Artykuły

Pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki i ponowoczesny. "Dziady" u św. Jana

Trzeba przyznać, że pomysł, by spektakl "Święto pamiątek: Dziady albo Radunica" wystawić w kościele św. Jana był znakomity. Strzelistość średniowiecznego kościoła i surowa uroda ceglanych murów już sama w sobie pełna jest dostojeństwa i tajemniczego piękna - idealne miejsce dla połączenia obrzędu i teatru - pisze Olga Brzeska w Gazecie Świętojańskiej.

Dziady to stary obrzęd praktykowany wśród ludów słowiańskich. Przywołując dusze pokutujące z zaświatów nasi przodkowie chcieli je obłaskawić, ale przede wszystkim pomóc im przejść na drugą stronę, by mogły odpoczywać w spokoju. W noc dziadów karmiono dusze chlebem, ziarnem i miodem. Chrześcijaństwo zastąpiło Dziady Zaduszkami, ale okazuje się, że fascynacja tym obrzędem nie wygasła. Wejściówki na spektakl realizowany przez Nadbałtyckie Centrum Kultury rozeszły się w mgnieniu oka.

Trzeba przyznać, że pomysł, by spektakl "Święto pamiątek: Dziady albo Radunica" wystawić w kościele św. Jana był znakomity. Strzelistość średniowiecznego kościoła i surowa uroda ceglanych murów już sama w sobie pełna jest dostojeństwa i tajemniczego piękna - idealne miejsce dla połączenia obrzędu i teatru. Wspaniała akustyka kościoła pozwoliła też wybrzmieć towarzyszącej spektaklowi muzyce Jarosława Drozda. "Utwór na perkusję, skrzypce diabelskie, live electronics, taśmę i projekcję wielokanałową" jest bodaj najlepszą cząstką przedstawienia. Odgrywana na żywo przez kompozytora Jarosława Drozda, Michała Jastrzębskiego i Gerarda Hallmanna (muzyka ludowego, który specjalnie dla spektaklu opracował nową wersję diabelskich skrzypiec), przy wykorzystaniu całego arsenału instrumentów perkusyjnych, wzbogacona partiami chóralnymi, świetnie wybrzmiała w starych murach i stanowiła doskonałą oprawę dla spektaklu.

Interesujące były kostiumy zaprojektowane przez Julię Porańską. Niekonwencjonalnie łącząc twarde i miękkie tkaniny stroje budziły różne skojarzenia, czy z togą rzymskiego senatora w przypadku Guślarza, czy z mumią zawiniętą w bandaże w przypadku dusz. Nie do końca zaś przekonująca była scenografia, utworzona z ogromnego rusztowania obwieszonego koszulami, choć trzeba przyznać, że dobrze współpracowała z grą świateł. Oświetlenie realizowane przez Maćka Knigawkę - ruchliwe, ogromne snopy światła, odegrało niebagatelną rolę w budowaniu nastroju spektaklu i stanowiło o jego ważnym atucie, a mianowicie monumentalności. Bo spektakl w reżyserii Romualda Wiczy Pokojskiego był koturnowy. Aktorzy chwilami wypowiadali swoje kwestie z wysokości balkonu umieszczonego niemal w przestworzach, przemawiali z emfazą, co w kontekście obrzędu było adekwatne. Andrzej Żak (Kapłan), Jacek Gierczak (Guślarz) i Jacek Majok (Lektor) z Teatru Miniatura, potwierdzili swe umiejętności w nowej, wyjątkowej scenerii. Kilka scen głęboko zapada w pamięć, choćby "scena chlebowa" czy pierwsze minuty spektaklu. Przestrzeń, światło, ruch i nastrój, to elementy budujące piękno spektaklu.

Realizatorzy połączyli w gdańskich Dziadach prastary obrzęd z nowoczesną, wręcz awangardową formą, jednak efekty poszukiwań nowych sposobów ekspresji wyraźnie zaważyły na całości przedstawienia. Powstało widowisko z mocnymi elementami, ale zimne, słabo wpisujące się w poczucie tożsamości z tradycyjnym obrzędem, szerokiej publiczności znanego w zasadzie wyłącznie z opisu Adama Mickiewicza. Jego "Dziady" stały się klasyką nie z innych powodów, jak dla ich genialności w treści i formie. Wszyscy znają ich tekst, choćby ze szkoły, przez co jest on nam bliższy jako społeczności. Uczestniczenie w obrzędach jest z kolei pewną deklaracją chęci przynależenia do danej grupy, identyfikowania się z nią. Twórcy obrzędu - spektaklu nie dali wybrzmieć do końca "Dziadom", choć utwór Mickiewicza jest stosunkowo krótki, ma swój rytm i logiczne połączenia. Nie namawiam do grania za wszelką cenę "po bożemu", zastosowana w spektaklu forma z pewnością do takich nie należy i w zupełności zabezpiecza "zasoby awangardowości", przez co bliżej zdarzeniu do Pendereckiego niż do obrzędu ludowego. Być może lepszym pomysłem byłoby zastąpienie przydługich scen pełnych milczącej ekspresji oryginalnym tekstem Mickiewicza i dać mu wybrzmieć do końca oraz wykorzystać niezwykłe możliwości, jakie dawały czas i miejsce zdarzenia, zagrać całą przestrzenią św. Jana i otoczenia, zaskoczyć, zaniepokoić i z Bogiem, choćby i mimo Boga, niehalloweenowo przestraszyć.

Brawa za rewelacyjny pomysł w nadziei, że już co roku, w ramach nowej, nieświeckiej, a jakże przecież starej tradycji, 31 października będziemy się mogli spotkać u Jana o godz. 21.21.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji