Artykuły

Uzależnieni od życia

"Anioły w Ameryce" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w TR Warszawa. Pisze Agnieszka Górnicka w serwisie Teatr dla Was.

Premiera "Aniołów w Ameryce" - dramatu Tony'ego Kushnera - w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego odbyła się 17.02.2007 roku w Teatrze Rozmaitości w Warszawie. Głośny spektakl, który wówczas wzbudził wiele kontrowersji i dyskusji, szybko stał się dziełem kultowym, inscenizacją, która po raz kolejny wyrażała estetyczne i ideowe upodobania reżysera, stopniowo budującego autonomiczną pozycję w teatralnym świecie i świadomości widzów. Po sześciu latach od daty premiery, "Anioły w Ameryce" powracają do repertuaru. Mimo upływu czasu, który niewątpliwie wpłynął na aktorów i kształt samego spektaklu, sceniczna realizacja nie traci na swej aktualności, wciąż wzbudzając gorące emocje i głębokie refleksje.

Dramat Kushnera to obraz multikulturowej i wieloetnicznej Ameryki końca lat osiemdziesiątych, borykającej się z różnorodnymi problemami natury politycznej, religijnej i społeczno-obyczajowej. Z pośród nich na pierwszy plan wysuwa się epidemia AIDS, rozprzestrzeniająca się w środowisku homoseksualistów. Choroba niespodziewanie atakująca zdrowych, pełnych życia mężczyzn, staje się ciężką próbą wiary i wytrzymałości, nie tylko dla nich samych, ale również dla tych, którzy kiedyś zadeklarowali im swoją miłość.

W spektaklu Warlikowskiego najważniejszym elementem scenografii staje się skonstruowanie przestrzeni wspólnoty i kolektywnego doświadczenia, w której krzyżujące się losy bohaterów tworzą uniwersalną mapę relacji międzyludzkich. Na scenie dochodzi do konfrontacji postaci połączonych "smutną nicią porozumienia", które mimo pozornej obcości i dystansu, odnajdują w sobie nawzajem głęboko ukrywane pragnienia i lęki. W symultanicznie rozgrywających się scenach, które jak w zwierciadle odbijają podobieństwa i bliskość poszczególnych relacji, poznajemy mormońskie małżeństwo: Joe'go (Maciej Stuhr) - krypto-geja, prawnika i republikanina oraz jego żonę Harper (Maja Ostaszewska) - osobę uzależnioną od valium o niestabilnym życiu emocjonalnym; Roy'a Cohna(Andrzej Chyra) - bezwzględnego prawnika, który dowiaduje się, że choruje na AIDS oraz Priora (Tomasz Tyndyk) i Luisa (Jacek Poniedziałek) - parę homoseksualistów, których życie zmienia się bezpowrotnie z powodu choroby jednego z nich.

Pozornie szczęśliwi, rozczarowani życiem, "stojący w rozkroku pomiędzy egoizmem a miłością" bohaterowie Warlikowskiego, zagubieni w brutalnej rzeczywistości, uciekają w świat marzeń i imaginacji, z jednej strony zapewniających chwilowe bezpieczeństwo i swobodę, z drugiej strony, konfrontujących ich z przeszłością, o której nie potrafią zapomnieć. Na scenie świat przesycony cierpieniem i chorobą, momentalnie przemienia się w fikcję i wyobrażenie lepszej rzeczywistości. Nieważne jednak, jak daleko wędrowaliby oczami wyobraźni bohaterowie, jak odległa byłaby Antarktyda zasypana puszystym śniegiem w umyśle Harper, jak nieziemsko piękny byłby anioł odwiedzający nieprzytomnego Priora, reżyser i sceniczna przestrzeń, którą stworzył, nie pozwalają zapomnieć o realności i przyziemności, które sprowadzają nas z powrotem do zwykłego życia i tego, co nieuniknione. Szpitalne łóżko i drewniana trumna, znajdujące się po przeciwległych stronach sceny, przypominają o czającej się śmierci i chorobie, o cierpieniu i bezradności. Świadomość zbliżającego się końca towarzyszy wszystkim bohaterom. O końcu swojego życia mówi umierający Roy i osłabiony Prior, Harper dopatruje się końca ludzkości w kontekście Sądu Ostatecznego i boskiej interwencji; dla Joe'go związek z mężczyzną i opuszczenie żony staje się końcem dotychczasowego życia, rozpoczęciem nowego etapu i doświadczania tego, co nowe i nieznane.

W swoim spektaklu reżyser zadaje pytania o istotę ludzkiej egzystencji, o umiejętność współodczuwania i pomocy drugiemu człowiekowi. Zastanawia się nad tym, czym jest miłość w obliczu śmierci i śmierć w obliczu miłości. Pytania, które niosą ogromny ciężar odpowiedzialności i świadomości skonfrontowane z pozasceniczną rzeczywistością mogłyby pozbawić nas nadziei i optymizmu. Mogłyby wywołać zwątpienie i smutek. Mogłyby, ale tego nie robią. "Anioły w Ameryce" niosą bowiem ideę celebracji życia. Życia, które pomimo przeszkód i niepowodzeń staje się naszym nawykiem i uzależnieniem. W kontekście tych słów, warto przywołać jedną z wypowiedzi artysty, nazywającego bohaterów sztuki Kushnera "postaciami, których istotą jest kochanie". Ich miłość, empatia i zrozumienie wyrażone w wyjątkowej grze aktorskiej (świetna rola Andrzeja Chyry, Tomasza Tyndyka, Mai Ostaszewskiej), kumulują się w ostatniej scenie spektaklu. Zwróceni bezpośrednio w stronę widowni aktorzy, siadają w rzędzie równo ustawionych foteli tuż przy granicy proscenium. Ich bliskość i szczerość wypowiadanych słów, nadzieja z jaką mówią o przyszłości napawa optymizmem. Największą siłą staje się zaś sam obraz wspólnoty ludzi, którzy pomimo różnic społeczno-kulturowych i światopoglądowych wspólnie snują plany, w których każdy odgrywa tak samo ważną rolę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji