty (II i IV) "Jeziora łabędziego" zaprezentowane zostały w ich pierwotnym, uświęconym tradycją kształcie. Jeśli w tym miejscu przypomnę, że artystka ta przekazała już poznańskim tancerzom (a także wdzięcznej publiczności) oryginalne układy "Giselle" i "Sylfid" - to jej dokonania trudno przecenić. Konstrukcja choreograficzna "łabędzich" aktów opiera się na niedużej liczbie klasycznych pas oraz póz i dopiero dbałość o czystość linii, elegancja postawy i upozowanie głowy czy rąk, nadaje jej ten jedyny, niepowtarzalny urok. A to już wymaga wyśmienitego warsztatu. Corps de ballet Państwowej Szkoły Baletowej zrealizował to trudne zadanie z pewnością nie bez zastrzeżeń, ale na ogół poprawnie technicznie oraz z dbałością o dyscyplinę muzyczną, grupową i wyraz artystyczny. Dlatego tez publiczność nagrodziła dziewczęta gorącymi, zasłużonymi brawami.

Mimo tylu wymienionych zalet poznańskiej realizacji "Jeziora łabędziego", premierowe przedstawienie pozostawiło spory niedosyt. Stało się tak za sprawą wykonawców głównych partii. Goście z Warszawy - Elżbieta Kwiatkowska (Odetta-Odylia) i Sławomir Woźniak (Zygfryd) - to para doświadczona i sprawna warsztatowo, lecz nie udało im się stworzyć postaci. Były popisy - zabrakło kreacji i artyzmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji