Artykuły

W poszukiwaniu miłości

KRYSTYNA, czyli AGNIESZKA KUBIES

Jaki jest Twój stosunek do postaci Krystyny?

- Po przeczytaniu scenariusza ta rola wydała mi się najpięk­niejsza. Nie sądziłam jednak, że ją otrzymam. Właściwie od początku, od momentu wejścia na scenę, od razu "złapałam" tę Krystynę - była mi bliska, choć nie mam takich doświad­czeń. Pociągało mnie to, że jest konkretna i zdecydowana. Wie czego chce. Dlatego też praca wydawała mi się łatwa.

Jak Ty się czułaś w kobie­cym zespole?

- Bywało różnie - często bardzo wesoło. Czasami bardzo intym­nie, i to było szczególnie cieka­we. Działy się między nami rze­czy, których mężczyźni nigdy nie zrozumieją. Było też chwilami ciężko, bo kobieta jest bardzo skomplikowaną istotą. A to wszystko razy dwanaście... Gene­ralnie fantastyczna praca z aktor­kami i tancerkami, mimo że tekst był strasznie trudny; bo nie da­wał nam obrazu całości.

Zaoferowałyście wizję przerażająca. Czy rzeczywi­ście kobieta żyć może jedy­nie wpatrzona w mężczyznę?

- Dla mnie miłość jest naj­ważniejszą wartością, a te ko­biety z "Sinobrodego" szuka­ją takiego czystego uczucia, żeby się ono zapaliło choćby przez sekundę. Ta iskra stano­wi o sensie całego życia.

Dlaczego ta miłość jest koń­cem?

- Takie szczęście i takie katharsis, którego one doświad­czyły przy spotkaniu z Sino­brodym, zdarza się tylko raz w życiu. To się nie powtórzy, więc, po co żyć?

SINOBRODY, czyli JERZY POŻAROWSKI

Jak się Tan czuje jako obiekt westchnień wszyst­kich kobiet w kaliskim te­atrze?

- To była dla mnie ogromna niespodzianka, że zdecydo­wały się na mnie, że pasowa­łem im do roli tego potwora, który ma je wszystkie poza­bijać. Zostałem wybrany spo­śród kilku aktorów, do tej pory nie wiem, dlaczego.

Czy ta rola choćby odrobi­nę połechtała Pańskie ego?

- Rzeczywiście, to było bardzo przyjemne, kiedy poczułem akceptację tych świetnych ak­torek i przemiłych koleżanek. Dbały o mnie i czułem się przez nie dopieszczony jako aktor i jako mężczyzna również.

Kreatorzy tego widowiska są mężczyznami, ale na sce­nie pozostawał Pan jednak sam na sam z kilkunastoma kobietami. Jak się Panu z nimi pracowało?

- Każda z nich była inna... To było ciekawe zetknięcie z taką ilością kobiet. Kobiety są osobowościowo bardziej zróżnico­wane niż mężczyźni. Faceci działają bardziej grupowo i ujed­nolicają swoje dążenia.

Czy rzeczywiście kobiety żyją dla mężczyzn?

- Ja myślę, że taka tęsknota za spełnieniem uczuciowym jest wspólna mężczyznom i kobie­tom. Z pewnością w inny spo­sób się to przejawia.

Czy miłość prowadzi jedy­nie do zatracenia?

- No, taka jest teza, że miłość prawdziwa prowadzi nieuchron­nie do śmierci, ale ja się z tym nie zgadzam.

Zatem daje Pan kobie­tom nadzieję...

- Sinobrody jest nadzieją ko­biet. Jest to mężczyzna, który spełnia ich oczekiwania. Każ­da z nich ma inne tęsknoty i marzenia - jedna chce sza­leństwa, inna - spokoju, inna - jeszcze czegoś innego. On im to daje - każda ma taką śmierć, na jaką czeka.

TANJA, czyli IZABELA NOSZCZYK

Rola prostytutki jest ponoć równie pożądaną przez ak­torki co Szekspirowskiej Ju­lii...

- Rzeczywiście jest to wyzwa­nie. Teraz przejdę się po sali i zobaczę, na ile sprawdzi się to, co pokazałam na scenie. Jeżeli będzie miło, to znaczy, że zagrałam wiarygodnie.

Ten "Sinobrody..." to cieka­we przedsięwzięcie ze wzglę­dów socjologicznych - rzad­kie, tak mocne, skoncentro­wanie kobiecości na scenie.

- To widać po uśmiechach panów, gdy wchodzimy na począt­ku spektaklu. To robi wrażenie i - mam nadzieję - sprawia im

przyjemność. Chociaż kobiety też się uśmiechają...

Czy z samymi kobietami ciężej dobrnąć do celu, tzn. do premiery?

- Ciężko się pracowało, bo ten spektakl wymagał sporego wy­siłku fizycznego. Przygotowania z Witkiem Jurewiczem trwały dość długo, zwłaszcza z aktor­kami, bo tancerki były oczywi­ście, od razu przygotowane. Jest to frajda, gdy nagle 12 bab wcho­dzi na scenę i patrzymy, w co każda jest dziś ubrana.

Kłóciłyście się o kostiumy?

- Nie, ponieważ każda była za­dowolona ze swojej kreacji. Zatem - na szczęście - nie je­steśmy podrapane po przymiar­ce kostiumów.

Gdyby tak uwierzyć i Wam i reżyserowi, to ten świat dla kobiet jest okropny.

- Świat jest trudny dla obu płci. Panowie mogą się trochę wy­straszyć, gdy zobaczą, że ko­biety są tak drapieżne i potra­fią walczyć o uczucie. Powin­niśmy walczyć o uczucie na­wet za taką cenę jaką płacą kobiety w "Sinobrodym...".

ANNA, czyli IZABELA SOROKA

Czym jest miłość w świe­tle Twoich doświadczeń z rolą w tym spektaklu?

- To jest tak trudne do na­zwania. To cud. Kiedy ko­cham, strasznie wariuję i cho­dzę cały czas uśmiechnięta. To się już zdarzyło i nie wiem, czy do mnie powróci.

Kochałaś i żyjesz, a Anna - nie.

- To tak powinno być - ko­chasz i umierasz. Tak to so­bie wyobrażam. Anna to taka przyjaciółka otwarta na wszystkich. Każdy może do niej przyjść i się wyżalić, ale tak naprawdę jej nikt nigdy nie wysłuchał. Ona także chce być kochana, pragnie odwzajemnienia uczuć. Znam to doskonale.

Nie przeraziła Cię wizja pracy z kilkunastoma ko­leżankami?

- Rozumiałyśmy się znako­micie. To naprawdę było eks­cytujące - tyle kobiet i jeden facet. Rywalizacja o niego była bardzo interesująca. Jemu zazdrościłam - tego, że maksimum zainteresowania spływało właśnie na niego. Myślę, że było mu miło. Ueee, więcej niż miło...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji