Artykuły

Rzecz o puszczaniu się

"Caryca Katarzyna" w reż. Wiktora Rubina z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach na VI Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Boska Komedia w Krakowie. Pisze Aleksandra Sowa w serwisie Teatr dla Was.

Po obejrzeniu spektaklu Rubina z trudem można uwolnić się od poczucia, że seks naprawdę jest przereklamowany. A przynajmniej seks na deskach teatru. Zamiast zapowiadanej przez twórców refleksji nad mechanizmami produkowania historii, do której pretekstem miała być legendarna postać Katarzyny II, dostajemy banalne przemyślenia o puszczaniu się, będącym środkiem w osiąganiu kolejnych poziomów władzy i kariery. Nie udało się to, co jak mniemam było zamiarem twórców, czyli oddanie głosu kobietom i uznanie ich podmiotowości, dotarcie poprzez cielesność do jakiejś nowej prawdy o przeszłości. Powiedziałabym nawet, że na scenie zdarzyło się coś odwrotnego. Oglądamy raczej średnio porywający poemat na temat ruchania, gdzie kobieta jest wyrachowana i seksualnie nadpobudliwa, ale niestety facetowi nie staje.

Zanim odsłoni się kurtyna, półnaga Katarzyna (Marta Ścisłowicz) naklei na niej osobno kilka liter układających się w wyrażenie "FUCK ME". Ten pretensjonalny gest, wywołujący szczere poruszenie i śmiech na widowni, rozpoczyna serię jeszcze bardziej pretensjonalnych zdarzeń na scenie. Właściwie nie mamy do czynienia z żadną linearną opowieścią, a z luźnymi refleksjami powiązanymi tylko osobą sprzedajnej Katarzyny, która w castingu na zastępczynię Elżbiety (Joanna Kasperek) wygrywa tylko i wyłącznie dlatego, że jest w kwestii seksu gotowa na wszystko. A ta gotowość może przysłonić nawet jej niedoskonałości fizyczne, objawiające się, krótko mówiąc, w za dużym tyłku i ogólnej masie ciała. Poza tym przecież Elżbieta umiera - nie ma czasu na szukanie cudów.

Przestrzeń w spektaklu to zbieranina pomysłów - trochę jesteśmy w sali tronowej, trochę w jakiejś szpitalnej umieralni... trochę to sypialnia, albo garderoba (nad sceną zresztą wiszą piękne suknie oddające ducha epoki, której oczywiście we współczesnym przedstawieniu Rubina nie ma). Trochę też jesteśmy w kinie, bo biała płachta w głębi sceny staje się ekranem, na którym pokazuje się nam jakieś bezsensowne projekcje, kompletnie niezrozumiałe w kontekście tematu przedstawienia. Wśród postaci otaczających Katarzynę znajduje się np. Violetta Villas, aktor przebrany za Kate Bush we wcieleniu z "Wuthering Heights", Alicja w krainie czarów, hermafrodyta, panny młode i oczywiście Stanisław August Poniatowski, będący uosobieniem polskości, którego Caryca uwodzi. Oglądamy więc jakieś para-perwersyjne szarganie narodowych świętości, ale ani to kontrowersyjne, ani ciekawe.

Szczerze mówiąc, nie do końca wiem co Rubin i Janiczak chcieli powiedzieć. Bo ja nie dowiedziałam się zbyt wiele ponad to, że Ścisłowicz ma fajne cycki, które widzowie radośnie mogą sobie podczas przedstawienia pomacać. Nie żebym nie doceniała walorów fizycznych aktorki, no ale to chyba trochę jednak za mało, jak na półtoragodzinny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji