Artykuły

Łódź. Opowiadali o Andrzeju Wajdzie

- Nie miałem pojęcia, że śledziło mnie kilkudziesięciu agentów - mówi Andrzej Wajda w filmie "Z marmuru, żelaza i nadziei". Środowa projekcja w Domu Literatury towarzyszyła spotkaniu z autorami książki "Andrzej Wajda. Podejrzany".

Witold Bereś i Krzysztof Burnetko przestudiowali ponad tysiąc stron akt, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego autor "Ziemi obiecanej" budził tak ogromne zainteresowanie tajnych służb.

Bereś i Burnetko opisują zmagania Wajdy z cenzurą, władzami kinematografii i nacjonalistami. Dają czytelnikom do rąk niepublikowane dotąd materiały archiwalne, m.in. z PRL-owskiej bezpieki. - Wajda patrzy na naszą historię pod różnymi kątami - mówił na spotkaniu w Domu Literatury Krzysztof Burnetko. - Dzięki zaskakującym zestawieniom i porównaniom za każdym razem opowiada o niej inaczej.

Autorzy "Podejrzanego" podkreślali, że reżyser nigdy nie krył się z tym, że mimo wszystko w PRL-u powodziło mu się nie najgorzej. Burnetko: - Przez wiele lat państwo ludowe go doceniało. Wajda mówi o zaangażowaniu w powojenną rzeczywistość szczerze: "Byłem dwudziestolatkiem, nie miałem ojca, który mógłby mnie ostrzec, chciałem żyć, tworzyć, być reżyserem. A reżyser mógł robić filmy, tylko wchodząc w jakiś układ z państwem".

Jego filmy uważnie oglądali kolejni szefowie partii. Władysław Gomułka krytykował pesymizm "Niewinnych czarodziejów", a Edward Gierek wysłuchiwał żądań żony, która chciała usunięcia pornograficznych scen z "Ziemi obiecanej".

Krzysztof Burnetko opowiedział, jak w roku 1969 Wajda dostał zgodę na zrobienie filmu, o którym marzył. Chodziło o "Krajobraz po bitwie" na motywach obozowych opowiadań Tadeusza Borowskiego. W tym czasie z więzienia wyszedł Adam Michnik. Funkcę drugiego reżysera sprawował Andrzej Titkow. - Postanowił pomóc kilku młodym ludziom, którzy wyszli z pierdla - Burnetko przywołał historię, którą znajdziemy również na stronach "Podejrzanego". - Zatrudnił ich, w tym Michnika, jako statystów. Kiedy bezpieka się dowiedziała, zażądała taśm. Kiedy dowiedział się Wajda... Wezwał Titkowa i wywalił go z pracy za nielojalność.

Tego wspomnienia autorzy książki nie znaleźli w aktach. Przywołał je Andrzej Wajda podczas ich licznych spotkań. W 1976 roku, kiedy przyszedł do niego Daniel Olbrychski i poprosił, żeby podpisał jakiś protest, zachował się podobnie. Odmówił jednemu ze swoich ulubionych aktorów. Kręcił wówczas "Człowieka z marmuru". - Tym filmem zdziałam znacznie więcej niż podpisem - objaśniał. Jedyna rzecz, jaką podpisał, to oświadczenie, że nie zorganizuje zamachu na Ojca Świętego.

- Za każdym razem Wajda zaczynał rozmowę z nami od słów: "O co wam chodzi, przecież mi nikt w tym PRL nogi nie urwał!" - wspominał Burnetko. - To nie jest książka o bohaterstwie, ale m.in. o tym, jak artysta mógł w tym czasie lawirować i robić rzeczy ważne.

I Wajda robił - podsłuchiwany, rewidowany i prowokowany przez tajną policję. Jego poczynania śledziło dwudziestu dwóch współpracowników komunistycznych służb (m.in. Alchemik, Chrzan, Jeż, Stefania i Śmiały). Jeden z nich w swoim raporcie odnotował, że reżyser musi być homoseksualistą. Wniosek wysnuł na podstawie rozmowy z Wajdą, podczas której zapytał: "Andrzej, czym się kierujesz, obsadzając aktora?", na co reżyser z typowym dla siebie entuzjazmem wykrzyknął: "Ja muszę się w nim najpierw zakochać!".

Twórcy "Człowieka z marmuru" nadano kryptonim "Luminarz". - Była w tym jakaś logika - powiedział autorom "Podejrzanego" Wajda. - Miałem wtedy już dobrą pozycję w środowisku, także za granicą. Niektórzy postrzegali mnie więc jako luminarza wśród artystów. Ubecy pewnie też. A może po prostu policja potrzebowała akurat takiej sprawy... By mieć na mnie haki tak na wszelki wypadek?

Na wszelki wypadek Andrzej Wajda autoryzował książkę pióra Beresia i Burnetki. Efekt? Bereś: - Cały początek, około stu stron, wylądował w koszu, w reszcie nasz bohater poprzestawiał kolejność, a w końcu poradził nam wymyślić jakąś puentę... Byłem wściekły, myślałem: "Czy my go uczymy, jak ma robić filmy!?". Ale wytrzeźwieliśmy po dwóch dniach - wypiliśmy wtedy 0,75 litra trzyletniej whisky na trzech - spojrzeliśmy jeszcze raz na proponowane przez Wajdę poprawki i doszliśmy do wniosku, że to bardzo mądry dziadek. Dostosowaliśmy się do jego rad. Zwłaszcza że już Marek Edelman powiedział nam, że piszemy za grube książki.

"Andrzej Wajda. Podejrzany" Witold Bereś, Krzysztof Burnetko. Wydawcy: Agora, fundacja Świat Ma Sens

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji