Artykuły

Historia jednej próby

Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie (scena przy ul. Sławkowskiej): "WZNOWIENIE" Macieja Wojtyszki. Reżyseria: Maciej Wojtyszko, scenografia: Joanna Braun, muzyka: Andrzej Zarzycki. Przedstawienie zrealizowano w koprodukcji z Das Festival RHIZOM, Neues Spiel '95 w Moers (Niemcy). Prapremiera 25 IX 1995 - w Moers, 6 X 1995 - w Krakowie.

Joanna (Aldona Grochal), aktorka lalkowa, przypatruje się Krystynie (Anna Dymna) powtarzającej tekst z kukiełką pastuszka w ręce. Krystyna jest aktorką dramatyczną. Zgodziła się wystąpić w zastępstwie koleżanki w dwuosobowym przedstawieniu, które Joanna chce zawieźć na międzynarodowy festiwal teatrzyków lalkowych do... Radomia. Właśnie spotkały się na próbie wznowieniowej.

"Ojej, ojej, ojejej"- Dymna udaje pastuszka. "Poczekaj - przerywa jej Grochal.- To powinno brzmieć tak: Ooojej - pauza - ojeeej - pauza - łojejej - kropka".

Krystyna powtarza, ale nie może powstrzymać się od komentarzy, kpi z przywiązania partnerki do "hipnotycznej siły rytmu". Z ćwiczenia na jednym małym "ojej" aktorki robią prawdziwy popis. Nie pierwszy i nie ostatni - w ich przedstawieniu pełno jest doskonałych etiud. Gdy najpierw Grochal, a potem Dymna - każda inaczej, a każda świetnie - śpiewają rolę kolejnej marionetki, wesołej czarownicy, odnosi się wrażenie, że traktują tę piosenkę jako pretekst do pokazania bogatego, pełnego wszechstronnych umiejętności warsztatu aktorskiego. I jednej, i drugiej interpretacji nie powstydziłby się festiwal piosenki aktorskiej. "Wznowienie" Macieja Wojtyszki to właściwie dwie sztuki: historia jednej próby i "sztuka w sztuce" - próbowana bajka. Bajka o krówce białogłówce piszącej wiersze, która wyruszyła szukać szczęścia, o czekającym na jej powrót pastuszku, wesołej czarownicy, pająku - badaczu, co "badał", zjadając swe ofiary. Krystyna wyśmiewa te treści. Joanna - święcie wierzy w sens ich propagowania. Bo wierzy w Tadeusza, tragicznie zmarłego twórcę przedstawienia, na którego cześć zorganizowano przegląd sztuk teatrów lalkowych.

Zamiast "historia jednej próby" można było napisać historia pewnego mężczyzny. Bo to o nim między powtórkami scen z bajki mówią kobiety. Z ich dialogów, jak z puzzli wyłania się postać Tadeusza, historia jego życia, relacji z obiema aktorkami. Poznaje je widz, poznają też bohaterki, ten wieczór jest dla nich porą odsłaniania tajemnic - mrocznych, smutnych, tragicznych.

Maciej Wojtyszko napisał w programie krakowskiego przedstawienia: "Pewna (...) osoba po przeczytaniu tej sztuki stwierdziła, że jest to utwór, w którym zdradziłem samego siebie. Jeśli dobrze zrozumiałem, chodziło jej o to, że ktoś, kto całe życie lubił pisać bajki z wesołymi, a nawet optymistycznymi zakończeniami, kwestionuje własny optymizm. Sądzę, że oskarżenie nie do końca jest słuszne."

Szkoda, że nie miejsce tu na analizę, która potwierdziłaby lub zanegowała jego słowa, szkoda tym większa, że nie istnieje chyba całościowe omówienie twórczości Wojtyszki. Przytoczyłam te słowa, bo to jeden z interpretacyjnych tropów, dających możność określenia miejsca "Wznowienia" w zbiorze dzieł Wojtyszki. Są i inne tropy. Ktoś na przykład porównał "Wznowienie" do utworów Szaniawskiego. Stwierdził, że Wojtyszko tworzy pastelowe nastroje i bawi się teatralnymi chwytami. Bo takim chwytem - jak z Szaniawskiego np. - jest przecież pożółkła kartka papieru schowana w lalce-krówce (na niej słowa Tadeusza adresowane do Joanny. Znalezienie tego listu jest kulminacyjnym punktem sztuki, wyzwala "spowiedź" bohaterek). Jak list w butelce rzucony w morze - przecież autor nie każe nam tego brać serio, przecież to trąci myszką...

Nie jestem pewna. Bo nie wiem, czy w tym wypadku mam do czynienia tylko z zabawą starymi teatralnymi chwytami, czy też z użyciem "staroci" obciążonej jednak poważniejszymi znaczeniami. To temat do dyskusji. Z całą pewnością natomiast "Wznowienie" jest sztuką "dobrze skrojoną". Ma początek, rozwinięcie, kulminację i zakończenie. Każda użyta tu "Czechowowska strzelba" wypali. Nie używana podczas próby marionetka tkwi na scenie, bo jest zrobiona ze swetra Tadeusza, w odpowiednim momencie obudzi wspomnienia obu kobiet. Albo mysz. Joanna boi się myszy. I mysz również jest "strzelbą", która zagra w swoim czasie. Ale nie opowiadajmy wszystkiego do końca. Wojtyszko umie trzymać widza w napięciu. Wojtyszko - autor i Wojtyszko - reżyser przedstawienia w Starym Teatrze. Przy pomocy Joanny Braun, autorki pięknych lalek i skromnej, zagospodarowującej przestrzeń kilkoma niezbędnymi sprzętami scenografii, wyczarował w surowej piwniczce na Sławkowskiej odpowiedni klimat. Nieważne, gdzie rzecz się dzieje - "w naszym mieście", mówią aktorki; nieważne kiedy - dżinsy i podkoszulek Joanny, sukienka Krystyny są uniwersalne. Całą uwagę koncentrujemy na akcji. Temu też służą drobne poprawki pierwotnego tekstu - zwłaszcza skrócone, lepsze zakończenie. Przede wszystkim jednak reżyser znakomicie poprowadził aktorki. O tym, że Dymna i Grochal po ostatni milimetr wykorzystują pole do popisu, jakie dał im Wojtyszko "sztuką w sztuce", już pisałam. Ale bogactwo aktorskich środków widać też w rozmowie, którą toczą w przerwach próby - a tu zadaniem nie są już etiudy, lecz obnażanie delikatnej, subtelnej sfery ludzkich uczuć i emocji.

Joanna, perfekcjonistka w swym zawodzie, nie wstydzi się, że jest tylko lalkarką i że jej główne osiągnięcie to rola w telewizyjnej serii. Z dumą mówi "Muchomorek to ja". Nie narzeka, nie skarży się, jest dzielna, energiczna, zorganizowana. Aldona Grochal wiernie oddaje te cechy. Jest spontaniczna - wrzeszczy na widok myszy, nie kryje, że się jej panicznie boi. Ale nie rozwodzi się nad tym i nie rozczula nad sobą; potrafi prędko przywołać się do porządku. Na małą chwilę słabości pozwoli sobie tylko raz: gdy Krystyna trafi w czuły punkt jej bohaterki - wypomni męża homoseksualistę. Wtedy aktorka zapłacze. Ale i wtedy pozbiera się szybko, zakrzątnie po piwniczce, trzeba przecież posprzątać, schować lalki, złożyć parawan. Krystyna Anny Dymnej nie chowa się za maską dyscypliny i energii. Sprawia wrażenie kobiety słabej. Ujawnia frustracje spowodowane przerwaną narodzinami dziecka karierą. Drży o synka, który mógł po Tadeuszu odziedziczyć schizofrenię. Nie wie, czego chce. Raz ożywia się, z zapałem rzuca w wir próbowania, by za chwilę usiąść z ciężkim westchnieniem rezygnacji i po kobiecemu załamać ręce albo "golnąć" łyk z piersiówki. A mogłoby się zdawać, że to ona stoi na mocniejszych nogach - ma oparcie w bogatym, dobrym, troskliwym i poczciwym mężu.

Sympatie widza są przy nich obu, śmiało można powtórzyć za autorem piszącym w programie "wierzę w moje bohaterki". Bo to kobiety z krwi i kości. I dzięki nim w dużej mierze premiera "Wznowienia" odniosła sukces. Dobrze wróży przyszłym realizacjom. Bo i przedstawienie na Sławkowskiej, i sztuka Wojtyszki ustami Joanny i Krystyny opowiadają o wielu ważnych sprawach: o sztuce aktorskiej, o niespełnionych artystach, o kobiecie i mężczyźnie, dzieciach, życiu, sztuce... Aż tyle w historii jednej próby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji