Artykuły

Sąd nad teatrem, czyli aktorzy mogą wrócić

Gdy we wrześniu ubiegłego roku w fotelu dyrektora Teatru Polskiego w Bielsku-Białej zasiadł Witold Mazurkiewicz, zastępując na tym stanowisku po ośmiu latach urzędowania Roberta Tatarczyka, miłośnicy bielskiej sceny mogli oczekiwać, że nowy szef tchnie w bielski teatr sporo świeżej energii. Zwłaszcza że on sam zapowiadał zmiany i repertuarową nową jakość, a " swój" teatr określał jako przyjazny. Tymczasem doszło do... sądowego procesu - pisze Marcin Płużek w Kronice Beskidzkiej.

Trudno było nie wierzyć w deklaracje nowego dyrektora, bo Witold Mazurkiewicz to nietuzinkowa postać, wybrany na to stanowisko z grona kilkunastu kandydatów. Z urodzenia bielszczanin, od lat związany z wieloma znanymi polskimi scenami, a bielskiej publiczności dał się poznać z dobrej strony już wcześniej jako reżyser i aktor, zarówno na deskach Teatru Polskiego jak i Banialuki.

MOCNY AKORD

I faktycznie, swoje urzędowanie rozpoczął mocnym akordem i bynajmniej nie chodzi tylko o kilka premierowych przedstawień, jakie w krótkim czasie pojawiły się na afiszu. Nowy dyrektor z dnia na dzień zwolnił bowiem z pracy także dwoje aktorów związanych od lat z bielską sceną. Przy czym - jak przedstawiają to zainteresowani - podany przez dyrektora powód zwolnienia był bardzo mglisty i nieczytelny. Aktorzy postanowili walczyć o swoje w sądzie. W połowie grudnia w sprawie wypowiedział się sąd pierwszej instancji, który orzekł, że w obu wypadkach aktorzy zostali zwolnieni z naruszeniem przepisów prawa i uznał wypowiedzenia umów o pracę za bezzasadne.

Wszystko zaczęło się pod koniec września, czyli na samym początku nowego sezonu teatralnego. To wtedy dwoje aktorów, Artur Pierściński oraz Magdalena Gera dowiedzieli się, iż dyrektor nie widzi już dla nich miejsca w składzie aktorskiego zespołu. Oboje, jako pracownicy zatrudnieni na czas nieokreślony, otrzymali stosowne wypowiedzenia. Sprawa była o tyle zaskakująca dla postronnych obserwatorów, że oboje - choć może nie są to najbardziej znane nazwiska

wśród bielskich aktorów - na scenie pojawiali się często, a Magdalena Gera jako aktorka była bardzo wysoko oceniana przez poprzedniego dyrektora. Trudno polemizować z decyzją dyrektora, który ma pełne prawo kształtować skład zespołu aktorskiego według własnych artystycznych wizji i koncepcji.

Jednak coś w tej sprawie budziło wątpliwości. Otóż w świecie teatralnym jest od lat przyjęte, że aktorów nie zwalnia się z teatru w trakcie sezonu, a już na pewno nie na samym jego początku. Bo wtedy odbiera się im na kilka miesięcy szansę znalezienia pracy w innym teatrze. Zasada jest taka, że pod koniec sezonu, czyli najczęściej w kwietniu, w teatrach przeprowadzane są z aktorami tak zwane rozmowy sezonowe. W ich trakcie aktor dowiaduje się między innymi, jakie plany w następnym - rozpoczynającym się we wrześniu - sezonie ma w stosunku do jego osoby kierownictwo placówki. To wtedy przewidziani do zwolnienia aktorzy powinni się dowiedzieć o tym, że teatr chce zaprzestać z nimi współpracy. Wtedy również mają czas na to, aby w okresie przerwy wakacyjnej poszukać nowego pracodawcy. Przypomina to nieco "okienka transferowe" w światku piłkarskim.

U NAS INACZEJ

W Bielsku postąpiono inaczej. Pod koniec sezonu nikt zwolnionym aktorom nie powiedział, że z nowym stracą etat. Co prawda w kwietniu placówką kierował inny dyrektor, a obecny jeszcze nawet nie mógł wiedzieć, że otrzyma to stanowisko, lecz z prawnego punktu widzenia nie ma to większego znaczenia. Takie postawienie sprawy przez nowego szefa sprawiło, że w obronie zwolnionych stanęły związki zawodowe, a koniec końców, pod koniec listopada, sprawa trafiła na sądową wokandę. - W wielu teatrach to, że o chęci zakończenia przez teatr współpracy z danym aktorem, zainteresowany dowiaduje się podczas rozmowy sezonowej, wynika jedynie z ogólnie przyjętych zasad i dobrego obyczaju. W bielskim teatrze było to jednak także literalnie zapisane w regulaminie pracy, a dokładniej w jego 13 artykule - tłumaczy mecenas Ewa Krajewska-Dziedzic, reprezentująca przed sądem zwolnionych aktorów. Ten właśnie artykuł wziął pod uwagę sąd uznając, że aktorzy zostali zwolnieni z naruszeniem prawa i przywrócił ich do pracy. Przy czym Magdaleny Gery widzowie już raczej na deskach bielskiego teatru nie zobaczą. Choć proces wygrała i wyrok jest już w jej sprawie prawomocny, do Teatru Polskiego wracać nie zamierza. W zamian za nieprawne zwolnienie z pracy sąd zasądził na jej rzecz odszkodowanie. W przypadku Artura Pierścińskiego sprawa wygląda nieco inaczej. Proces co prawda wygrał, jednak wyrok w jego sprawie nie jest jeszcze prawomocny. Dyrekcja teatru wystąpiła bowiem do sądu o pisemne uzasadnienie werdyktu, co sugeruje, iż teatr chce odwołać się od wyroku do sądu wyższej instancji.

Witold Mazurkiewicz sprawy nie chce komentować, zanim nie zapozna się z uzasadnieniem. Gdy go przeczyta - tłumaczy - podejmie wraz z prawnikami decyzję na temat tego czy teatr odwoła się od wyroku sądu czy też nie. Na razie - przyznał - żadna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Jednocześnie nie kryje, że nie ocenia - jak chcą niektórzy - swojej decyzji dotyczącej wypowiedzeń wręczonych dwójce aktorów jako niefortunnej czy bezprawnej. Co prawda artykuł 13 regulaminu pracy - na który powołali się zwolnieni - faktycznie nakładał na dyrekcję obowiązek powiadomienia zainteresowanych o zamiarze wypowiedzenia im umowy o pracę w trakcie rozmowy sezonowej, lecz jest to - przyznał - kwestią interpretacji tego zapisu. - Z opinii prawnej, którą dysponuję, zapis ten nie dotyczył aktorów zatrudnionych na umowę na czas nieokreślony - wyjaśnia. Tłumaczy jednocześnie, że wszystko wzięło się stąd, iż jeszcze 20 lat temu prawie wszyscy aktorzy byli zatrudniani w teatrach na czas określony. Najczęściej na sezon. I wtedy, faktycznie, podczas rozmowy sezonowej dowiadywali się czy dyrekcja zamierza z nimi przedłużyć współpracę na kolejny rok czy też nie. Teraz jest inaczej. Aktorzy zatrudniani są najczęściej na czas nieokreślony. Daje im to większe poczucie zawodowej i życiowej stabilizacji, lecz - zdaniem dyrektora Mazurkiewicza - zwalnia dyrekcję z konieczności przestrzegania niegdyś przyjętych w teatrach zwyczajowych norm postępowania. Dlatego też - wyjaśnił - zapis artykułu 13 regulaminu pracy obowiązującego w Teatrze Polskim został teraz zmieniony i dotyczy on wyłącznie aktorów zatrudnionych na czas określony. Co nie znaczy - podkreślił dyrektor - że jest przeciwny przeprowadzaniu takich rozmów ze wszystkimi aktorami. Wręcz przeciwnie. Przyznał, że zamierza wrócić do zwyczaju prowadzenia rozmów sezonowych. Są bowiem - w jego odczuciu - bardzo potrzebne, a zostały w ostatnich latach w bielskim teatrze zaniechane.

NIE MA RÓL

Jednocześnie nadal uważa, że zwolnienie dwójki wyżej wymienionych aktorów było uzasadnionym posunięciem. Zwłaszcza że dyrekcja ma prawo kształtować zespół aktorski w taki sposób, w jaki uważa to za stosowne i potrzebne. Tymczasem - zdradza kulisy swojej decyzji Witold Mazurkiewicz - w trakcie rozmów z reżyserami na temat repertuaru jaki będzie grany na bielskiej scenie w najbliższych sezonach wyszło na jaw, iż nie widzą oni ról dla tych dwu osób. Dlatego też, chociażby tylko ze względów ekonomicznych, przedłużanie z nimi kontraktów - tłumaczy - byłoby dla teatru niekorzystne. Zwłaszcza że teatr będzie potrzebował nowych twarzy. Szczególnie aktorów młodych, kończących szkoły teatralne. Takich osób - choć w planowanych i przygotowywanych przedstawieniach jest dla nich miejsce - w bielskim zespole brakuje. Poza tym dyrektor nie krył, iż zamierza także w większym zakresie niż było to praktykowane do tej pory obsadzać role aktorami będącymi już na zawodowych emeryturach, bo i tacy są i będą potrzebni.

RATUSZ DYREKTORA... OCENI

Jerzy Pieszka, szef Wydziału Kultury bielskiego ratusza przyznaje, że teatr jako placówka samorządowa podlega władzom miasta, jednak ratusz nie zamierza się ani wtrącać, ani też komentować personalnych decyzji dyrekcji. Pod tym względem jest ona w pełni autonomiczna. Jeśli faktycznie pracownicy zostali zwolnieni z naruszeniem przepisów prawa, to dyrektor - zauważa naczelnik - popełnił błąd, lecz to nie oznacza, że władze miasta muszą czy zamierzają w tej sprawie interweniować. Zwłaszcza że błąd taki może się przydarzyć każdemu pracodawcy. Natomiast - podkreślił Jerzy Pieszka - dyrektor teatru będzie oceniany i rozliczany przez bielski samorząd nie z tego kogo zatrudnia czy zwalnia, lecz ze swoich wyników. W tym osiągnięć artystycznych, frekwencji na spektaklach czy kondycji ekonomicznej kierowanej przez niego placówki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji