Artykuły

Sztuka emocji

NA prapremierę "Sularis" według Lema czekano w Szczecinie z dużą ciekawością. W dniu premiery wybu­chła jednak kuluarowa bomba: reży­ser i autor adaptacji Stefan Szlachtycz, został w ostatniej chwili odsunięty przez dyrektora Adama Opatowicza od realizacji. Na pre­mierowym spektaklu reżysera nie by­ło. Oświadczenie w tej kwestii, które miał po przedstawieniu odczytać ze sceny jeden z aktorów, odczytane nie zostało. Trafiło jednak do mass mediów. A że było ostre w tonie - zro­biła się Sprawa. Skandal i afera. No i z premiery, która znalazłaby sobie zapewne jakieś skromne miejsce w powodzi codziennych informacji - wy­darzenie się zrodziło. Cóż, złe wieści są w cenie. Znana to prawda... Ale przyczyny nieobecności reżysera na prapremierze miały prawo zbulwer­sować dziennikarzy. A oni sami - obo­wiązek publicznego poinformowania o tym co się stało. Co się jednak sta­ło właściwie?

Najpierw fakty: spektakl na ponad trzy godziny przez reżysera plano­wany - rozrósł się, według dyrektora, nadmiernie. Dokonał więc Opatowicz skrótów. Szlachtycz, powołując się na swoje prawa (wynikłe również z kontraktu) na żadne zmiany nie chciał się zgodzić. Kto w tej mierze miał ra­cję? Tego dowieść już nie będzie można. Choć nie ulega kwestii, że obie strony miały tu swoje racje. Od­rębne. Reżyser bronił swej twórczej integralności. Dyrektor - swojej sceny. Przed "klapą". Powstał konflikt. Ale, jak już wiadomo, załagodzony przez strony. Szlachtycz zgodził się na ingerencję w swoje dzieło, choć z poczuciem krzywdy opuszczał Szczecin. "Solaris" zostanie na afi­szu w wersji premierowej.

Cała sprawa ma jednak nie­przyjemny posmak. I warta jest na pewno refleksji wykraczającej po­za jednorazowy "news". Smucić bowiem musi fakt, że kultura, tak rzadko znajdując dla siebie te naj­bardziej eksponowane miejsca wśród bieżących wiadomości, tra­fia na pierwsze strony wtedy, gdy wiąże się z nią jakaś "afera". Skan­dale mają to do siebie, że rzucają cień szeroki - tutaj więc rykoszet od Polskiego uderzy w środowisko teatralne i artystyczne Szczecina. Z tego punktu widzenia sprawa przyniesie szkody nie tylko spek­taklowi, z takim wysiłkiem przygo­towywanemu przez zespół, ale też całej szczecińskiej kulturze, bory­kającej się i tak z masą proble­mów. Zwłaszcza finansowych, a przecież i tu mówiło się o pienią­dzach. Co wspomniany cień tylko pogłębi.

Stało się więc źle. Czyja to wina? Nie chciałbym rozpatrywać tej sprawy w takich kategoriach. Choć nie ulega wątpliwości, że popełniono błędy. Na dwa dni przed od dawna przygotowywaną premierą nie może dochodzić do podobnych sytuacji. Kto jednak nie zna specyfiki pracy w teatrze - w której ogniskują się emocje tak artystyczne, jak organizacyjne - może ulec złudzeniu, iż to, co się tu zdarzyło, jest czymś wyjątkowym. Otóż, nie jest. Zdarza się też innym. W różnym nasileniu. No i różnym też, rzecz jasna, kończy finałem... Czasami strony większą się względem siebie wykazują elegancją, czasem mniej­szą. Ale prawie zawsze jest to kon­flikt w obrębie świata sztuki. I o tym warto pamiętać. Zwłaszcza w czasach, gdy rzeczywiste skanda­le i afery dominują w życiu publicz­nym.

Dlatego w sztuce, która niesie ze sobą emocje, powinno być i miej­sce na pewien margines wzajemnej tolerancji. Zrozumienia. To też jest sztuka umieć ów margines zacho­wać. I chyba w sprawie powyższej nie udało się to wielu z nas. Po obu stronach rampy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji