Artykuły

Zaczynam nowe życie

- Całe Wybrzeże jest teraz moje. Mieszkam w Gdyni, pracuję w Gdańsku i w Sopocie. Jestem kobietą morza - mówi KATARZYNA FIGURA, aktorka Teatru Wybrzeże.

Trójmiasto jest pani nowym domem?

- Tak, ale przede wszystkim wielką inspiracją i radością życia; wielką siłą witalną. Odkryłam się na nowo w Trójmieście. Mam wrażenie, jakbym cale życie na to czekała, aby się tam znaleźć i w wieku 51 lat rozpocząć nowe życie. Nader często bywałam nieszczęśliwa, a dziś czuję, że złapałam szczęście po raz kolejny.

Będzie pani pracować w Trójmieście?

- Od listopada jestem aktorką Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Najbliższa premiera z moim udziałem już w marcu na scenie kameralnej w Sopocie. Całe Wybrzeże jest teraz moje. Mieszkam w Gdyni, pracuję w Gdańsku i w Sopocie. Jestem kobietą morza. Prowadzę też warsztaty ze studentami reżyserii Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Jestem tam jedyną aktorką, która prowadzi z nimi rozważania na temat tego, na czym polega praca, zaufanie między reżyserem i aktorem.

Bycie wykładowcą to dla pani nowość? Ta sytuacja powoduje, że wspomina pani swoje początki, egzamin do szkoły aktorskiej?

- Mój egzamin do szkoły teatralnej był kompletnie szalony. W ogóle się do niego nie przygotowałam. Myślałam również o innych egzaminach, bo chciałam być też artystką-malarzem. Na przesłuchaniach do szkoły teatralnej mówiłam wszystkie te teksty, których uczyłam się w liceum. Recytowałam m.in. fragment "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego, śpiewałam "Szła dzieweczka do laseczka" i mówiłam też "Odę do młodości", która do dziś jest moim manifestem. Choć i tak uważam, że duże znaczenie miał kostium, który na sobie miałam. Pamiętam, że pożyczyłam go od koleżanki ze szkoły baletowej i był trochę za obcisły... Myślę, że zwracałam tym uwagę komisji.

Od tamtej pory wiele zmieniło się w świecie artystycznym, choćby w samym postrzeganiu aktorów...

- To prawda. Dziś aktorem może zostać każdy. Staje człowiek, przerabia się, zmienia, coś sobie dodaje, coś odejmuje. Wymazuje osobowość, pokazuje do bólu białe zęby i wymyśla, że będzie jak Brad Pitt. Oczywiście nigdy nim nie zostanie, bo nie jest prawdziwy, nie jest sobą, jest sztuczny. Podstawą sukcesu jest to, aby pielęgnować w sobie dziecko, wrażliwość, autentyzm, pamiętać o podstawach. Trzeba chcieć cały czas się rozwijać. To jest istota życia. Nie mam nic przeciwko nowym technologiom i mediom. Jednak nie można w nie bezgranicznie wierzyć, zasłaniać się nimi. Trzeba zastanawiać się nad własnym życiem, analizować je. Żyjemy po to, aby kochać i aby być kochanymi.

W myśl tej zasady chciała żyć Kalina Jędrusik, którą od pół roku gra pani na deskach Teatru Polonia w spektaklu "Kalina". Przy okazji premiery mówiła pani, że jest to jedna z najważniejszych dla pani ról. Nadal tak pani uważa?

- Tak. Życie Kaliny, jej doświadczenie, jest mi naprawdę bardzo bliskie. Pokazując ludziom prawdę o Kalinie, człowieku, kobiecie, artystce, czuję się tak, jakbym była pewnym przekaźnikiem. Nie jest to zwykły spektakl opowiadający o jej życiu. Mam wrażenie, że jest to dużo głębszy przekaz, który oddziałuje na widzów i na mnie również. Myślę, że ma na to wpływ silna osobowość Kaliny. Czuję, że opowiadając o jej życiu, biorę na siebie odpowiedzialność. Dużo mnie to kosztuje. Wiem, że widzowie też to odczuwają, wychodzą ze spektaklu ze łzami w oczach. Traktuję ten spektakl, jako spełnienie mojego zawodu. Spełnienie misji, którą niesie aktorstwo. Musimy wyrażać coś, do czego widzowie nie mieliby odwagi się przyznać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji