Artykuły

Rozśpiewanie w sali 4

Wrocławska Operetka ogłosiła pierwszy w swojej historii casting. W niedzielę i poniedziałek kolejne przesłuchania - do obsadzenia są wszystkie role aktorskie, wokalne i taneczne w "Operze za trzy grosze" Brechta

Jeszcze nie znam moich aktorów, jestem w teatrze zbyt krótko. Stąd taki tryb wybierania obsady. Muszę mieć dla wszystkich ten sam punkt odniesienia, bez świateł i całego scenicznego blasku - mówi Wojciech Kościelniak.

Nowy szef Teatru Muzycznego - Operetki Wrocławskiej, aktor i reżyser, uprawia sztukę nowocześniejszą niż trącące myszką szlagiery operetkowe. W Teatrze Muzycznym w Gdyni wyreżyserował "Hair", Szekspirowski "Sen nocy letniej" przerobił na kontrowersyjną operę w rytmie techno z towarzyszeniem heavymetalowych gitar, a na tegorocznym Przeglądzie Piosenki Aktorskiej wystawił rewelacyjny "Kombinat" z piosenkami nowo-falowej Republiki.

Musicalom - nie!

"Na musicale preferowane przez nowego dyrektora głośno mówimy NIE!!!", skomentowała dotychczasowe osiągnięcia Kościelniaka część pracowników operetki w liście przekazanym m.in. wojewodzie. Kontrowersje wokół przyszłego kształtu teatru i strach przed drastyczną zmianą repertuaru są duże. - W teatrze muzycznym jest miejsce i na klasykę, i na eksperymenty - tłumaczy jednak nowy dyrektor. - Choć osobiście uważam operetkę, jako gatunek, za martwą i nie chcę jej uprawiać.

Na pierwszą premierę za swojej kadencji, a zarazem reżyserski debiut na nowej scenie, wybiera więc... operę. Najsłynniejsze chyba dzieło tandemu Bertolt Brecht i Kurt Weill, czyli "Operę za trzy grosze". Utwór z pogranicza teatru dramatycznego i muzycznego, tak naprawdę niemający z operą prawie nic wspólnego. - Pojawia się pytanie, jak uwspółcześnić ten spektakl, jak przerobić go na musical - zastanawia się reżyser.

Casting potrwa cztery dni. W ubiegłą niedzielę i poniedziałek były pierwsze przesłuchania, trzeci i czwarty dzień - już w tę niedzielę i poniedziałek.

Nuty z "Krakowiaczkiem"

Młodzi kandydaci na gwiazdy sceny opanowali w niedzielne południe całe piętro Teatru Muzycznego. Na drzwiach kartka "Część wokalno-aktorska - sala prób orkiestry, część ruchowa - sala baletowa, możliwość rozśpiewania w sali nr 4, akompaniator dostępny w sali nr 6". Ten ostatni nie ma wiele pracy, bo większość uczestników przywiozła własny, nagrany na kompaktach podkład muzyczny.

Dwudziestokilkuletni ludzie siedzą na podłodze pod ścianą, kręcą się po korytarzach, palą papierosy, stresują się, wymieniają uwagi. Przykładają ucho do drzwi, za którymi prezentują się koledzy. Gdy z sali dobiega odważniejsza wokaliza albo wyjątkowo wysoki dźwięk, z uznaniem kiwają głowami. - Zbłaźnię się - łapie się za głowę Paweł, 21-letni student z Wrocławia. - Chcę się sprawdzić - dodaje. - Dobrze jest otrzeć się o profesjonalną scenę. Wiążę przyszłość z aktorstwem. Już teraz gra w offowym teatrze Zakład Krawiecki, kilka lat temu próbował załapać się do filmu "Blokersi". Nie wie jeszcze, co zaśpiewa przed komisją. - Mieliśmy przygotować dowolny song Brechta albo wybraną piosenkę, byleby po polsku. Mam ze sobą nuty do "Krakowiaczka", ale może zaśpiewam "Ostatnią posługę" Zembatego albo "Mackie Majchra".

Doremifa, dosilasol

- Następny, proszę.

Mała sala, na podłodze wykładzina, pianino, wieża. Pod ścianą pulpity nutowe, krzesła. Przy biurku siedzi Wojciech Kościelniak, obok Piotr Dziubek, kierownik muzyczny przedstawienia.

Edyta przy wejściu oddała komisji kartę uczestnika. - Studium piosenkarskie z Poznania? - reżyser zerka na kartę i wpisuje dane do laptopa. - Dwadzieścia cztery lata - stukają klawisze. - Co pani zaśpiewa? - "Dziesięć przykazań" z repertuaru zespołu Bajm. - Ja się szybko orientuję, w czym rzecz, więc od razu ostrzegam. Bo jak pani zacznie, a ja przerwę, to będzie wyglądało, że mi się nie podoba, a to wcale nie tak - zapowiada z uśmiechem Kościelniak. - Nie ma problemu, rozumiem. - Proszę.

Półplayback z wieży. Edyta śpiewa dobrze. Reżyser wpatruje się w skupieniu w dziewczynę i od czasu do czasu wklepuje coś do komputera. Po drugim czy trzecim "zaaaaaaniiim" dziękuje. - Można trochę skalę sprawdzić? - zwraca się do kierownika muzycznego, który siada do pianina. - Proszę zaśpiewać gamę do góry - stuka w klawisz Piotr Dziubek. - Od tego dźwięku. Z pianinem. - Doremifasolasidooo - śpiewa Edyta. Ładnie. - A teraz w dół. - Oj - uśmiecha się dziewczyna. Piotr Dziubek zaczyna, ale dziewczyna milczy zmieszana.

- W dół - pomaga reżyser. - Dosilasol-famiredooo. Udało się. - A teraz od tego dźwięku do góry i niech pani wytrzyma ostatni dźwięk - Piotr Dziubek stuka w wyższy klawisz. Dziewczyna śpiewa gamę, ale ostatni dźwięk ma tę samą długość co poprzednie. - Dobrze - kończy kierownik muzyczny. - Od G do C dwukreślnego - mówi do reżysera. - Ale w piosence było jeszcze wyżej, falsetem. - Jaki repertuar Pani śpiewa? - pyta Kościelniak.

- Jazz, piosenka, trochę improwizacji, mniej piosenki aktorskiej.

- Dziękujemy pani. Aha, jeszcze zdjęcie - przypomina sobie reżyser i pstryka Edycie automatem fotkę przy wyjściu. - Żeby nam się nie poplątało.

Idolką chyba nie będę

- Każdy jest zdenerwowany. Ale im dalej w las, tym lepiej. Wchodzisz, "dzień dobry" i potem jakoś idzie - komentuje po wyjściu Edyta. - Jestem zadowolona, chociaż końcówka trochę mi nie poszła. Przyjechała do Wrocławia "z nadzieją na pracę w teatrze". Tak jak kilka dni wcześniej na casting do Łodzi. Czeka na cztery telefony: z Wrocławia, Łodzi, "Szansy na sukces" ( - Przeszłam eliminacje, teraz zaproponują mi udział w konkretnym programie ) i z "Drogi do gwiazd" ( - Startowałam już drugi raz). - W "Idolu" od razu mnie skreślili. Widocznie nie jestem idolką. I chyba nie będę.

Prawie wszyscy uczestnicy pierwszego dnia castingu wiążą swoją przyszłość ze sceną lub estradą. Pracują nad sobą, jeżdżą po Polsce, szukają szczęścia. Marzą. Razem z Pawłem przyszła Agata, z Edytą przyjechała grupka kolegów z poznańskiego studium piosenkarskiego: Ada, Marysia, dwie Magdy i Tomek. Wszyscy mówią: "po prostu widzę się tu". Właśnie tu - w tej branży.

Tomek (23 lata, śpiewa piosenkę Szczęśniaka) dowiedział się ostatnio, że znowu szukają odtwórcy roli Jana w "Metrze". Pojechał do teatru Buffo. Anna (25 lat, Wrocław, "Pamiętam" do słów Kolskiego) ma już na koncie parę sukcesów. Kilkanaście miesięcy temu wygrała casting i dostała główną rolę w przygotowywanej we Wrocławiu rock-operze o Wilgefortis. Śpiewa też w Spirituals Singers Band (także przeszła nabór) i przygotowuje własny recital. - Przygoda przygodą, ale ma się już swoje lata. Nie chcę przez całe życie chodzić na castingi.

27-letnia Marta startuje w castingu za tydzień. Śpiewa w chórze Operetki Wrocławskiej, uczy się tańca.

Chwila prawdy, czyli samolot

- Ustawcie się w kolejce. Czas na chwilę prawdy, mówiąc inaczej, samolot - uśmiecha się Jarosław Staniek, choreograf, stały współpracownik Kościelniaka. - Ustawiacie się w tamtym rogu sali i z rękami wyciągniętymi w bok robicie piruety. Po przekątnej. Jak tu dotrzecie, przedstawiacie się do kamery.

Cały sprawdzian ruchowy jest filmowany. Kandydaci po 20-minutowej rozgrzewce, przebrani w legginsy, getry i sportowe buty - choć w większości przypadków prawie nie mieli z tańcem nic wspólnego - suną do przodu z piskiem podłogi, a potem z uśmiechem kokietują obiektyw.

Potem przychodzi czas na krótki układ taneczny. Jarosław Staniek prowadzi "lekcję". - A teraz marsz ludzi ze sztywną nogą. W "Operze za trzy grosze" w jednej z pierwszych scen występują żebracy i inwalidzi wojenni.

Krok po kroku "casting owcy" poznają kolejne fragmenty układu. Pot wstępuje na skronie. Łączą poszczególne cząstki w całość. Gdy choreograf puszcza jakiś song Brechta w oryginalnej, niemieckojęzycznej wersji, tempo wzrasta. Najpierw kilka rytmicznych kroków z zamachem biodra (prawa noga jest usztywniona), potem obrót ze skrętem nóg, kolejne kroki, upadek, czołganie się na rękach, wyprost, półszpagat, a na koniec skok z klęczek. Na proste nogi.

Trzy w jednym

Paweł: - Casting daje szansę tym. którzy nie ukończyli szkoły i mają talent. Edyta: - Wątpię, żeby ktoś z nas dostał pierwszoplanową rolę. Chyba że trafi się jakaś perełka. Słyszałam, że w "Operze za trzy grosze" będzie grać Groniec.

Wojciech Kościelniak: - To prawda, zadzwoniła do mnie jej agentka, prowadzimy z nią rozmowy. Problem w tym, że takie osoby są bardziej kosztowne, a teatr musi liczyć się z finansami. Nie zaprzeczam i nie potwierdzam udziału bardziej znanych nazwisk w tej produkcji.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że reżyser do udziału w "Hair" zaprosił w większości amatorów. I odniósł sukces zarówno artystyczny, jak i frekwencyjny.

Kogo szuka Kościelniak?

- W tym spektaklu aktor musi wykonywać specyficzne zadania. Są trzy podstawowe kryteria: ruch, śpiew i gra aktorska. Co z tego, że ktoś świetnie opanował jedną z tych umiejętności. Ja potrzebuję osób, które połączą wszystkie trzy talenty w jedno - wyjaśnia reżyser. - A jeśli chodzi o umiejętności aktorskie, to myślę, że w większości wypadków widać to już po jednej piosence. Większość osób, które dzisiaj przesłuchaliśmy, śpiewa raczej estradowo. A poziom był "normalny", nie byłem wyjątkowo zaskoczony. Będę coś wiedział po czterech dniach - dodaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji