Artykuły

Ożył "Faust" księcia Antoniego?

Każdy bodaj poważniejszy miłośnik muzyki wie dobrze, iż na tle tragedii Goethego o doktorze Fauście powstało wiele dzieł muzycznych, także sporo operowych, pośród których najbardziej znane to oczywiście Potępienie Fausta Hectora Berlioza (1846), Faust Gounoda (1859) oraz Mefistofeles Arriga Boito (1868). Mało kto jednak pamięta, że twórcą pierwszej muzyki do Fausta Goethego, powstałej na przestrzeni lat 1806-1830, był... książę Antoni Radziwiłł (1775-1833), w latach 1815-1831 namiestnik utworzonego po Kongresie Wiedeńskim Wielkiego Księstwa Poznańskiego, ale poza tym utalentowany i gruntownie wykształcony muzyk: wiolonczelista oraz kompozytor, autor m.in. szeregu pieśni i kwartetów na głosy męskie. To w jego myśliwskim pałacu w Antoninie gościł 18-letni Chopin, który dla niego właśnie napisał Poloneza wiolonczelowego op. 3 i wspólnie z nim go wykonał, a następnie zadedykował mu Trio op. 8. Nawiasem dodać można, że i Beethoven dedykował muzykalnemu księciu Antoniemu Uwerturę op. 115.

Stworzona przez księcia muzyka do "Fausta" zyskała szczere uznanie samego Goethego, który pono życzył jej sobie jako stałej muzycznej oprawy jego tragedii. Czy rzeczywiście tak było - trudno dziś twierdzić z całą stanowczością. Pewne jest jednak, że w 1837 roku wykonano "Fausta" Antoniego Radziwiłła w lipskim Gewandhausie, a potem wystawiano go w Niemczech wielokrotnie, bo m.in. w Berlinie młody Moniuszko oglądał go czterokrotnie podczas studiów, a wróciwszy do Wilna sporządził nawet fortepianowy wyciąg niektórych fragmentów.

Wiadomo także, iż na prośbę kompozytora Goethe dopisał - tak! - na użytek jego "opery" (m.in. do miłosnego kwartetu oraz chóru duchów) szereg wersów, których nie ma w książkowych wydaniach Fausta. Wiadomo i to, że w 1848 roku dzieło ks. Radziwiłła wykonano z wielkim powodzeniem w znanym warszawskim salonie radcostwa Wacława i Niny Łuszczewskich z tekstem w przekładzie W. Wolskiego (autora libretta Halki), a u progu XX w. wystawiono je, już w wersji scenicznej, we Lwowie. Następnie jednak zapomniano o nim dość gruntownie, jeżeli nie liczyć wystawienia owego Fausta w marcu 1932 w krakowskim pałacu hrabiny Małgorzaty Potockiej - prawnuczki księcia Antoniego, oraz parokrotnego wykonania jego fragmentów przez Polskie Radio (także po drugiej wojnie, w opracowaniu i nowym przekładzie tekstu Zdzisława Jachimeckiego).

Dobrze więc z pewnością się stało, że za sprawą pełnego inwencji oraz twórczej energii Sławomira Pietrasa postanowiono w poznańskim Teatrze Wielkim przypomnieć na otwarcie organizowanego tamże trzeciego Festiwalu Hoffmannowskiego ów cenny melodramat sceniczny - bo tak chyba należałoby określić formę tego dzieła, które trudno nazywać operą. Dobrze się stało - tym bardziej, że muzyka okazuje się znacznie ciekawsza i bardziej wartościowa, aniżeli można by przypuszczać, wiedząc, że wyszła spod pióra jednak amatora. Podobnego zresztą wrażenia doznał ongiś nie kto inny jak... Fryderyk Chopin, który 14 listopada 1829 pisał do Tytusa Woyciechowskiego: "Pokazywał mi [Radziwiłł - J.K.] swojego "Fausta" i wiele rzeczy znalazłem tak dobrze pomyślanych, nawet genialnych, żem się nigdy po namiestniku tego spodziewać nie mógł"...

I rzeczywiście - bardzo zgrabnie skonstruowana jest uwertura orkiestrowa (nb. wiadomo, że pierwotnie autor planował wprowadzenie na to miejsce zinstrumentowanej przez siebie fugi z jednego z Kwartetów Mozarta...). Ładnie brzmią chóry, ciekawa jest piosenka Mefista o wyraźnie polskim charakterze, podobnie mazur towarzyszący pojawieniu się odmłodzonego Fausta (nic dziwnego, że niemieccy krytycy zarzucali, iż dzieło jest "za mało niemieckie" w porównaniu do arcyniemieckiego dramatu Goethego); bardzo także piękna jest wielka aria Małgorzaty w drugiej części dzieła. Wiele jeszcze innych epizodów tej muzyki zasługuje na uwagę i uznanie - a przecież, o ile wiadomo, nie wszystko, co napisał Antoni Radziwiłł, zostało w poznańskim przedstawieniu wykorzystane. Wprowadzono natomiast dużo mówionego tekstu; Adam Hanuszkiewicz, któremu powierzono inscenizację, powiada nie bez racji: "do moich obowiązków należało dodać do dzieła Księcia trochę scen z Fausta Goethego, bez których nikt ze słuchaczy i widzów za tzw. chińskiego boga nie zrozumiałby historii Fausta w tym arystokratyczno-muzycznym utworze"...

I słusznie - rzecz w Poznaniu zaczyna się zatem, tak jak u Goethego, od prywatnej właściwie rozmowy dyrektora teatru (w tej roli zgodził się wystąpić sam szef Teatru Wielkiego!) z Poetą i Wesołkiem. Dalej jednak nie poprzestał Hanuszkiewicz na oryginale Goethego, ale dodał co nieco od siebie - i tu "zaczynają się schody". Kiedy bowiem niewinna jakoby Małgorzata od razu w pierwszej scenie oznajmia frywolnie "Anim ja piękna, ani dama, do łóżka umiem wskoczyć sama", to w tym momencie zanika istotna dla całego dramatu opozycja pomiędzy czystością młodej dziewczyny a lubieżnością głównego bohatera i zepsuciem otaczającego świata; całkiem zbędne stają się też szatańskie czary, czynione dla doprowadzenia naiwnej dziewczyny do upadku. Nieco później oglądamy też - oczywiście - Małgorzatę z Faustem w wielkim łożu na środku sceny, a obok - Mefista z Martą. W scenie kościelnej z kolei nieszczęsna trafia na... fotel ginekologiczny, przedtem zaś studenckiemu hymnowi "Gaudeamus igitur" towarzyszą dzikie wrzaski. W rezultacie zamiast romantycznej poetyczności i jarmarcznego chwilami humoru otrzymujemy - przykro to pisać - agresywną i obsesyjną erotykę, niekoniecznie w najlepszym guście, oraz wulgarny chwilami język-jako nieomal główną treść dzieła, do którego Franciszek Starowieyski zaprojektował dyskretną raczej oprawę scenograficzną. Dobrym natomiast pomysłem było rozegranie nie umuzycznionej przez Radziwiłła "Nocy Walpurgii" na tle Mozartowskiego "Dies irae"; Goethe pono miał się kiedyś wyrazić, że do jego tragedii najlepiej pasowałaby muzyka w stylu Don Giovanniego, przekształcony nieco Menuet z niego w Radziwiłłowskiej partyturze zresztą się pojawia.

Przed wykonawcami ożywionego na nowo Fausta Radziwiłła w Hanuszkiewiczowskiej wersji stanęło tedy bardzo trudne zadanie. Z największym powodzeniem dała sobie z nim radę młoda, urodziwa i obdarzona bardzo ładnym sopranem Barbara Gutaj, której kreację w roli Małgorzaty uznać można za autentyczne odkrycie operowego sezonu w Poznaniu. Dobrze wypadł także Piotr Friebe jako Faust, natomiast Rafał Korpik jako Mefisto o ciekawej barwie głosu miał wyraźne trudności ze zrozumiałym dla widowni podawaniem mówionych tekstów.

Bardzo dobrze - jak to zwykle w Poznaniu - śpiewały chóry, a nad całością partytury na ogół z powodzeniem czuwała Agnieszka Nagórka, pierwsza absolwentka dyrygenckiej klasy Antoniego Wita w stołecznej Akademii.

Reasumując powiedzieć można, iż sukces muzyki Antoniego Radziwiłła jest dzięki poznańskiemu przedstawieniu oczywisty; sam jednak spektakl pozostawia wrażenia raczej mieszane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji