Artykuły

Początek końca

"Koniec początku" Seana O'Caseya, przygotowany w Teatrze Współczesnym przez Krzysztofa Langa jest najśmieszniejszym przedstawieniem granym obecnie w Warszawie. Krótki, trochę ponadgodzinny spektakl to przykład znakomitej teatralnej roboty we wszystkich dziedzinach - reżyseii, scenografii i aktorstwa. Odkrywa też na nowo Seana O'Caseya, autora niesłusznie upomnianego i bardzo rzadko grywanego.

Autor "Końca początku" żył na przełomie XIX i XX wieku. Był najpopularniejszym dramaturgiem irlandzkim początków naszego stulecia. Pisał sztuki różnorodne - począwszy od moralitetów, dramatów społecznych, aż do utworów lżejszych: poetyckich komedii i ludowych fars.

"Koniec początku" należy do tych ostatnich. Akcja jednoaktówki toczy się na wsi, gdzieś w Irlandii. W skromnym, ale dostatnim gospodarstwie (scenografia Marcina Stajewskiego) żyje Dany Berrill (Krzysztof Kowalewski) z żoną Lizzie (Joanna Jeżewska).

Podział ról w ich małżeństwie jest na wskroś tradycyjny. Darry pracuje w polu, a Lizzie zajmuje się domem. Początek końca nastąpi, gdy rozsierdzona gadaniem i samochwalstwem męża kobieta zgodzi się na zamianę. Sama skosi łąkę, on zaś zajmie się pracą w gospodarstwie. Tak rozpoczyna się ciąg komicznych zdarzeń. Dany wraz z przyjacielem Barry Derrillem (Krzysztof Stelmaszyk) doprowadzają dom do fizycznej ruiny.

Komizm sztuki i przedstawienia ma wiele źródeł. Pierwsze, to powierzenie zajęć typowo kobiecych - mężczyźnie, który absolutnie nie potrafi im sprostać, chociaż (by zachować swą pozycję) sam o nie prosi i już to staje się powodem nieustannego śmiechu. Grający Darry'ego Krzysztof Kowalewski dodatkowo podkreśla swoją fizyczność. Jego bohater jest monstrualnie gruby, ale w swojej próżności mówi, że chce zachować dobrą sylwetkę. Bezsłowna scena ćwiczeń Darry'ego należy do najśmieszniejszych w spektaklu. Berrill skupia w sobie wszystkie męskie słabości, jednak uważa się za człowieka bez wad. Kowalewski ośmiesza specyficzną elokwencję bohatera, jego zapatrzenie w siebie. Lang i aktorzy świetnie ukazali kontrast dzielący postaci. Barry Krzysztofa Stelmaszyka to absolutne przeciwieństwo Darry'ego Kowalewskiego. Wysoki, chudy, w grubych okularach jest absolutnie zdominowany przez przyjaciela. Swoją "pomocą" doprowadza do większości nieszczęść, a my domyślamy się tego od pierwszej chwili. W wyglądzie i sposobie poruszania się po scenie Stelmaszyk zawarł bowiem kwintesencję komizmu roli.

Znakomity duet Kowalewski - Stelmaszyk, świetnie poprowadzony przez reżysera, przywodzi na myśl słynne komediowe pary - Flipa i Flapa, Pata i Patachona. Obaj czują się doskonale w swoich rolach, widać, że gra sprawia im przyjemność. Świetną partnerkę znajdują w Joannie Jeżewskiej, ukazującej surowość i kobiecy rozsądek Lizzie.

Przedstawienie Krzysztofa Langa stanowi świetne połączenie humoru słownego i sytuacyjnego. Dowcip goni gag, ale wszystko ma swoje miejsce, pozbawione jest wulgarności. Wrażenie obcowania ze sztuką wysoką dopełnia przekład Michała Ronikiera. Wyszukany język bohaterów zabawnie kłóci się z ich charakterami i działaniami.

Na widowni Współczesnego nie milknie więc szczery śmiech. Jednak śmiejąc się z komizmu postaci już po chwili odczuwamy do nich sympatię. O'Casey, Lang i aktorzy sprawiają, że mali i słabi ludzie z "Końca początku" są nam bliscy. Być może odnajdujemy w nich odrobinę własnych śmieszności. I to jest największy sukces twórców przedstawienia we Współczesnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji