Artykuły

Marzycielka czyli sceniczne wcielenia Małgorzaty Dudy-Kozery

"Marzycielka" w reż. Ryszarda Jakubisiaka w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Dawid Korbel w serwisie Teatr dla Was.

Monodram pióra Jerzego Andrzeja Masłowskiego, zagrany przez aktorkę warszawskiego teatru Rampa, Małgorzatę Dudę-Kozerę, już od pierwszych chwil emanuje magią i sprawia, że widzowie poddają się nastrojom bohaterki razem z nią przeżywając jej tragikomiczne wzloty i upadki.

Tytułowa Marzycielka to kobieta w średnim wieku, którą mąż zamyka w szpitalu psychiatrycznym. Ma powód, bowiem żona nieoczekiwanie wpada w stan graniczący z obłędem. Jednak - jak się zaraz okazuje - kobieta nie jest szalona, a nagłe rozchwianie umysłowe zawdzięcza nieprzemyślanemu pomieszaniu alkoholu z tabletkami uspokajającymi, które zażywa w nadmiernej dawce, chcąc odreagować stres. A ma co odreagowywać, gdyż w jednej chwili spada na jej głowę sto nieszczęść, z których utrata pracy wcale nie jest najstraszniejsza. Mimo życiowej katastrofy, bohaterka z dystansem, lekkością i niezwykłym (czasem wręcz surrealistycznym) poczuciem humoru opowiada o swym życiu i o tym, w jaki sposób znalazła się na życiowym zakręcie.

Bohaterka jest zabieganą i zapracowaną Matką-Polką, która nagle uświadamia sobie, że jej życie dalekie jest od tego, jakie chciałaby wieść. Od dawna marzy o nauce flamenco, romantycznej podróży do Hiszpanii i krajów latynoskich, spędzaniu czasu na czytaniu poezji i spacerach po nadmorskich promenadach. Tymczasem na co dzień zmaga się z nudnym i gburowatym mężem, pyskatą córką, nadwagą i chronicznym brakiem pieniędzy. Jednak jej uwagę zaprzątają nie tylko osobiste problemy, bowiem przejmuje się całym, bez mała, światem: Złoszczą ją nieudaczni politycy ("Pytacie czy wierzę w życie po śmierci? Jak tak patrzę na tych polityków i na cały ten kraj to tak się zastanawiam czy istnieje życie przed śmiercią"). Do rozpaczy doprowadzają ją zachłanne koncerny farmaceutyczne i wciąż wietrzy spiski z ich strony ("Najpierw rozmnażają wirusy, rozrzucają je przez swoich agentów, a później sprzedają na nie lekarstwa"). Wpada w furię słysząc o producentach żywności modyfikowanej GMO ("Tym roślinom wszczepiają geny ludzkie, by im poprawić odporność. Wyleje człowiek resztkę fasolówki do zlewu i pójdzie do pierdla za aborcję").

Jednak nie tylko wciągająca fabuła, trafne porównania czy ostre puenty są zaletą przedstawienia. Duda-Kozera uwodzi widzów grając nie tylko rozchwianą emocjonalnie tytułową Marzycielkę, ale też wciąż wcielając się w przeróżne postaci. Gra kolejno: zwariowaną przyjaciółkę, rozmodloną "moherową" bigotkę - matkę swego męża, bezczelnego kota, wciąż żądającego smakołyków, kostuchę wybierającą się po duszę sąsiada, a także inne mniej lub bardziej realistyczne postaci. Jednak prawdziwe mistrzostwo osiąga grając zużytą prezerwatywę, która opowiada o swej erotycznej przygodzie (już sam początek monologu: "Łatwo mówić: nie pękaj" wywołuje u widzów fajerwerki śmiechu).

Duda-Kozera nie tylko uwodzi, ale też kontroluje widzów, prowadzi z nimi nieustanny dialog, niemal co chwila zaskakuje, nie pozwalając, by ktokolwiek się nudził. Ta aktorsko - wokalno - taneczna ekwilibrystyka, czasem zbliżająca się do krawędzi scenicznego szaleństwa, wywołuje aplauz publiczności i sprawia, że dziewięćdziesiąt minut spektaklu mija jak jedna chwila.

Atutem przedstawienia są piosenki (w końcu Jerzy A. Masłowski jest znany przede wszystkim jako autor wierszy, ballad i wielu ambitnych przebojów). Utwory są zróżnicowane - śmieszą (jak choćby ten, w którym bohaterka zastanawia się czy zostać dziewczyną z sex telefonu), skłaniają do refleksji (kiedy mowa o zmierzchu miłości i małżeństwa), wzruszają do łez (śpiewana pod koniec widowiska "Nie-modlitwa" jest pełną goryczy rozmową z Bogiem).

Spektakl zostawia niezapomniane wrażenie. Okazuje się, że monodram to wciąż atrakcyjna forma, na którą zawsze znajdzie się jakiś niebanalny pomysł. Okazuje się też, że komediodramat jest gatunkiem ukochanym przez widzów (można się pośmiać i powzruszać). Daje się też zauważyć, że publiczność wciąż lubi przedstawienia urozmaicone piosenkami. Przy okazji wychodzi na jaw stara prawda, że nawet najpiękniejsze perły wymagają porządnej oprawy. A oprawy (czytaj: pieniędzy) zabrakło w tym przedstawieniu. Marzy mi się, by "Marzycielka" miała lepszą scenografię i broadwayowskie efekty audiowizualne (choć niekoniecznie 3D). A wszystkim, którzy powiedzą, że pieniądze to nie wszystko, odpowiadam: Zgoda, pieniądze to nie wszystko. Pieniądze przede wszystkim!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji