Helmut Kajzar: wybrałem Tadeusza Różewicza
Za kilka dni Teatr Narodowy występuje z prapremierą warszawską jednej z najważniejszych sztuk w dorobku Tadeusza Różewicza - "Stara kobieta wysiaduje". Spektakl reżyseruje Helmut Kajzar, w scenografii Tomasza Banowicza i z muzyką Piotra Mossa. Rozmawiamy z twórcą tego przedstawienia: reżyserem, dramatopisarzem i eseistą - Helmutem Kajzarem.
Od wielu już lat, szczególnie często wraca Pan jako reżyser do twórczości Tadeusza Różewicza. Jak wytłumaczyć te praktykę?
- Uparłem się przy dramaturgii Różewicza, żeby mieć stały dopływ współczesnej materii dramatycznej i problematyki. Nie znaczy to, oczywiście, że nie pracowałem nad innymi tekstami polskich i obcych dramatopisarzy współczesnych; Gombrowicza, Mrożka, Geneta i innych. Ale oni nie chwycili mnie za serce, najmniej czułem się przy nich współtwórcą.
Zebrało się już sporo Pana Różewiczowskich realizacji...
- Rozpocząłem w 1965 roku, od polskiej prapremiery "Aktu przerywanego" w warszawskim STS-ie; sporo jeździliśmy po świecie z tym przedstawieniem. Potem realizowałem "Śmiesznego staruszka" w Teatrze Polskim we Wrocławiu, i "Rajski ogródek", spektakl oparty na krótkich sztukach tego dramatopisarza. Dalej, nastąpił wieloletni cykl pracy i przygotowań do sztuki "Stara kobieta wysiaduje". Posłużyła mi ona jako materiał warsztatowy w nauczaniu i w poszukiwaniu języka współczesnego teatru na tzw. warsztatach teatralnych. Prowadziłem je w Szwecji, w RFN, a ostatnio odbyłem warsztat dla reżyserów teatralnych NRD w Berlinie. Reżyserowałem też to przedstawienie w Zimmertheater w Tubingen (RFN). Ostatnio wystawiłem "Odejście głodomora" we wrocławskim Teatrze Współczesnym.
Wspomniał Pan o problemie współtworzenia reżysera i dramatopisarza...
- Możliwości takie daje mi właśnie dramaturgia Różewicza. Żąda ona wierności strukturze, przy całkowitej swobodzie wypełniania jej materią sceniczna. Czym wypełniam tę strukturę - jest moim podstawowym problemem przy realizowaniu sztuk Różewicza. Dochodzi więc do pewnego rodzaju fuzji. Mogę częściowo wpisywać swoje materie, które wypracowuję z aktorami, wpisywać je i łączyć z tym bardzo obszernym i zapraszającym kształtem dramaturgii Różewiczowskiej.
Skąd pomysł realizacji tej właśnie sztuki w Teatrze Narodowym?
- Moja stała od roku współpraca z tym zespołem przewidywała realizację "Bachantek" Eurypidesa. Zaproponowałem również Różewicza. Myśleliśmy początkowo o "Odejściu głodomora", później o sztuce "Do piachu". Wreszcie stanęło na sztuce "Stara kobieta wysiaduje" - tekście "nieogranym" jeszcze i - co dziwniejsze - nie wystawianym w Warszawie. Chyba dobrze; że ustosunkowuje się do niego właśnie Teatr Narodowy, mający już przecież w swoim dorobku (na scenie Teatru Małego) "Kartotekę" i "Białe małżeństwo" tego autora,
Warszawska prapremiera następuje po dziesięciu latach od narodzin tej sztuki...
- Zastanawiałem się z Tadeuszem Różewiczem, gdzie odnaleźć jej aktualne tętno, jak ją dzisiaj odczytywać. Tego typu postawienie problemu zawsze odświeża. Ta praca była dla mnie próbą odrzucenia dotychczasowej wiedzy o tym utworze i dotychczasowych moich doświadczeń inscenizacyjnych z nim związanych. Mogłem to zrobić w dużym stopniu dzięki zespołowi ludzi, z którymi współpracowałem w Teatrze Narodowym. Wspólnie ze mną podjęli rozwiązywanie tej niewiadomej. Proces samej realizacji zaliczam do najciekawszych, jakie zdarzały mi się z zespołami aktorskimi. Myślę, że to zasługa treningu, jaki zespół ten przebył z Adamem Hanuszkiewiczem.
Jakich aktorów zobaczymy w tym przedstawieniu?
- Grają m.in.: Zdzisław Wardejn jako Wytworny Pan. Andrzej Łapicki jako Ślepiec. Kazimierz Wichniarz w roli Kelnera Cyryla. I Wojciech Siemion jako Stara kobieta.
Dlaczego właśnie Siemion?
- To wiąże się z rozumieniem całego utworu. Kiedyś Jerzy Jarocki zrezygnował z obsadzenia tej roli jedną wykonawczynią: grały u niego Starą kobietę trzy aktorki jednocześnie. Prawdopodobnie natknął się na ten sam problem, na pewien przymus inscenizacyjny
- jak pokazać Starą kobietę, która nie jest postacią jednostkową, by nie była posądzona o groteskowość. Postać ta musi mieć cechy i realistyczne, i nadrealne. Nie lubię teatru groteskowego i udziwnionego, teatru plastycznego. Nasza współpraca ze scenografem, Tomaszem Banowiczem polegała na usuwaniu ze sceny wszystkiego, co jest metaforą. Wytworzenie metafory i wzruszenia poetyckiego chcemy uzyskać innymi środkami - po prostu słowem, słowem w akcji, czy - jak kto woli - słowem dynamicznym. I tutaj, wielką pomocą służy Siemion - mistrz słowa poetyckiego.
Czy Pana kontrakt reżyserski z Teatrem Narodowym wróży dalsze realizacje?
- Dłuższy kontakt reżysera z zespołem, to warunek powodzenia pracy w teatrze. Aktorzy muszą znać reżysera i odwrotnie. Być może, zrealizuję tu również "Bachantki".