Profesja, która bawi
TEATR POLSKI wszedł w szczęśliwy okres udanych premier. Po "Thermidorze", który zapewne uznany zostanie za wydarzenie wrocławskiego sezonu teatralnego, na Scenie Komeralnej Maria Straszewska przygotowała "Profesję pani Warren". Premiera jednej z najwcześniejszych sztuk George'a Bernarda Shawa na pewno nie jest wydarzeniem, ale z całą pewnością jest widowiskiem, które prócz rzetelnych walorów scenicznych ma szansę na znaczne powodzenie u publiczności. Przewidywane powodzenie tej sztuki ma swoje źródło zarówno w dramaturgicznych, a może jeszcze bardziej w literackich wartościach utworu irlandzkiego pisarza, jak i w bardzo udanej jego scenicznej realizacji.
Sztuka Shawa nie ma dziś dla nas tego ciężaru społecznego jaki miała w czasach, a szczególnie w ustroju, w którym powstała. Nie ma już od dawna w Polsce wielkiego businessu prostytucyjnego i dlatego cała warstwa socjalno-polityczna sztuki pełnej ironii, zjadliwej złośliwości i satyrycznych ataków wobec bezwzględności kapitału nie uderza zbyt silnie naszej świadomości. Uwaga współczesnego widza polskiego skupia się głównie na pojętym indywidualnie konflikcie moralnym oraz perypetiach bohaterów. Tak okrojona zainteresowaniami widza sztuka staje się przede wszystkim utworem rozrywkowym. Wyraziście rysuje się nam mistrzowska konstrukcja utworu oparta na racjonalistycznym ciągu szybko następujących zdarzeń, na realistycznym rysunku postaci i sytuacji, wyraziście również wybijają się sarkastyczne dialogi błyszczące dowcipem i aluzyjnością na wpół salonowej konwersacji. Kąśliwe uwagi trafiają na natychmiastowe riposty, dające podstawę do następnych złośliwości.
Postacie sztuki są ideogramami wyrastającymi z doświadczeń komedii charakterów.
Shaw podobnie jak ongiś Molier dzięki dowcipowi i głębokiemu zrozumieniu społecznych uwarunkowań ludzkich postaw, potrafił schematyczne konstrukcje ożywić zbudowaną wokół nich psychologiczną osnową. Wcale nieproste zadanie znalezienia systemu znaków sygnalizujących różnorodność tej osnowy sześcioosobowy zespół aktorski rozwiązał z pełnym powodzeniem. I tak: uroczą, naiwnie moralizatorską Wiwią, której wielki kpiarz (nie zasłużyłby na to miano, gdyby postąpił inaczej) odmówił ostatecznego zwycięstwa pozostawiając w ostatniej scenie nieco ogłupiałą, była Jadwiga Skupnik; postać układnego, uwodzącego na jedną nutę dandysa zagrał z wielką kulturą Tadeusz Kamberski (Praed); Artur Młodnicki zabawnie wycyzelował postać cynicznego i obleśnego Croftsa, a Władysław Dewoyno pruderyjnego pastora Samuela.
Najmniej udaną postacią był Frank Zygmunta Bielawskiego, który szczególnie w dwu pierwszych odsłonach nie umiał zespolić natręctwa bezczelnego młodzieńca z salonową swobodą "niebieskiego ptaka". Pierwszemu z tych wcieleń brak było większej dawki cynizmu, drugiemu szkodziła niekontrolowana młodzieńcza żywiołowość. W dalszej części spektaklu to zespolenie dokonało się i nastąpiło całkowite zestrojenie wszystkich ról w tej sztuce. Iga Mayr, jako pani Warren, osiągnęła bardzo znaczny sukces, kto wie czy nie największy w swojej karierze. Jeśli nawet mylę się w tej ocenie, to w każdym razie jest to propozycja aktorska na tyle znakomita, iż zasługuje na to, aby poświęcić jej więcej uwagi. Pani Warren w interpretacji Igi Mayr jest postacią bardzo złożoną, choć przecież dość łatwo było ześliznąć się tu w dwuwymiarową płaskość. Aktorka potrafiła wydobyć te wszystkie treści, które Shaw wpisał w tę postać, a nawet zdołała wyposażyć ją w treści, których tekst przynajmniej bezpośrednio nie implikuje. Warren - Mayr ujawnia wszystkie składniki swej natury ukształtowanej przez pochodzenie, profesję, finansowe powodzenie i szczerą kobiecość. Stapia się w niej trywialność ze swoistą wrażliwości, prymitywizm myślenia i wyobraźni z trzeźwością i racjonalizmem, bezinteresowność z bałwochwalstwem dla pieniędzy, twarda męska bezwzględność z sentymentalizmem, swoboda bycia wreszcie z konwencjonalną pruderią. Aktorka wygrywa nie tylko różnorakie reakcje psychiczne starzejącej się kobiety, równie świetnie trafia w intencje autora, prezentując zachowania obnażające ukształtowany przez kapitalizm styl myślenia, inspirowany przekonaniem o niepodważalnym znaczeniu pieniądza. Sztuka uzyskała pełny wyraz dzięki rzetelnemu wysiłkowi całego zespołu i popisowej grze Igi Mayr.