Stare kobiety, mity i mass media
W kręgu Różewiczowskich fascynacji Helmuta Kajzara bez mała od dziesięciu lat znajduje się "Stara kobieta". W punkcie wyjścia teoretycznych rozważań nad dramatem, które odnajdujemy w eseistyce Kajzara, czytamy: "Dwuznaczność daje szansę zbudowania konstrukcji otwartej, umożliwiając odbiorcy współudział w akcie tworzenia. Autor daje bowiem czytelnikowi strukturę do wypełnienia jego własnymi doświadczeniami. Stąd sztuki Różewicza są materiałem teatralnym znakomitym i równocześnie niebezpiecznym. Naruszenie struktury niweczy ich organizm i sens".
Ostatecznie otrzymaliśmy gotowy spektakl. "Stara kobieta wysiaduje" doczekała się realizacji w Teatrze Narodowym w Warszawie. Mamy więc i punkt odniesienia.
Nie ulega wątpliwości, że Kajzar "wypełnił" schemat Różewiczowskiego dramatu własnymi pomysłami. Wprawdzie pozostał wierny słowu, ale poszerzył strefę obrazowania. Co zostało z pierwotnego organizmu?
Sztuka Różewicza traktuje o kryzysie cywilizacji, krachu wszelkich wartości etycznych i estetycznych, wielkim śmietniku naszej kultury i o biologicznym rytmie życia, jedynej niepodważalnej jeszcze prawdzie. Kajzar podjął wątek kryzysu kultury, lecz nie w wymiarach totalnego zniszczenia, egzystencjalnej próżni, Beckettowskiego czekania na Godota. W jego inscenizacji problemy współczesnej kultury sprowadzają się do zmiany modelu - homogenizacja treści, umasowienie się kultury. Już na początku scenografia sugeruje kulturę produkowaną przez mass media. Didaskalia Różewicza mówią o wnętrzu dworcowej kawiarni. Na scenie oglądamy skrzyżowanie kawiarni z wnętrzem telewizyjnego studia.
Kajzar wpisuje w swój spektakl obrazy-symbole, produkowane seryjnie przez kulturę telewizyjną, ukazane w odbiciu, po przejęciu ich przez społeczeństwo. Piękna dziewczyna, która u Różewicza miała burzyć zastane schematy twórczości dramaturgicznej, w spektaklu Kajzara wciela się w karykaturalny portret sex bomby. Włosy blond, biust, różowo-czerwono-pozłacana, tandetna, tania, powszechnie dostępna. Młodzieniec staje się młodzieżowym idolem, recytuje wiersz w iluminacji barwnych świateł. Aktorzy (Jolanta Lothe, Andrzej Malec) zgodnie z sugestią reżysera odcięli się od jakichkolwiek prób wejścia w psychikę kreowanych w tym momencie postaci. Skoncentrowali się na opanowaniu symboliki zachowań. Liczy się gest odzwierciedlający znaczenie symbolu.
Ze sceny zwycięsko krzyczy coca-cola. Skrzypek ubrany w dżinsy. Night club i zabawa dyskotekowa. Znane atrybuty masowej kultury, wytarte i zbanalizowane, stanowią jej treść i formę. Kultura masowa, łatwa w konsumpcji jest płytka i powierzchowna. W przedstawieniu Kajzara jej produkty czy raczej odpady, ujęte we wzorcowe postacie, przedmioty, mają zastąpić cywilizacyjny śmietnik Różewicza. Kajzar, wbrew Różewiczowi, jest estetą, unika dosłowności, choć tworzy obrazy świadomie kiczowate, nie kryje złego smaku produkowanych wytworów. Jednak brak w nich naturalizmów i odrazy Różewicza, tamtego głodu serio - trwogi moralisty. Zamiast Apokalipsy wypreparowana karykatura.
Kajzar przestrzega przed jałowością nadchodzącej kultury tonem zaniepokojonego odbiorcy programów serwowanych przez masowe środki przekazu. Są to już rzeczy banalne - kulturowa papka, w której zwyciężają symbole łatwego szczęścia, fabryka snów dla wszystkich, lęki zostały oswojone, Parki to zwykłe dziewczyny.
W inscenizacji "Starej kobiety" z perspektywy refleksji nad powstałym modelem kultury Kajzar stara się dokonać socjologicznej analizy społeczeństwa poddanego jej wpływom. Konstatuje brak więzi. Zostaliśmy oderwani od Matki i odcięci od źródeł dawnej kultury. Bolesne wołanie Starej: "synku, synku", zamykające całość spektaklu jest symptomatyczne. Zamiast utraconych więzi biologicznych i społecznych, zrodziła się przemoc ilustrowana przez Kajzara jeszcze jednym groteskowym chwytem. Żałobny kondukt, orkiestra dęta gra marsz żałobny pokonanemu. Zwyciężyła przemoc, pochodna kultury masowej.
Lekturę "Starej kobiety" zakończył Kajzar asymilacją tekstu z własną kreacją przedstawionego świata. Jednak otrzymaliśmy spektakl spóźniony. Dokonana analiza społeczeństwa dziś wydaje się równie płytka, jak zbanalizowane znaki masowej kultury. Interpretacja jest kolejną mitologią mitów powszechnej kultury, tworzeniem swoistej nadbudowy, następnego piętra metajęzyka. I w tym miejscu odkrywamy zgodność interpretacji z inscenizacją, następuje sprzężenie zwrotne pomiędzy formą a treścią.
Mimo wszelkich ułomności jest to najżywszy punkt inscenizacji i chyba charakterystyczny dla twórczości reżysera. Próba znalezienia, po lekturze Witkacego, Gombrowicza i Różewicza, własnej teatralnej formy, która nie opisuje, lecz zawiera treść w swojej strukturze. Stąd określona koncepcja bohaterki, Starej Kobiety, traktowanej jako makrokosmos sztuki. Wojciech Siemion w roli Starej Kobiety epatuje publiczność niezwykłością zdarzenia, ale istota rzeczy nie tkwi bynajmniej w sensacyjnym chwycie, jest to właśnie poszukiwanie formy. Przypomnijmy dla porównania inscenizację "Śmiesznego staruszka" Kajzara, w której nie było staruszka, lecz czworo pięknych, młodych ludzi. Postać Starej Kobiety, powierzona Wojciechowi Siemionowi, traci na dosłowności. Jest to zarazem jedyna osoba rozwijająca się w trakcie sztuki. Pozostali zastygli w skonwencjonalizowanych obrazach, ona zaś odzwierciedla pewien proces. Będąc realnym wcieleniem starej, bezradnej kobiety, zagubionej we współczesnej cywilizacji, zyskuje dodatkowe znaczenie zmitologizowane poprzez skojarzenia z Pra-Matką, Reą, Matką Ziemią. Mówimy o procesie, bo nie jest to ożywienie starego mitu, ale tworzenie, uzupełnienie pewnego znaku wtórnym znaczeniem. W ten sposób tworzą się również mity współczesne.
Siemion sprostał zadaniu reżysera, potrafił wcielić się w Starą, jak i przekroczyć granice osoby psychicznej, realnej, ucieleśnić, prezentować pewną ideę, myśl, znak. Gra aktorska Siemiona zasadza się na opozycji do ról Andrzeja Łapickiego (Ślepiec) i Zdzisława Wardejna (Pan). Wardejn przybrał maskę groteski, chwyta świat w "błazeńskich" żartach, jednak w tym krzywym zwierciadle brak tonu ironii na serio. Przeciwnie Łapicki - w jego interpretacji Ślepiec jest postacią tragiczną i heroiczną, wcieleniem mitu Homera. Patos bije z gestów, recytacja przechodzi w melorecytację, na jakimś odległym zaśpiewie padają słowa - wołanie o ocalenie. Rola Ślepca budzi kontrowersje, a przecież Łapicki doskonale wydobył kontrast pomiędzy ubogim, skonwencjonalizowanym znakiem masowej kultury i humanistyczną utopią tradycyjnego mitu.
Natomiast w grze Siemiona uderza wielka troska, wręcz pietyzm dla szczegółu. Bezradność Starej zostaje podkreślona każdym, nawet najmniejszym ruchem. Widzimy drobną, skurczoną postać, uczepioną, w niepewnym geście obrony, torebki, tej ostatniej deski ratunku. Wyrazista mimika twarzy, obawa i nieartykułowany dźwięk wprowadzają nas w inny wymiar, już niedosłowny. Nieoczekiwanie Siemion zyskał nową twarz, wyszedł z roli aktora charakterystycznego.
Właśnie postać sceniczna Starej Kobiety jest próbą uchwycenia koncepcji teatru wewnętrznego Różewicza, w której nie liczy się akcja, ale stany, procesy zachodzące w zakreślonej przestrzeni. O tyle Kajzar jest wierny Różewiczowi.
Technika tworzenia spektaklu jest interesująca, ale wyprzedaż mitów? Czy spektakl w dialektyce rozwoju padł ofiarą masowej kultury?