Artykuły

Zabawa inteligentna

Rok temu w Starym Teatrze odbyła się premiera przedstawienia "Sto lat kabaretu... Krakowskie kabarety XX wieku". Była, jaka była (i jak pisaliśmy); nie warto przypominać - zwłaszcza wobec faktu, że po roku dyrektor teatru Mikołaj Grabowski zdjął z afisza dwie z trzech części tego spektaklu. Przestaną zatem straszyć sekwencje poświęcone Zielonemu Balonikowi (reżyseria - Stanisław Tym) i Ja­mie Michalika (reżyseria - Mikołaj Grabowski), a do pozostawionej - przywołującej Piwnicę pod Baranami - Krzysztof Materna, jedyny, który w tym gronie zgrabnie się obronił, przygotował obecnie zupeł­nie nową wersję poświęconą młodopolskiemu Zielonemu Baloniko­wi. Spektakl będzie się zatem składał teraz z dwóch części: nowej wersji "W Zielonym Baloniku" i granej od roku "W Piwnicy pod Barana­mi". Premiera nowej wersji przedstawienia - 31 grudnia o godz. 20.

Jak się czujesz jako reży­ser, mający przygotować na nowo część spektaklu, który od roku był na afiszu? Czyli - mówiąc wprost - zadanie brzmiało: zrób lepiej. To bo­dziec czy raczej źródło dys­komfortu?

- Dyskomfort byłby wówczas, gdybym miał poprawiać. Ja natomiast dostałem propo­zycję przygotowania tej se­kwencji całkowicie od nowa. Tak więc nie zagłębiałem się w przyczyny decyzji dyr. Mi­kołaja Grabowskiego. Przyj­mując jego ofertę, zadawałem sobie tylko pytanie, jak przyj­mą to ci wspaniali aktorzy. Ba­łem się, że może mało chętnie będą chcieli wchodzić do tej samej rzeki. Ale ponieważ po­kazałem, że to będzie zupeł­nie coś nowego, pracowali z dużym zapałem. Było mi, jak sądzę, o tyle łatwiej, że przygotowaną rok wcześniej częścią "Stu lat kabaretów" po­święconą Piwnicy pod Barana­mi przekonałem, że umiem osiągnąć oczekiwany efekt. Aktor zawsze ma w sobie lęk przed próbowaniem rzeczy w założeniu śmiesznych, saty­rycznych, bo weryfikuje je do­piero reakcja publiczności.

Piwnicę znamy z autop­sji, z nagrań, z dokumentów filmowych, po Zielonym Ba­loniku pozostały jedynie tek­sty, w tym te najbardziej zna­ne - Boya, wspomnienia... O co oparłeś swój scenariusz?

- Ogromnie pomogło mi spotkanie z panią profesor Ewą Miodońską z UJ, która uświadomiła mi, że można Zielony Balonik pokazać ina­czej, nie tylko poprzez Boya i jego bardzo sprawnie napisa­ne teksty dotyczące sfery oby­czajów, ale i tematy, które i te­raz zabrzmią współcześnie, dotyczące np. środowiska artystycznego tamtych czasów, jego sprzeciwu wobec rzeczy­wistości społecznej i politycz­nej, a i artystycznej. To pani Profesor wskazała mi teksty z "Liberum veto", z "Czasu", a więc pism, pozostających w ścisłym związku z Zielonym Balonikiem, a komentujących ówczesne stosunki w Krakowie, podejście do Ko­ścioła itd. Mając taki materiał, pokusiłem się o zrobienie sce­nariusza, któremu przyświe­cało to samo założenie, co programowi piwnicznemu - że dobra literatura albo "do­bry" problem są ponadczaso­we, zwłaszcza jeśli pokaże się je nie w cylindrze, we fraku, a w kostiumach współcze­snych. A te zaprojektowała znakomita stylistka - Alicja Kowalska z Warszawy, odwo­łująca się w swoich strojach do lat 50., 60. i 70.

Będzie to zatem Balonik przeniesiony we współcze­sność?

- Pokazywanie Balonika w formie muzealnej mnie nie interesowało. Dlatego też napi­sałem współczesną klamrę, wydaje mi się, że żartobliwą, żeby nadać spektaklowi kon­wencję, która podpowie widzo­wi, że nie został zaproszony na program kabaretu Zielony Ba­lonik.

Czyli postąpiłeś podob­nie jak z Piwnicą pod Bara­nami.

- Bo też jak bliżej poznałem historię Zielonego Balonika, uświadomiłem sobie, że jest ona w dużym stopniu zbieżna z powstaniem Piwnicy. Jego inicjatorami byli również przede wszystkim plastycy. Może to jest ta grupa artystycz­na najbardziej niecierpliwych ludzi, których wkurza współ­czesność i chcą zmiany. Poza tym i Balonik, i Piwnica w du­żym stopniu opierały się na happeningu, na programy obu zapraszało się znajomych, by się bawić w swoim środowisku.

Jest i różnica; Piwnica miała swoich kompozyto­rów...

- ...a w Baloniku posługiwa­no się głównie melodiami za­czerpniętymi z operetki, opery albo ludowymi. Nie chcąc za­tem proponować wizyty w mu­zeum, poprosiłem o napisanie muzyki Andrzeja Zaryckiego. Tak więc teksty Boya, Nowaczyńskiego, Leszczyńskiego, Kisielewskiego i innych za­brzmią z nową muzyką.

W pierwszej wersji "Stu lat kabaretów" byłeś jednym z trzech reżyserów firmują­cych ten spektakl; teraz będzie on wyłącznie Twój...

- Tym bardziej mi miło. I mam nadzieję, że ten autor­ski charakter będzie widoczny - w operowaniu jednym języ­kiem, w zachowaniu jednej poetyki. Wiedziałem jedno, że to musi być zabawa inteligent­na, a nie dla przysłowiowych "jaj". Bo to takie były kabarety. Sam po części chowałem się na Piwnicy i nieraz śmialiśmy się z Wojtkiem Mannem, że je­go gust kształtowało Radio Luksemburg, a mój - Piwnica. A szerzej Kraków, w którym studiując oglądałem spektakle Kantora, Jarockiego, Swinarskiego... Stąd moje poczucie humoru bierze się z backgroundu krakowskiego. I oto po latach przyjeżdżam i robię rze­czy historyczne dla Krakowa i to w samym Starym Teatrze.

Wróciłeś po 30 latach.

- Różnica jest tylko taka, że z Krakowa wyjeżdżałem do Warszawy z powodu narzeczo­nej, a wracam za sprawą te­atru, który niegdyś mi się ma­rzył, gdy studiowałem w PWST.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji