Artykuły

Rozrywka bez refleksji

Mój sąsiad z pierwszego rzędu, szykowny pan w garniturze, co i rusz wybuchał głośnym śmiechem i podrywał się do oklasków.

- Co za palant z tego Huberta! - szeptał do żony. - Zupełnie jak mój szef.

Yasmina Reza, autorka komedii "Życie: trzy wer­sje", którą w sobotę mogliśmy zobaczyć na Sce­nie Kameralnej, znana jest u nas głównie dzięki "Sztuce". Podobno po paryskiej premierze przed­stawienia pisarka była załamana. Publiczność co chwilę wybuchała śmiechem, zagłuszając rytm słów i wymowę sztuki. W "Życiu..." jest podobnie. Ko­media "zagłusza" dramat.

Żadne tam "halo"

Spektakl Macieja Sobocińskiego to duża dawka błyskotliwych dialogów i niezłej gry aktorskiej. Na scenie widzimy kawałek naszego życia. Szef dobija nas słowami: "Jest pan skazany na klęskę". Pod­władny płaszczy się przed nim. Żona ględzi, a mąż pozwala dziecku na wszystko. Słowem, żadne tam "halo", zwykła proza życia.

Sytuacja wyjściowa jest za każdym razem taka sa­ma. W domu młodego naukowca ni stąd, ni zowąd zjawia się jego szef - Hubert Finidori z małżonką. Henryk (Adam Cywka) stoi u progu kariery zawo­dowej i liczy na protekcję przełożonego.

W salonie siedzą dwie znudzone pary i rozmawia­ją o "dyscyplinie mycia zębów". - Panie wciąż za­dręczają nas tymi teoriami - wtrąca szef (Paweł Okoński). - Czasem przydałoby się im wyłączyć fo­nię. A daleko pan zaszedł z tym swoim "galaktycznym halo"? - zażywa nagle młodego naukowca. - Niech pan sprawdzi w internecie. Widziałem tam ar­tykuł na podobny temat.

Do trzech razy sztuka

Wiadomość, która może pogrążyć karierę Henry­ka, za każdym razem wywołuje u niego inną reakcję. W pierwszej wersji jest załamany i, jak mówi jego żo­na Sonia (Kinga Preis), "finidoryzuje się", czyli płaszczy przed Hubertem. W drugiej potrafi się po­stawić i wykrzyknąć: - Mam to w dupie! W trzeciej udaje twardziela. Wraz z nim zmienia się reszta to­warzystwa. Tylko po co to wszystko?

Spektakl Sobocińskiego nie pokazał nam nic no­wego. Widzimy sceny z życia: sprzeczki między mał­żonkami, brak porozumienia... Ale pod tymi bła­hostkami nie ma "podszewki". Skutek? Wychodzi­my z teatru rozbawieni, ale bez refleksji. A chyba nie tak miało być.

Sobotni wieczór należał do Haliny Skoczyńskiej. Inez Finidori w jej wykonaniu to z jednej strony ty­powa blondynka wyjęta prosto z dowcipu, z drugiej zaś samotna kobieta, która na rauszu potrafi nieźle wygarnąć.

W to wszystko świetnie wpasowała się nieco psy­chodeliczna muzyka Bolesława Rawskiego z powra­cającym motywem przewijania kasety. Bo w życiu wszystko się powtarza. I jednocześnie nic nie jest ta­kie samo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji