Artykuły

Z wielkiego świata i głębokiej prowincji

Kwietniowa premiera "Fausta" ks. Antoniego Radziwiłła w Teatrze Wielkim w Poznaniu była bardziej wydarzeniem towarzyskim niż artystycznym. Na widowni w honorowych lożach za-siedli tacy goście, jak konsul republiki Niemiec czy pra-prawnuczka księcia Antoniego, księżna Krystyna Radziwiłł. Nie wspominając już o innych osobistościach ze świata nauki, sztuki czy też oświeconego biznesu.

Z arystokratycznymi rodowodami

Na scenie też było nie najgorzej. Decydując się na wystawienie "Fausta" w wersji ks. Radziwiłła, dyrektor opery poznańskiej. Sławomir Pietras zadbał także o to, aby dzieło o tak arystokratycznych rodowodach powierzyć w godne ręce. Z wyborem scenografa nie było większych kłopotów. Padło, na Franciszka Starowieyskiego, znakomitego artystę, a na dodatek "arystokratę po mieczu i kądzieli". Wśród inscenizatorów niestety nie udało się znaleźć nikogo tak dobrze urodzonego. Wówczas to dyrektor Pietras zwrócił się do Adama Hanuszkiewicza z kwestią dość zasadniczą: "Daleko tobie, drogi Adamie, do naszej arystokracji, ale dowiedziałem się, że matka twoja była jednak herbu Leliwa, a ojciec miał w herbie Ślepowrona. Czy możesz to potwierdzić?" - Odpowiedź okazała się zadowalająca i mistrz Adam wziął w swe ręce książęce dzieło. Czy wśród artystów byli też dobrze urodzeni, nie wiadomo, ale podobno nic tak nie noblilituje jak sztuka.

Książęce dzieło

Dla czytelników "Ziemi Kaliskiej" ks. Antoni Radziwiłł to przede wszystkim fundator pałacyku myśliwskiego w Antoninie, który gościł tu młodego Fryderyka Chopina, dzięki czemu radziwiłłowska rezydencja do dziś rozbrzmiewa muzyką. W Poznaniu książę zapisał się głównie jako namiestnik króla pruskiego w Wielkim Księstwie, którego polityka wzbudzała rozliczne kontrowersje, ale także mecenas kultury i wielki miłośnik muzyki, który ściągał do stolicy Wielkopolski sporo ówczesnych znakomitości muzycznych. Dla muzykologów ks. Radziwiłł - to nade wszystko autor muzyki do scen z "Fausta" Goethego, nad którą pracował podobno ponad 20 lat.

Książęce dzieło zachwyciło najpierw samego autora "Fausta", który pisał o "niezapomnianych wrażeniach", sugerując też pewne korekty w partyturze. Jakkolwiek książęcy "Faust" nigdy nie został ukończony, był wystawiany - w większych lub mniejszych fragmentach - po pałacach i dworach, co bez wątpienia było wówczas w dobrym tonie. Słuchano muzyki księcia Antoniego w salonach warszawskich, berlińskich, lwowskich i gdańskich. Podobała się także w Królewcu. Pradze. Lipsku czy Hannowerze. Potem poszła trochę w zapomnienie...

Po 170 latach

Po 170 latach, jakie upłynęły od śmierci ks. Antoniego Radziwiłła, jego operę zdecydował się wystawić Teatr Wielki w Poznaniu. Samo dzieło, o czym dość zgodnie pisali recenzenci, nie rzuciło na kolana. Hanuszkiewicz twórczo rozwinął swoje młodzieńcze pomysły, sadzając np. cierpiącą Małgorzatę na fotelu ginekologicznym, a pana Boga na wózku inwalidzkim. Co oczywista jednym się podobało, innych oburzało. Franciszek Starowieyski przeniósł na scenę pewne elementy architektury antonińskiej. ale też nie wzbudził entuzjazmu. Artyści operowi, zajmujący się na co dzień głównie śpiewaniem, mieli niejakie kłopoty z partiami mówionymi. Za to wszyscy chwalili radziwiłłowskie chóry.

Dobrze wychowana publiczność nagrodziła jednak spektakl owacją na stojąco, wywołując jego twórców na scenę.

Wielbiciel z Pogorzeli

A w kuluarach prawdziwe peany pod adresem ks. Radziwiłła wygłaszał - cichy bohater wieczoru - Henryk Nowaczyk z Pogorzeli. Od lat zakochany w Antoninie i muzyce Chopina, tropi jego ślady w Wielkopolsce, także muzyczne przyjaźnie i fascynacje. Prędzej czy później musiał więc odkryć także radziwiłłowskiego "Fausta".

Kilka lat temu - opowiadał w antrakcie - udało mi się ściągnąć tę partyturę z Berlina do Pogorzeli. Kosztowało to połowę mojej emerytury. Wtedy jeszcze nie wiedziałem że jest ona przechowywana także w Warszawie. Przekazałem tę partyturę do Antonina, gdzie - jak wiem

- wzbudzała ona zainteresowanie różnych dyrygentów. Napisałem leż kilka artykułów na ten temat do "Ruchu Muzycznego", gdzie m.in. zwróciłem uwagę na pewne błędy, jakie powielają się w różnych publikacjach. Jak się okazuje, nawet fachowcy tego nie czytają, bo te same błędy odkryłem znów w programie do "Fausta". Ale cieszę się, że mogliśmy wysłuchać w Poznaniu znaczną część tej świetnej partytury, a zwłaszcza partie chóralne...

A jeśli echa poznańskich chórów dotarły w zaświaty, książę Antoni zapewne poczuł się ukontentowany, że jego dzieło odżyło po tylu latach. I trafia dziś nie tylko do salonowej elity lecz także do miłośników muzyki na głębokiej prowincji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji