Artykuły

Dyktatura historii

- Krzysztof Babicki, szef Teatru Miejskiego w Gdyni, zaproponował, bym napisał sztukę o patronie teatru, czyli Witoldzie Gombrowiczu. "Kolibra lot ostatni" opowiada o ostatniej jego dobie w Polsce, w Gdyni, skąd w 1939 roku na statku "Bolesław Chrobry" wyruszył do Argentyny. Sztuka jest lekko farsowa, lekko komiczna i lekko tragiczna - mówi Paweł Huelle przed sobotnią prapremierą swojej sztuki. Jan Bończa-Szabłowski z Rzeczpospolitej rozmawia też z pisarzem o jego najnowszej powieści "Śpiewaj ogrody".

Paweł Huelle o ojcu w kajaku, o obsesjach muzycznych i o tym, dlaczego Gombrowicz jest jak koliber, opowiada w rozmowie z Janem Bończą-Szabłowskim.

Rz: Powiedział pan kiedyś, że "żyjemy w cieniu dyktatury historii", ale sam pan jej ulega w najnowszej powieści. Zobacz galerię zdjęć

Paweł Huelle: Życie w dyktaturze historii jest okropne, o co skutecznie zadbało wielu przedstawicieli prawicy. Ciągłe świętowanie rocznic, przegranych powstań i niemal codzienna martyrologia jest jak trup w każdej szafie. Życie bez historii byłoby jednak niczym sen słodkiego idioty i kretyna, który, przywołując tytuł powieści Milana Kundery, cierpi na "nieznośną lekkość bytu". Trzeba znaleźć równowagę, gdy jest się mieszkańcem Europy, zwłaszcza Europy Środkowej, gdzie historia odcisnęła straszliwe piętno, odczuwane do dziś.

Pan ją znalazł?

- Myślę, że tak. Słabość współczesnego pokolenia Europejczyków, nie tylko Polaków, polega na całkowitej ucieczce od historii. Można bez niej żyć, ale jest to życie uboższe. Historia jest wartością duchową i niesie ciężar naszego istnienia. Nie czuję się nią przytłoczony, choć moje pokolenie ciągle żyło traumatycznymi przeżyciami rodziców.

"Śpiewaj ogrody" to hołd dla rodziców? Życiorys pańskiego ojca zasługiwał na powieść.

- Jego desperacka podróż kajakiem z Mościc do Gdańska w 1945 roku to historia poszukiwania ziemi obiecanej, której zresztą nikt mu nie obiecywał. Ojciec porzucił rodzinne Mościce, bo zrozumiał, że w nowej powojennej rzeczywistości nie ma tam dla niego miejsca. Dziadek Karol był budowniczym fabryki w Mościcach i jej wicedyrektorem. Po wojnie nie pozwolono mu nawet mieszkać w rodzinnym mieście, mimo że był więźniem Oświęcimia.

A skąd pomysł podróży kajakiem?

- Oddział AK, w którym był mój stryj, a pod sam koniec także ojciec, miał wsypę. Dowódca został aresztowany i skazany na karę śmierci. Wszyscy uciekali, gdzie kto mógł, ojciec postanowił wyruszyć na północ. Pociągi nie jeździły, podróż ciężarówką niosła realne niebezpieczeństwo rewizji, zdecydował się więc płynąć kajakiem. Zawsze marzył o pływaniu, stąd studia na Politechnice Gdańskiej. Po wojnie dalekie rejsy pozostawały w sferze marzeń, bo trzeba było mieć znajomości albo legitymację PZPR. Ojciec nie miał ani jednego, ani drugiego, był inżynierem, testował silniki do kutrów rybackich, i jest o tym w powieści.

Powieść ma misterną konstrukcję, niczym partytura. Skąd te muzyczne obsesje bohatera?

- Bo ja mam muzyczne obsesje. Swego czasu odkryłem dla siebie świat wagnerowski dzięki Operze Leśnej w Sopocie, która była znana wyłącznie z festiwali Interwizji, a ma niezwykłą historię. Na świecie była reklamowana jako coś więcej niż Bayreuth, ponieważ tam nastąpił ideał synestezji romantycznej - nie tylko muzyki, słowa, malarstwa, tańca, ruchu, ale i natury, bo to przecież opera w lesie. Jeden z bohaterów powieści chce zrekonstruować brakujące fragmenty nieznanej opery Wagnera. Znajduje manuskrypt w antykwariacie w Budapeszcie i postanawia dopisać, uzupełnić i wystawić w Operze Leśnej.

Librettem jest legenda o szczurołapie...

- ... z Hameln nad Wezerą. Gdy mieszczanie przestają płacić trybut królowi szczurów, gryzonie opanowują miasto, zaczyna się głód, widmo chorób i klęski. Pojawia się szczurołap i za odpowiednią opłatą wyprowadza szczury, grając na flecie uwodzicielską, czarodziejską melodię. Ale równocześnie wyprowadza też wszystkie dzieci z miasteczka. I one nigdy już tam nie wracają.

To kolejna pana powieść dziejąca się w Gdańsku.

- Są pisarze czuli na określone miejsca i ja należę do tego gatunku. Lubię chodzić po różnych miastach, choćby w Petersburgu śladami bohaterów Dostojewskiego. Byłem na podwórku, gdzie podobno mieszkał zabójca lichwiarki, Raskolnikow.

Z pana książkami można chodzić jak z przewodnikiem?

- Już nie, bo jednak Gdańsk trochę się zmienia. Ale są szlaki, które można by wytyczyć.

A jak czuje się pan jako kierownik literacki Teatru w Gdyni? Te dwa miasta z sobą rywalizują.

- Nie przesadzałbym z tą rywalizacją. Trójmiasto to wielka aglomeracja, bardzo zróżnicowana i mająca swoje tożsamości.

W Gdyni odbędzie się w sobotę premiera pana nowej sztuki "Kolibra lot ostatni".

- Krzysztof Babicki, szef Teatru Miejskiego w Gdyni, zaproponował, bym napisał sztukę o patronie teatru, czyli Witoldzie Gombrowiczu. "Kolibra lot ostatni" opowiada o ostatniej jego dobie w Polsce, w Gdyni, skąd w 1939 roku na statku "Bolesław Chrobry" wyruszył do Argentyny. Sztuka jest lekko farsowa, lekko komiczna i lekko tragiczna. Opowiada o czasie, kiedy wszystko się zmieni. Za chwilę Polska zatonie, Europa zatonie. Kolibrem jest sam Gombrowicz, barwny, ale też mały i bezbronny. Kolibrem jest również Polska, też niesłychanie barwna, ale i bezbronna w swoim locie, a także nieświadoma, że za chwilę rozszarpią ją wielkie ptaszyska.

Paweł Huelle (ur. 1957 r. w Gdańsku). Jego debiutancki "Weiser Dawidek" został uznany za najważniejszą powieść lat 80. i sfilmowany, tom "Pierwsza miłość i inne opowiadania" (1996) oraz powieść "Ostatnia Wieczerza" (2008) były nominowane do nagrody Nike. Za książkę "Mercedes-benz" otrzymał w 2001 r. Paszport "Polityki". Współautor scenariusza do filmu "Wróżby kumaka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji