Artykuły

Przybyszewszczyzna

Realizując dla Teatru Telewizji "Złote runo" Ignacy Gogolewski zdaje się nawiązywać do pierwszego bodajże swojego wielkiego sukcesu reżyserskiego sprzed lat. Przedstawienie "Śniegu" Stanisława Przybyszewskiego, przygotowane przez Gogolewskiego i przygotowane w 1969 roku na małej scenie Teatru Dramatycznego, spotkało się powszechnym uznaniem, a reżysera chwalono za to, że potrafił znaleźć sposób, by dzięki lekkiej stylizacji udostępniać współczesnemu widzowi sztukę Stanisława Przybyszewskiego. Rzeczywiście, niezbyt strawna jest dzisiaj dla masowego odbiorcy twórczość artystyczna kapłana polskiej i obcej moderny, apostoła satanizmu i seksu. Jego sława i wpływy, których ogromu dzisiaj z niczym nie da się porównać, przeminęły jednak szybko. Był typowym przedstawicielem społeczeństwa przed burzą - i burza dziejowa przyćmiła jego gwiazdę, choć żył i tworzył jeszcze długo potem. Pozostał symbolem epoki, dając jej nawet - na dobre i na złe - swoje imię. I chociażby dlatego trzeba czasem wyciągnąć z lamusa historii literatury jego działa, bo to też część tradycji , bardzo ważna, choć nie może stać się dniem naszym powszednim. Gogolewski, wyciągając "Złote runo" z pyłu zapomnienia, pozwolił nam uprzytomnić sobie kilka spraw. Przede wszystkim to, o ile każdy z nas jest dzisiaj mądrzejszy od tych, co wytyczali drogi przeszłym pokoleniom. Mądrzejszy o postępy nauki, które o tyle więcej wie o uwarunkowaniach psychicznego życia człowieka, o jego świadomości i podświadomości I ukrytych drgnieniach duszy. Ale i głupszy, bo mimo całej wiedzy jest tak samo, jak niegdyś, bezradny i nieszczęśliwy wobec osobistych katastrof, a na dodatek pozbawiony nadziei.

"Złote runo" to historia wielopiętrowej zdrady małżeńskiej, osadzona w jakimś modnym uzdrowisku, i opowiedziana ze śmiertelną powagą i namaszczeniem. Nie tyle sama akcja, co ów ton właśnie i nieznośny język są najbardziej męcząca dla dzisiejszego odbiorcy. Ignacy Gogolewski przygotowując sztukę Przybyszewskiego raz jaszcze postarał się nadać jej ów lekki dystans, który kiedyś stanowił o sukcesie "Śniegu". "Złote runo" jest jednak materią poważniejszą. Toteż dystansując się wobec stylistyki autora. Gogolewski rozbił ten proces na dwie fazy. Faza pierwsza - to maksymalne uzwyczajnienie tych wszystkich partii dialogu, które się do tego nadają, odbieranie im w miarę możliwości ich metafizycznego, uogólniającego sensu a sprowadzenie do poziomu zwykłej, codziennej rozmowy. Faza druga - to stylizacja ruchu i głosu aktora na modę z początku wieku, osadzanie go w ówczesnej rzeczywistości artystycznej. Mistrzynią, w tym okazała się Halina Rowicka, wijąca się niczym anakonda w przerysowanych gestach, pławiąca się kokieteryjnie w miłości i kłamstwie. Wyobrażam sobie, że tak musiały grywać wielkie gwiazdy przełomu wieków, tak mogła grać jeszcze Maria Przybyłko-Potocka. A na pewno tak zagrała swoją Szaloną Julkę Teresa Budzisz - Krzyżanowska, wzór i mistrzyni niejednej młodej aktorki. Tadeusz Borowski i Zdzisław Tobiasz znakomici na początku, gdy chodziło o nadanie waloru codzienności górnym i chmurnym dialogom, mniej pewnie czuli się tam, gdzie trzeba było poddać się bardziej tej historyzującej stylizacji przedstawienia. Mam może trochę żalu do reżysera, że bardziej nie ingerował w warstwa słowną by zlikwidować zbyt liczne powtórzenia i zbyt operowe frazy. Spointował poszczególne sytuacje motywami z Chopina, łącząc w ten sposób wzniosłość i śmieszność, tak jak łączą się one w życiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji