Artykuły

Nigdy się nie poddaję

- Przez wiele lat grałam małe rólki, epizody. Pozycję zdobywałam krok po kroku. Nigdy nie zachłysnęłam się sławą. I właściwie cały czas tak jest. Ciągle niepokoję się o swoją pracę, o przyszłość. Zdarzają mi się chwile zwątpienia - mówi EDYTA OLSZÓWKA, aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie.

Nareszcie czuje się dobrze w miejscu, w którym jest. Dojrzała. Jest silniejsza. Nie boi się trudnych decyzji. Lubi siebie i nie chce udawać młodszej, niż jest.

Jest Pani uważana za jedną z najbardziej oryginalnych aktorek w naszym kraju.

E.O. Nie wiem, czy to zaleta. Za oryginalność, podobnie jak za wolność, płaci się wysoką cenę, ale nie chcę z nich rezygnować. Nie zgodziłabym się też, by ktoś mówił mi, jak mam żyć. Słucham przyjaciół i rodziny, ale jeśli jestem do czegoś przekonana, to robię to po swojemu. Nie zmieniam zdania tylko dlatego, że akurat się ode mnie tego oczekuje.

Zdarza się Pani podnosić głos?

E.O. Najczęściej w sytuacjach, kiedy mówię "nie", a druga osoba tego nie słyszy. Zresztą często ludzie nie słyszą siebie nawzajem. Mają w głowie swoją płytę i nie dociera do nich, co druga osoba ma naprawdę do powiedzenia. Kiedy inni mnie nie słyszą, otwarcie wyrażam swoje emocje. Krzyczę, płaczę. Introwertycy mają gorzej.

Marzyła Pani od dziecka o byciu aktorką?

E.O. Tak, ale gdy przyszedł czas zdawania na studia, nie byłam pewna, czy mi się uda. Na wszelki wypadek przygotowałam sobie wyjście awaryjne i złożyłam papiery na iberystykę. Zdając na wydział aktorski, musiałam liczyć się z porażką. A jednak się dostałam. Pomogło mi szczęście, bo kiedy ma się dziewiętnaście lat, trudno mówić o wybitnych umiejętnościach.

Czy egzamin do łódzkiej szkoły filmowej był najważniejszy w Pani życiu?

E.O. Każda premiera jest zdawaniem egzaminu, a każde przedstawienie klasówką. Zawsze razem są adrenalina, trema. Jestem doświadczoną aktorką, ale nie będę udawać, że nie mam tremy lub pozbyłam się nieśmiałości.

Naprawdę jest Pani nieśmiała?

E.O. Wszyscy aktorzy są nieśmiali. Naprawdę! Aktorstwo to ciągłe mierzenie się z sobą samym. To jest taka zegarmistrzowska robota. W wymyślonym świecie, jakim jest spektakl czy film, muszę być prawdziwa, by widz zechciał za mną podążyć.

Pani chyba nie ma z tym problemów?

E.O. W "Klarze" [na zdjęciu], spektaklu na podstawie powieści Izy Kuny, w którym teraz gram, emocje naprawdę są ogromne. Nie uniosłabym ich bez publiczności. Czuję przepływ energii między nami. Za każdym razem jest w tym spektaklu taki moment, kiedy publiczność zaczyna rozumieć, co się dzieje. Wchodzi w historię i dylematy Klary, czterdziestoletniej singielki z dużego miasta. Czuje jej lęki i samotność.

Gra Pani w warszawskim Teatrze Powszechnym od 16 lat. Nie kusiło Pani, by przenieść się gdzie indziej?

E.O. Nie, bo wierzę w zespół, a tu jest fantastyczny. W spektaklu "Klara" bardzo to widać. Nie ma tam solisty, płyniemy wszyscy razem w tę samą stronę. Przez wiele lat grałam małe rólki, epizody. Pozycję zdobywałam krok po kroku. Nigdy nie zachłysnęłam się sławą. I właściwie cały czas tak jest. Ciągle niepokoję się o swoją pracę, o przyszłość. Zdarzają mi się chwile zwątpienia.

A nie poczuła się Pani gwiazdą, grając Polę w "Przepisie na życie"?

E.O. Oczywiście odczułam popularność telewizyjną. Ona jest sympatyczna, choć bywa również kłopotliwa. Robię zakupy w sklepie razem z moimi widzami, mijam ich na parkingu przed blokiem. Nie mogę się schować, każdy może podejść i porozmawiać, nawet kiedy jestem zmęczona albo bardzo się spieszę. Ale jednocześnie cieszę się, że ludzie nie utożsamiają mnie z moją rolą. Mówią do mnie "pani Edyto", a nie "Pola". Nie dziwią się także, że nie jestem w ciąży, ani że nie pcham wózka z bliźniakami.

Jaki jest Pani dom?

E.O. Mieszkam na czwartym piętrze, noszę zakupy po schodach, spłacam kredyt. Żyję jak setki innych ludzi. Mój dom to miejsce, gdzie odpoczywam, nabieram sił. Jest ciepły, kolorowy i przytulny. Wszystko urządziłam tu po swojemu. Mam tylko te sprzęty, które sama wybrałam i ustawiłam, i z którymi dobrze się czuję. Nie wyobrażam sobie zlecenia takiego zadania architektowi wnętrz.

Przyjaźni się Pani z aktorkami?

E.O. Tak się akurat złożyło, że moje przyjaciółki to dziewczyny, które znam od dawna i nie są aktorkami. Trzeba zjeść razem beczkę soli, by kogoś nazwać przyjacielem. Przyjaźń nie rodzi się podczas spotkania przy kawie. Ale wśród aktorek mam też dobre, wypróbowane koleżanki.

Lubi Pani podróżować. To Pani pasja.

E.O. Podróżuję od dzieciństwa. Uwielbiam wyjeżdżać. Ostatnio byłam w Słowińskim Parku Narodowym. Kilka dni temu wróciłam z Krakowa. Decyzję, by tam pojechać, podjęłam z dnia na dzień. Lubię się ruszać, lubię zmiany.

Jeździ Pani również w egzotyczne miejsca. Czego Panią te podróże uczą?

E.O. Dzięki zagranicznym wyjazdom doceniłam Polskę i to, jaką pozycję ma u nas kobieta. W wielu krajach kobiety są traktowane jak niewolnice, nie mają prawa głosu. To mężczyźni są ich łącznikami ze światem.

Odwiedza Pani często kraje biedne.

E.O. Jeżdżę także tam, gdzie nie ma wody, ludzie umierają na ulicach. W Polsce jeśli ktoś naprawdę chce pracować, znajdzie pracę, choć niekoniecznie tę wymarzoną.

Chciałaby Pani na co dzień pomagać ludziom?

E.O. Nie śmiałabym dawać nikomu autorytarnych rad. Nie ma uniwersalnych przepisów, dobrych dla każdego. Nie nauczymy się wiele na cudzych błędach. Każdy musi sam konfrontować się ze swoimi problemami. Jest takie japońskie przysłowie: "Jeżeli chcesz komuś pomóc, daj mu sieci, nie rybę".

Zaangażowała się Pani w pomaganie hospicjum w Pucku.

E.O. Nie chcę opowiadać o pomaganiu, wolę działać. Powiem tylko, że wydaliśmy właśnie czwartą płytę z kolędami "Fala dobra", z której dochód wesprze m.in. puckie hospicjum. I że ludzie, którzy w nim pracują, robią wielką robotę.

Czy czuje się Pani spełnioną i szczęśliwą kobietą?

E.O. Każdego dnia mocuję się ze sobą, ze swoimi słabościami. Ale robię to, co kocham. I to jest najważniejsze. Chciałabym, żeby więcej kobiet miało odwagę zmieniać swoje życie, by też mogły powiedzieć, że robią to, co kochają. Żeby miały odwagę odejść z pracy, której nie znoszą, od szefa, który je poniża. I żeby szukały takich rozwiązań nawet wtedy, kiedy wydaje się im, że nic nie da się zrobić.

Czasami trudno jest wyjść na prostą.

E.O. Bywa, że trzeba upaść 20 razy, by za kolejnym wstać i pójść dalej. Choć wiemy, że coś nam nie służy, ignorujemy to. Aż przychodzi moment, że dojrzewamy do decyzji o zmianie. To sprawa silnej woli.

Ciężko jest podjąć takie decyzje?

E.O. Czasami bardzo ciężko. Dotyczy to też błahych spraw. Poszłyśmy ostatnio z koleżanką z liceum do teatru. Ona powiedziała: "Teraz czuję, że robię coś dla siebie". Kobiety są tak zajęte rodziną, pracą, że zapominają o własnych potrzebach. Nie jest im łatwo postanowić, że zostawią na jeden wieczór męża i dzieci. Albo że kupią sukienkę dla siebie, a nie coś dla rodziny.

Kobiety są bardzo zaangażowane w sprawy swoich bliskich. To zabiera im dużo czasu.

E.O. Tak myślę, choć sama nie mam dzieci. Maleńką namiastką był Bolek, który pojawił się 10 lat temu. Był wtedy rocznym zwierzakiem, strasznie skrzywdzonym przez ludzi. Dałam mu dom i okazało się, że to ogromna odpowiedzialność. Kiedy byłam w pracy, martwiłam się, że on siedzi sam. Ludzie mówili: "Nie przejmuj się, pies wtedy śpi". Protestowałam: "Nie śpi, jest samotny, jest mu źle". Na szczęście moi rodzice zgodzili się przyjąć go do siebie i stworzyć mu wspaniały dom. Jestem im bardzo wdzięczna. Ale długo trwało, zanim dałam sobie samej zgodę na to, by ich poprosić o pomoc. Czułam się winna, ale dla mnie, jednoosobowej rodziny, wzięcie odpowiedzialności za psa to za dużo.

Znakomicie Pani wygląda. Czy to efekt jakichś zabiegów?

E.O. Przede wszystkim trzeba pozwolić sobie na bycie sobą i dobrze czuć się w swojej skórze. Nie chodzi o to, że o siebie nie dbam. Chcę mieć ładną skórę. Używam dobrych kosmetyków i to nie tych najdroższych. Jestem twarzą polskiej firmy Bielenda. Przetestowałam dużo jej kosmetyków. Krem do rąk ratuje mnie w mrozy. Ale nie chcę udawać młodszej, niż jestem. Mam wrażenie, że wreszcie dorosłam do swojej duszy.

***

Jednym zdaniem

Film, do którego wracam to...

"Pół żartem, pół serio".

Ostatnio czytam książki... Deepaka Chopry o rozwoju duchowym.

Muzyk, którego często słucham to... Matisyahu, amerykański artysta żydowskiego pochodzenia.

Na wakacje najchętniej jeżdżę tam... gdzie jeszcze nie byłam.

Moje popisowe dania to... wszystkie zupy-kremy.

Chciałabym nauczyć się... nie bać.

W kosmetyczce zawsze mam... Krem do twarzy Kawior & Trufle, marki Bielenda.

Relaksują mnie... długie spacery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji