Artykuły

Piękno tańca w stanie czystym i niepewności

XXII Łódzkie Spotkania Baletowe podsumowuje Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Tegoroczne biennale baletowe rozpoczęło się bardzo pomyślnie. W zaskakująco dobrej formie zaprezentował się Zespół Baletowy Teatru Wielkiego w balecie komicznym "Don Kichot" Ludwiga Minkusa z librettem Mariusa Petipy.

Podsumowanie XXII Łódzkich Spotkań Baletowych

To była niemała, choć miła niespodzianka dla tych teatromanów, którzy zapomnieli, że Teatr Wielki baletem w ogóle dysponuje, do czego przyczyniła się poprzednia dyrekcja łódzkiej sceny operowej. Gruntownie przebudowany i prowadzony przez niedawnego solistę Teatru Wielkiego w Poznaniu (acz łodzianina) Dominika Muśko, łódzki zespół nie przyniósł wstydu.

Wieczór należał do Ryo Takaya i Minori Nakayama, debiutujących na łódzkiej scenie w rolach Basilia i Kitri.

Precyzyjna technika, dbałość o detal i aktorski nerw sprawiły, że publiczność nagradzała ich oklaskami rosnącymi wraz z upływem scenicznej akcji.

Klasę pokazał też kierujący baletem Dominik Muśko (najwyższy tancerz na łódzkiej scenie), który fenomenalnie wykorzystuje swe warunki zewnętrzne, obdarzając postać torreadora Espady naturalnym dostojeństwem. W konwencji bardzo dobrze odnaleźli się także Tomasz Jagodziński jako Rycerz Smętnego Oblicza i Jan Łukasiewicz jako jego giermek, którego przerysowana postać wiele zawdzięcza comedii dell'arte. (...)

Inżynierowie tańca

Program ŁSB skonstruowany został z dużą świadomością - także gustów i zachowania publiczności. Najmocniejszymi jego punktami były spektakle zaprezentowane na początku i na finał. Najpierw intrygujący eksperyment z obrazem i ruchem zaprezentował Ballet National de Marseille.

Poddane precyzyjnej myśli jednego kreatora, jakimi jest Frederic Flamand, od dekady szef zespołu, spektakl "Moving Target" był nie wolną od humoru wyprawą w sferę ludzkiej percepcji. Współpraca z nowojorskimi architektami Elizabeth Diller i Ricardo Scofidi zaowocowała dziełem skończonym, choć niejednorodnym. Spójny w myśleniu, dopracowany w szczegółach był natomiast balet "Orfeusz i Eurydyka" [na zdjęciu], spektakl bardziej konwencjonalny, nie tak już "matematyczny" jak "Moving Target". Nowa interpretacja antycznego mitu, podobnie jak wszystko na scenie, poddana była intelektowi i urzekała pięknem ruchu w stanie czystym.

(...)

W czasie i w przestrzeni

Pomiędzy Flamandem i Maliphantem gościliśmy w Łodzi produkcje rzetelne, warte obejrzenia i jak wszystkie - prezentowane przez uzdolnionych, dysponujących fenomenalną techniką tancerzy. Jednak zarówno wdzięczne (choć liczące już pół wieku), optymistyczne choreografie zespołu Ailey II, łączące jazz z tradycjami afroamerykańską, jak i stojąca na wysokim poziomie technicznym wariacja na temat tanga autorstwa Sidi Larbi Cherkaoui, choć był gratką dla publiczności, można było sobie odpuścić.

Powstaje bowiem pytanie: czym mają być Łódzkie Spotkania Baletowe?

Czyli - co powinniśmy na nich oglądać? Czy perfekcja i wysoki poziom to argumenty, które nie pozwalają na inne ujęcie. Czy pośród wielu odbywających się w kraju wydarzeń związanych z teatrem tańca, ŁSB nie mają tradycji pokazywania przede wszystkim tego, co w nowoczesnym balecie nowe i żywe. Z tym pytanie łączy się inne: dla kogo są ŁSB, bo na pewno gustom "wszystkich" nie dogodzą. Chyba, że dołujący łódzką kulturę kryzys każe otwierać się na widza tańcem się nieinteresującego, którego skupi np. magia słowa "tango". A że coś jest na rzeczy jeśli chodzi o finansowanie ŁSB, dowodzą wcześniejsze zapowiedzi przyjazdu m.in. Tanztheater Wuppertal Pina Bausch.

Do rozwiązania pozostaje kwestia terminu ŁSB. Perturbacje związane z kapitalnym remontem "Wielkiego" sprawiły, że biennale przesunięto na późną jesień. Pierwotny, letni, wydaje się jednak lepszym rozwiązaniem. Nie tylko dlatego, że doszło do kolizji z XX. Międzynarodowymi Spotkaniami Sztuki Akcji. Ostatniego, prozaicznego argumentu dostarczył pierwszy wieczór z choreografiami Maliphanta, gdy pełne napięcia układy mąciły pomruki i kasłanie mało odpornej na jesienną szarugę publiczności. Takiego "koncertu" dawno już nie w łódzkim teatrze nie było.

Dwie rzeczy, znamionująca pracę w pośpiechu nad organizacją ŁSB trzeba poprawić: zadbać o polskie tłumaczenia tekstów wykorzystywanych w spektaklach i wprowadzić na scenę "gospodarza". Bez tego ostatniego widownia czuje się w teatrze jak klient: płaci, wchodzi, siada, ogląda i wychodzi. Zapewne też wraca, ale teatr nie powinien też zapominać o kształtowaniu obyczajów.

***

Całość w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji