Artykuły

Legendy nocy styczniowej

Zbliżała się akurat 125 rocznica wybuchu powstania styczniowego - więc dyrekcja Teatru Polskiego i Kameralnego wpadła na myśl, by tę rocznicę uczcić po teatralnemu i wystawić sztukę Władysława Terleckiego pt. "Krótka noc". Nie wiem czy z tego rocznicowego punktu widzenia pomysł był najlepszy, ponieważ autor w dosyć osobliwy sposób traktuje tę epokę (zresztą inne także). Szczególnie animują go bowiem prowokatorzy, agenci policyjni, rozstawiający niczym pionki na szachownicy dzielnych, skądinąd lecz niezmiernie naiwnych i słabiutkich w gruncie rzeczy dzielnych wojaków czy szatańsko inteligentnych konspiratorów. W świetle jego bowiem opowiadań czy powieści cały polski ruch spiskowy czy powstańczy zdaje się być kierowany z zacisznych gabinetów Mefistofelesów żandarmskich, rezydujących nad Sprewą, czy Newą. Rzeczywiście, istniały w naszej publicystyce historycznej takie właśnie punkty widzenia, zwłaszcza - choć nie tylko - w latach, które przeszły do historii pod nazwą enigmatyczną "okresu kultu jednostki". Zdawałoby się jednak, iż podobny punkt widzenia został już w wystarczający sposób skompromitowany w pierwszym wielkim publicznym biciu się w piersi naszych dziejopisarzy w latach 1956/57. (Nawiasem mówiąc, nie przeszkadza to obecnie kolejnym "odnowionym" w nader sugestywnym, co kompletnie nieprawdziwym przedstawiania i tamtego okresu i własnej w nim roli, najchętniej zresztą na łamach prasy konfesyjnej).

Nie jestem wielką admiratorką prozy Władysława Terleckiego z tego właśnie powodu, iż w niezamierzony sposób przywołuje atmosferę różnego tytułu konferencji i groźnych zebrań, w których najwięcej mieli do powiedzenia ci specjaliści, którzy także - jak dotąd wykazali się nader skromnym dorobkiem, mierzonym zarówno w arkuszach wydawniczych, jak i wadze refleksji własnej nad źródłami dziejowymi. Cała tajemniczość sytuacji spiskowców i ludzi walczących z bronią w ręku, ich uwikłania w pułapki policyjno-żandarmskie znakomicie wypadały na antenie radiowej, bo tu sposób przedstawiania nie pozostawia słuchaczowi zbyt wiele czasu na refleksję, wciąga go akcja oraz aura pewnej niesamowitości. To samo zapisane drukiem czy przedstawione w teatrze żywego planu daje już zupełnie inną perspektywę. Ponadto kto zna nieprzebrane bogactwo pamiętników epoki, nie mówiąc już o innych źródłach, kto zaczynał swą edukację literacką od Żeromskiego czy nawet "Kryjaków" Marii Wielopolskiej - temu nie będzie odpowiadała proza Terleckiego, choćby otrzymała jeszcze kolejne nagrody a krytycy literaccy zagłaskali swymi pochlebstwami autora na śmierć.

W parę zaledwie dni po premierze w Teatrze Kameralnym sporo pustych krzeseł. Nic dziwnego: wieje ze sceny solenną nudą. Zdezorientowani warszawscy intelektualiści, chcąc zrozumieć o co właściwie chodzi - nerwowo szeptem wyjaśniali historyczne okoliczności przedstawianego dramatu. Po scenie snuła się dama w czerni w typie Grottgerowskim, co oczywiście zapowiadało od samego początku tragedie. Trudno było dostrzec wybijających się artystów, bo na scenie generalnie było ciemno tyle, że nie laurowo. Zobaczymy, jak długo da się utrzymać rzecz w repertuarze. Bo jednak trzeba sporego samozaparcia. by wysiedzieć do końca.

Dramat osnuty na tle rzeczywistych losów jednego z przywódców powstańczych - Stefana Bobrowskiego, którego historycy zwięźle określają jako "mózg i serce Czerwonych" dawał spore pole do popisu człowiekowi z wyobraźnią, ponieważ w autentycznych losach tego człowieka nadal istnieje sporo niedopowiedzeń poza jednym pewnikiem, człowiek ten był tak krótkowzroczny, iż każda strzelanina musiała się zakończyć dla niego tragicznie Miał zaledwie 22 lata, a faktycznie kierował działaniami powstańczymi w pierwszych miesiącach walk, jako że zginął w kwietniu 1863 roku. Motyw sprzecznych racji: odpowiedzialności za walczących w partiach leśnych i szlacheckiego poczucia honoru - to tylko jeden z elementów tej tragedii, rozgrywającej się w całym ponurym sztafażu ulegania przesądom swej klasy, od której faktycznie już był bardzo daleko. Epizod końcowy życia Bobrowskiepo nie mówi zbyt wiele o człowieku i działaczu konspiracji. Ostatnio podobno lubimy takie historie, związane z pomniejszaniem, ludzi wybitnych. Świat oglądamy z żabiej perspektywy każe czcić Kermita jako wyraziciela naszych ambicji. Może...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji