Cień nad Solaris
Stefan Szlachtycz nie będzie domagał się zdjęcia "Solaris" z afisza. Jako autor adaptacji powieści Stanisława Lema i twórca inscenizacji przygotowanej na deskach Teatru Polskiego w Szczecinie, jeszcze w poniedziałek nosił się z takim zamiarem. Zmienił zdanie po spotkaniu z dyrekcją teatru.
Jak już wczoraj informowaliśmy Stefan Szlachtycz został w przeddzień premiery, tj w sobotę (9.12) zaskoczony nagłą decyzją o odsunięciu go od prac nad przedstawieniem. Reżyserię przejął dyrektor naczelny Adam Opatowicz.
Stefan Szlachtycz nie pojawił się na premierze. Przedstawienie zobaczył dopiero we wtorek rano. - Spektakl ma swoją wartość, nawet w tej "dyrektorskiej" wersji i jako taki może istnieć - powiedział w kilka godzin potem, zastrzegając, że pragnie mimo to zachować dystans do tego co zobaczył.
Od żądania wycofania widowiska z repertuaru Teatru Polskiego Stefan Szlachtycz odstąpił - jak twierdzi - ze względu na to, że podjął ostatecznie honorarium reżyserskie. - Zostałem przekupiony, pozbyłem się prawa krytykowania - przyznał. - Nie było żadnego konfliktu między mną a znakomicie pracującym zespołem. W ostatniej chwili zostałem amputowany od przedstawienia. Wyjeżdżam okaleczony.
Dyrektor Adam Opatowicz odmówił zajęcia stanowiska w sprawie nieporozumień wokół premiery "Solaris". Zaznaczył jedynie, iż działał nie tylko jako dyrektor, którego obowiązkiem jest ratowanie spektaklu przed ostateczną "klapą", ale przede wszystkim jako reprezentant zespołu aktorskiego, zaniepokojonego stanem przygotowań do premiery.
"Dyrektorskie ingerencje" w przedstawienia teatralne to zjawisko bardzo częste. Za ostateczny kształt repertuaru odpowiada bowiem osobiście dyrektor artystyczny. Ma więc nie tylko prawo, ale i obowiązek czuwania nad procesem twórczym na scenie własnego teatru. Jednak prawie nigdy nie zdarza się, by poprawki i korekty wprowadzane były do spektaklu w atmosferze skandalu. Tym razem, jak wolno się domyślać, musiało dojść do ingerencji tak głębokich, iż konflikt był nie do uniknięcia. Pozostaje pytanie dlaczego do wyjaśniania problemów przystąpiono tak późno, choć próby trwały od września i wiele można było w tym czasie przedyskutować, może poprawić? "Cięcia", których dokonano w ostatniej chwili, spowodowały okrojenie spektaklu, również w jego części scenograficznej. Nieoficjalnie wiadomo, że na tę realizację wydano około miliarda złotych. Wiele z zakupów poczynionych za te pieniądze nie ujrzało świateł rampy. Czy ktoś dokona ostatecznego bilansu zysków i strat na skandalu wokół "Solaris"?