Artykuły

Radosna Gdynia kontra brunatny Gdańsk

- Nasza współpraca od lat polega na absolutnej autonomii. Paweł Huelle pisze sztukę, a ja, jak przystało na "konserwatywnego" reżysera, staram się ją wiernie zrealizować. Pomysł na to, że jest to historia kryminalna, jest pomysłem autora, a ja jako reżyser staram się to dobrze opowiedzieć i uruchomić energię aktorów. Kryminał jest stary jak teatr, od Ajschylosa i Szekspira - mówi KRZYSZTOF BABICKI przed premierą spektaklu "Kolibra lot ostatni" w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Wojna między Gdańskiem a Gdynia, o której ostatnio rozpisują się media, trwa od dekad. Będzie można się o tym przekonać podczas najnowszego spektaklu w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Jego reżyser, a zarazem dyrektor tej sceny, Krzysztof Babicki, opowiada o "Kolibra locie ostatnim", sztuce Pawła Huellego, opowiadającej historię, która mogła przydarzyć się patronowi gdyńskiego teatru.

Przemysław Gulda: Teatr Miejski działający od lat pod patronatem Witolda Gombrowicza, musiał się wcześniej czy później doczekać spektaklu na temat swojego patrona. Jak doszło do realizacji tego projektu?

Krzysztof Babicki: Teatr Miejski już wcześniej dotykał w swoich przedstawieniach tematyki lokalnej, przecież "Idąc rakiem" Guntera Grassa to w pewnym sensie także powieść gdyńska. Statek "Wilhelm Gustloff" odpłynął z Gdyni i stąd pomysł na realizację spektaklu pod pokładem Daru Pomorza. Wiele akcentów gdyńskich pojawiło się w spektaklu Grzegorza Kempinsky'ego "Bóg" Woody'ego Allena, podobnie jak w wizualizacjach w "Królowej Śniegu". Ale w Teatrze im. Witolda Gombrowicza powinna się pojawić sztuka, która w jakimś stopniu zmierzy się z barwną biografią patrona teatru. Rozmowy o tym tekście, którego akcja miałaby się dziać w Gdyni, podczas ostatnich godzin pobytu Gombrowicza na polskiej ziemi, przed odpłynięciem do Argentyny, trwały już od dwóch lat. Rozmawialiśmy z kierownikiem literackim Teatru - Pawłem Huelle - o tym, jakie mogły być te ostatnie godziny naszego patrona w przedwojennej Gdyni. To miasto jest niezwykle istotnym, dla rozwoju wydarzeń w sztuce "Kolibra lot ostatni", miejscem. W tym polskim oknie na świat możemy obserwować bardzo prywatne czy wręcz intymne zdarzenia z życia pisarza.

Skąd pomysł na to, żeby tekst napisał właśnie Paweł Huelle? Na ile samodzielny był autor w tym dziele, a na ile musiał trzymać się wskazówek czy sugestii płynących z Teatru?

- To było oczywiste. Z Pawłem Huelle współpracujemy od lat. W latach 90-tych przygotowaliśmy w Teatrze Wybrzeże prapremierę jego sztuki "Kto mówi o czekaniu", która doczekała się realizacji telewizyjnej. W 2001 roku w Teatrze im. Osterwy w Lublinie wyreżyserowałem "Kąpielisko Ostrów" - tekst, który przejmująco opowiada o skutkach przemian społeczno-politycznych w Polsce. W 2008 roku w tymże Teatrze im. Osterwy wyreżyserowałem "Sarmację" Huellego, która była próbą dyskusji o tożsamości Polaków. Spektakl ten cieszył się ogromnym powodzeniem, podobnie jak i następna prapremiera Huellego "Zamknęły się oczy ziemi", zrealizowana w roku 2011 r., która poprzez wydarzenia w klasztorze betanek w Kazimierzu próbowała pokazać meandry polskiego, współczesnego katolicyzmu. W Gdyni, w 2012 roku, odbyła się prapremiera "Idąc rakiem" Guntera Grassa w adaptacji Pawła Huellego. Spektakl ten do dzisiaj pozostaje w repertuarze Teatru Miejskiego w Gdyni. Gunter Grass, po obejrzeniu przedstawienia, powiedział nam, że właściwie miał przyjemność oglądania sztuki teatralnej, a nie adaptacji. Pyta Pan, czy autor był samodzielny, odpowiadam: oczywiście, że tak. Nasza współpraca od lat polega na absolutnej autonomii. Paweł pisze sztukę, a ja, jak przystało na "konserwatywnego" reżysera, staram się ją wiernie zrealizować.

Czy, nieco zaskakujący, pomysł, żeby tekst był kryminałem, wyszedł od samego autora czy pojawił się skądinąd?

- Tak, jak powiedziałem, pomysł na to, że jest to historia kryminalna, jest pomysłem autora, a ja jako reżyser staram się to dobrze opowiedzieć i uruchomić energię aktorów. Poza tym, kryminał jest stary jak teatr, od Ajschylosa i Szekspira.

Wygląda na to, że będzie to jedna z większych realizacji Teatru Miejskiego w ostatnim czasie. Jak się Panu pracuje z tak dużym - jak na warunki tej sceny - zespołem?

- W ostatnich dwóch latach w wielu przedstawieniach gra cały zespół Teatru Miejskiego. Tak było w przypadku "Rock'n'rolla" Stopparda, "Antygony" Sofoklesa, "Boga" Allena, "Tanga Piazzolla" Burzyńskiej czy "Królowej Śniegu". Myślę, że taka obecność całego zespołu na scenie jest bardzo ważna w teatrze repertuarowym. Na dużej scenie Teatru Miejskiego rzeczywiście zobaczymy cały zespół teatru, bo Paweł Huelle pisał role dla konkretnych aktorów, począwszy od roli Gombrowicza - Dariusz Szymaniak, Straszewicza - Piotr Michalski i wielu innych postaci. Była to wielka przygoda także dla aktorów, którzy w pewnym stopniu zostali obsadzeni w spektaklu przez autora, który jest ich kierownikiem literackim. Myślę, że taka relacja pomiędzy zespołem a dramaturgiem będzie się pojawiała w Teatrze Miejskim także w przyszłych sezonach.

Za pomocą jakich środków odtwarza Pan atmosferę przedwojennej Gdyni, w której rozgrywa się akcja tego dramatu?

- Wykorzystuję tu oczywiście przede wszystkim tekst sztuki, w którym pojawiają się historyczne postaci, ulice, restauracje i hotele gdyńskie z 1939 roku i to specyficzne zderzenie radosnej, otwartej na świat Gdyni z lipca 1939 roku z coraz bardziej brunatnym Gdańskiem. Więc na scenie pojawiają się elementy plastyczne, związane z przedwojenną Gdynią. W muzyce Marka Kuczyńskiego, według mnie wspaniałej, usłyszymy wiele fragmentów polskich, przedwojennych piosenek, które były także szlagierami gdyńskich, przedwojennych restauracji.

Ile gombrowiczowskiego ducha będzie w tym spektaklu? Czy spodobałby się Gombrowiczowi?

- Myślę, że bardzo trudno mierzyć objętość czy ciężar ducha, ale Huelle tak napisał dialogi, zwłaszcza te, które prowadzi Gombrowicz, że mamy wrażenie obcowania z twórczością bohatera spektaklu. Pojawia się także wiele cytatów z powieści, "Dzienników" czy listów Gombrowicza. W spektaklu dbamy bardzo o to, by to, co jest historyczną prawdą, przenikało się z fikcją literacką i tworzyło jeden, sceniczny świat. Mam nadzieje, że skoro tak wymagający autor jak Gunter Grass z zachwytem do dzisiaj wspomina "Idąc rakiem", to także Gombrowicz w jakimś stopniu byłby zadowolony z naszego spektaklu. Mam nadzieję, że rzecznikiem interesów Gombrowicza zostaną widzowie, którzy będą kupowali bilety. To jest zawsze najbardziej obiektywna ocena przedstawienia czy działalności teatru i skoro na nasze ostatnie, tak trudne spektakle, jak "Pokojówki" Geneta i "Joanna Szalona; Królowa" Janiczak widzowie przychodzą tak tłumnie jak na komedię "Chory z urojenia" czy bajkę "Królowa Śniegu", to mam nadzieję, że "Kolibra lot ostatni" Pawła Huelle będzie równie wielkim sukcesem frekwencyjnym. Czego życzę Teatrowi Miejskiemu i oczywiście Gombrowiczowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji