Artykuły

Pesymizm buntownika

Ostatnim widowiskiem Teatru Nowego z Poznania, zaprezen­towanym w Warszawie, była blues-opera Jacka Kaczmarskiego i Jerzego Satanowskiego pt. "Kuglarze i wisielcy''. W ten spo­sób zakończyły się występy goś­cinne poznaniaków na gościn­nych deskach Teatru Dramaty­cznego, reklamowane jako "3 x musical", aczkolwiek każde z trzech prezentowanych przed­stawień w różny sposób korzysta­ło z okazji wzmocnienia sztuką dźwięków.

Jacek Kaczmarski, bard buntu lat osiemdziesiątych, który swoją wielką popularność zawdzięcza sprzeciwowi politycznemu wyło­żonemu za pomocą poezji i me­lodii, tym razem w dosyć dowol­ny sposób wykorzystał fabułę powieści Wiktora Hugo "Człowiek śmiechu". Jego też autorstwa są pieśni wplecione w tekst drama­tu.

"Kuglarze i wisielcy", to nie jest musical łatwy i przyjemny. Dlate­go określenie blues-opera, da­jące szersze odniesienia i trafnie narzucające muzyczny gatunek, jest jak najbardziej na miejscu.

Nie wdając się w szczegóły, trzeba powiedzieć, że w teatrze Kaczmarski pozostał takim sa­mym gorzkim buntownikiem, jak na estradzie. Postaci z Wiktora Hugo oraz koloryt i realia osie­mnastowiecznej Anglii posłużyły mu do skonstruowania wizji świa­ta porażającej swoim pesymiz­mem. Każda pieśń jest gorzkim protest-songiem. Klęska ludzka kryje się też w skonstruowanym przez Kaczmarskiego przebiegu akcji, a szczególnie jej zakończe­niu. Jest to przegrana człowieka ze światem polityki. Bezbronne­go wobec wielkich, którzy, zba­wiając go, niszczą i deformują mu życie.

Interesujący jest tego rodzaju pesymizm twórcy, który polityce w dużej mierze zawdzięcza swoją karierę.

Wielki wkład w "Kuglarzy i wi­sielców" ma autor muzyki, Jerzy Satanowski. Jego kompozycje nadają niezwykłą siłę pieśniom, współdecydują o atmosferze i tempie widowiska. Szkoda tylko, że zbyt staroświecka aparatura dźwiękowa mocno utrudniła ob­cowanie z melodiami i kolorytem muzyki naszego świetnego kom­pozytora teatralnego.

Krzysztof Zaleski starał się ca­łości nadać niesamowitą atmosfe­rę - trochę rodem z Byrona, a trochę z horroru. Świetne były sceny zbiorowe, pełne dynamiki. Obciąża go tylko zbytnie rozwle­czenie widowiska, spadki tempa.

Bardzo dobrze i wyrównanie spisał się cały zespół aktorski. Na pierwszy plan zdecydowanie wy­sunęła się Bożena Borowska w roli królowej Anny i Antonina Choroszy jako księżniczka Jozjana. W postaci Człowieka Śmiechu, gra­nej przez Mirosława Konarowskiego, zabrakło pewnej siły i buntu, co komponowałoby z całością widowiska.

Trzeba przyznać, że wybór Teatru Nowego z Poznania jako bohatera gościnnych występów "Goście Teatru Dramatycznego", raz na sezon, był trafną decyzją kierownictwa sceny w Pałacu Kul­tury i Nauki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji