Artykuły

Wagner w Operze na Zamku. Patetyczny do piątej potęgi, ale widzom się podobał

"Lohengrin" w reż. Dirka Löschnera w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Owacją na stojąco przyjęła szczecińska publiczność patetycznego "Lohengrina" Ryszarda Wagnera.

Woody Allen żartował sobie w filmie: "Nie mogę słuchać Wagnera, bo nabieram ochoty do ataku na Polskę". Wagner miał antysemickie poglądy. Hitler uważał go za swojego idola. Tym bardziej niemiecko-polskie wystawienie Wagnera w Szczecinie to wydarzenie ważne. Potrafimy oddzielić śmiertelników od nieśmiertelnej sztuki.

Triumf zła, zapewne ku przestrodze.

Nie ma polskich nazwisk wśród głównych twórców i ról "Lohengrina" Theater Vorpommern w Greifswaldzie/Stralsundzie, ale nasz wkład jest ładnie symboliczny. Śpiewają w nim chórzyści Opery na Zamku, a to chór - lud, także według Wagnera, jest głównym bohaterem "Lohengrina". Naród, który znajduje się w ciężkiej sytuacji, ma zebrać wojska potrzebne do zbrojnej interwencji.

Reżyser Dirk Löschner przenosi akcję ze średniowiecza do lat 30. XX wieku, jeszcze przed objęciem władzy przez nazistów. Ale pojawiająca się w tle sceny panorama miasta z zarysami budowli z różnych państw niewątpliwie sugeruje kontekst dużo szerszy niż Niemcy.

Tytułowy bohater Lohengrin to nieznany rycerz, który przybywa do Brabancji w towarzystwie łabędzia, gotów walczyć w obronie Elzy, oskarżonej przez hrabiego Telramunda, że zamordowała swojego młodszego brata, pretendenta do tronu. Lohengrin ma jeden warunek, dziewczyna musi przyrzec, że nie będzie pytać o jego imię i pochodzenie. Elza pod wpływem dążącej do zdobycia władzy Ortrudy, żony Telramunda, złamie przysięgę. Lohengrin, "obrońca Brabancji", opuszcza miejsce wydarzeń. W finale oglądanego przedstawienia (innym niż u Wagnera) Ortruda triumfuje. Ona, a zwłaszcza jej dzieci ubrane są w stroje przywołujące skojarzenie z nazistowskimi organizacjami młodzieżowymi. Niemiecko-szczecińskie przedstawienie kończy się triumfem zła, zapewne ku przestrodze.

Wokalnie lepsze są panie

Kapitalnym pomysłem inscenizacyjnym tego spektaklu jest przedstawienie egzotycznego rycerza Lohengrina jako samuraja z teatru kabuki. Kiedy lud niósł za nim łabędzie zrobione w technice origami, przypomniała mi się legenda o żurawiach z origami, które dla pacyfistów są symbolem pokoju i miłości.

Ale generalnie "Lohengrin" to inscenizacja mało oryginalna, schematyczna i kiczowata.

W przedstawieniu lepsze wokalnie są panie - Anette Gerhardt w roli dobrej Elizy i Elena Suvorova jako żądna władzy Ortruda. Ze wzruszającym liryzmem partie Lohengrina śpiewał Junghan Choi. Wierzy się mu, że pokochał Elizę.

Muzyka Wagnera jest nasycona, choć patos momentami jest w niej nieznośny. Fantastycznie celebrowała ją niemiecka orkiestra pod batutą Golo Berga. W 200-lecie urodzin rok 2013 był na świecie Rokiem Ryszarda Wagnera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji