Artykuły

Nie poznawaj siły cudzych pieniędzy

"Polonez" Jerzego Stanisława Sity - ostatnia poniedziałkowa premiera na małym ekranie - przypomniał pełne świetności czasy naszego teatru telewizyjnego. Jego najwybitniejsi twórcy potrafili uczynić zeń sztukę osobną; splatającą w sobie tylko we właściwy sposób środki wyrazu teatru, filmu i możliwości studia telewizyjnego. Ten charakterystyczny stop stał się naszym wkładem do rozwoju sztuki telewizji światowej. Potem z różnych względów - m.in. konfliktów władzy ze środowiskami twórczymi, braku pieniędzy i uwiądu talentów - teatr telewizji przycichł, jego samorodność i oryginalność zaczęto zastępować przedstawieniami teatralnymi mniej lub bardziej żywcem przenoszonymi na mały ekran. Oczywiście nie mogło to dać równie dobrych rezultatów. Bowiem scena i telewizja mają swoje, czasem bardzo różne, prawa. Dzisiaj tylko niekiedy poniedziałkowy teatr telewizyjny przypomina o swojej świetności. Warto choćby przypomnieć twórczy wkład inscenizacyjny Krzysztofa Nazara - "Makbet" Szekspira z Olbrychskim w roli tytułowej, czy "Ryszard III" z Andrzejem Sewerynem.

"Polonez" Sity w reżyserii Jerzego Sztwiertni z pewnością do tych twórczych inscenizacji się zalicza. Mimo pewnych wad, wypływających głównie z konieczności skrócenia sztuki do wymogów telewizyjnych. Takie kreacje, jak choćby Katarzyna II Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, Stanisław August Jana Nowickiego, pozostaną w naszej pamięci. Zaliczają się bowiem do najlepszych osiągnięć naszego współczesnego aktorstwa.

Jednak istnieje coś w tej sztuce, co jest jeszcze ważniejsze od wspaniałych kreacji postaci. Ujawnienie przez Sitę mocy, która kierowała skrycie większością ówczesnej polskiej elity politycznej. Tę zatrważającą siłę miały w sobie pieniądze - cudze, a mówiąc dokładniej obcych ambasad, za pomocą których reżyserowały one ówczesną polską scenę polityczną. W przedstawieniu telewizyjnym wyszło to słabiej. Podczas prapremiery w Teatrze Ateneum w 1981 r. zabrzmiało to o wiele bardziej niepokojąco. Tym bardziej więc należy zwrócić na ten wątek uwagę. Pokazuje on bowiem pewien mechanizm, który jest dla polskiego życia publicznego niebezpieczeństwem niejako ponadczasowym. Obecnym zarówno wcześniej - przypomnijmy sobie pierwsze wolne elekcje - wtedy jak i później, a nawet teraz.

Ów zaskakujący brak odporności na siłę obcych pieniędzy polskiej elity politycznej końca XVIII wieku będzie trochę bardziej zrozumiały, jeśli weźmie się pod uwagę zmęczenie i wyniszczenie kraju ciągłymi wojnami XVII wieku oraz pierwszej połowy wieku XVIII. Oczywiście nie usprawiedliwia to ludzi, którzy wyciągali do obcych ambasad rękę. Oni sprawili, że rola szlachty jako elity przywódczej społeczeństwa zakończyła się. Zjawisko brania było powszechne i publicznie znane.

Owe załamanie moralności elity podczas przemiany lat chudych w lata pomyślności jest jednak bardzo znamienne. Ten sam mechanizm ożyje przecież w zmienionej formie wśród innych już warunków i wśród zupełnie innej elity w dwa wieki później. W czasach gierkowskich. Dlatego prapremiera "Poloneza" Sity zabrzmiała w 1981 r. z taką siłą. Elita partyjno-technokratyczna również okazała się mało odporna na korzyści. Tajemnicą poliszynela byt fakt, że ówczesna polityka kupowania obcych licencji na wyprzódki, gnębienie wynalazców krajowych, były powodowane różnorakimi korzyściami osobistymi. Możliwość podróży zagranicznych za państwowe pieniądze, dłuższe pobyty szkoleniowe, zarabianie na dietach i prezenty, to wszystko miało nieodparty urok. Dlatego nieraz na staż szkoleniowy dla technika czy robotnika wyjeżdżał zakładowy sekretarz. Ta zabawa na mniejszą skalę uprawiana była - mniejsze były możliwości - i w latach osiemdziesiątych. Ile wojaży po kuli ziemskiej odbyli ludzie związani z FSO, poszukując licencjodawcy, aby w końcu zaproponować dziesięcioletniego fiata Uno, samochód, który w dodatku częściowo się dublował z wprowadzanym do produkcji wyrobem fabryki w Tychach?

Te niebezpieczeństwa istnieją i dzisiaj, kiedy w kraju bieda, a kontakt z bogatym Zachodem staje się bezpośredni. Dlatego niepokojąco brzmi "Oświadczenie" Jerzego Giedroycia w trzecim numerze paryskiej "Kultury" z tego roku. Ten człowiek, znający świat i życie, bije na alarm, ponieważ według niego nasza elita polityczna nie rozlicza z pieniędzy otrzymywanych z Zachodu od rozmaitych fundacji o nazwach bardzo szlachetnie brzmiących. Jest to temat do rozważań dla Sejmu i Senatu. Powinno zostać ustanowione prawo rozwiązujące te niepokojące dla życia publicznego kwestie. Aby złowrogi syndrom obcych pieniędzy, obnażony przez Sitę w "Polonezie" pozostał zjawiskiem historycznym.

Nie tylko codzienność, ale i współczesność czasem skrzeczy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji