Artykuły

Tam, gdzie środa niczym nie różni się od soboty

"Ukryj mnie w gałęziach drzew" w reż. Igora Gorzkowskiego w Studio Teatralnym Koło w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w serwisie Teatr dla Was.

"Ukryj mnie w gałęziach drzew" to kolejny udany spektakl Igora Gorzkowskiego, jednego z ciekawszych polskich reżyserów, współzałożyciela warszawskiego Studia Teatralnego Koło - miejsca coraz częściej postrzeganego przez wielbicieli teatru jako nietuzinkowe. Scenariusz przedstawienia powstał w wyniku improwizacji inspirowanych powieścią Henry'ego Millera "Big Sur i pomarańcze Hieronima Boscha". Ukazana na scenie historia dzieje się gdzieś i wszędzie, z dala od cywilizacyjnego zgiełku, w oderwaniu od drapieżnej rzeczywistości. Jej melancholijny nastrój udziela się widzom, którzy powoli zanurzają się w "czasie - bezczasie", z poczuciem, iż nigdzie nie muszą się spieszyć i mogą wreszcie oddać się nudzie. Dziwna ta nuda - tęsknimy do niej, by bez wielkomiejskiego pośpiechu i pogoni za tym, by wciąż coś robić, być kimś i mieć, istnieć poza upływającymi w zawrotnym tempie godzinami.

Książka Milera to portret regionu położonego na kalifornijskim wybrzeżu, gdzie pisarz mieszkał przez 15 lat swego życia. Opisuje w niej niezwykłych ludzi, dziwaków, przedwcześnie dojrzałe dzieci albo dorosłych o niewinnej duszy kilkulatka. Z dala od nowoczesnego społeczeństwa, którego konwencjonalność odrzucili, żyją wolni w raju odnalezionym niespodziewanie we własnym wnętrzu. Podobnie w spektaklu Igora Gorzkowskiego - środa niczym nie różni się od soboty, a sobota od poniedziałku. Po prostu czas ma tu inny wymiar i ciągnie się niczym pajęcza nić, cienka, ale mocna. Oplątuje tych, którzy pojawiają się w jej zasięgu, nie pozwalając im odejść. Czworo bohaterów - dojrzała kobieta Maria (która nie ma jeszcze czterdziestu lat, jak sama podkreśla) i trzech mężczyzn już w niej tkwi, połączonych zagadkowymi relacjami. Świat o nich zapomniał, oni zapomnieli o świecie. Czy jest im z tym dobrze? Jakie fobie, nieprzeciętne dziwactwa kryją się pod powierzchnią owego spokojnego żywota? Żyją dzięki miejscu, w którym utknęli i zamieszkali po wsze czasy: dużemu, staremu domowi, zaniedbanemu, ze skrzypiącymi podłogami i przeciekającym dachem, ale za to z niezwykłą atmosferą, która przyciąga i uzależnia. Otacza ich las. Wzdrygają się przed jakąkolwiek zmianą, wręcz lękają się jej. Maria podkreśla, że nikogo poza sobą nie potrzebują. Może tylko Anieli, tajemniczej właścicielki domu "która była niesamowita, ale umarła". Tyle o niej wiadomo. Aż tu nagle ktoś puka do drzwi. Młoda dziewczyna, Maja. Zanim jeszcze pojawi się na scenie, widz już wie, że przyjdzie, bowiem jeden z bohaterów, Biały, wyprzedza akcję swoją narracją. Czy Maja wywróci życie mieszkańców do góry nogami? Zburzy pozory ich sielanki?

Igor Gorzkowski mówi, iż "ostateczny kształt tego przedstawienia wyklarował się na wspólnym wyjeździe improwizacyjnym na Mazury. Może dlatego udało się osiągnąć w nim osobliwą intymność. Aktorzy wnikliwie przyglądają się bohaterom, nie bojąc się pokazywać śmieszności i najbardziej ciemnych stron ludzkiego zachowania". Grana przez Annę Gajewską Maria matkuje wszystkim trzem mężczyznom. Jest przy tym szalenie zaborcza. Pewna siebie, emanuje dojrzałą kobiecością i zmysłowością. Jednak we wnętrzu, choć tego nie pokazuje, skrywa nieodkryte lęki i niespełnione pragnienia. Obawia się Mai, czuje zagrożenie ze strony jej młodości, świeżości - czy słusznie?

W postać Białego znakomicie wciela się Sławomir Grzymkowski. Jego bohater to dziwak, nieco nieobliczalny, jakby "obolały" z powodu niespełnionych marzeń. Aktor z wyczuciem oddaje charakter i frustracje postaci. W pamięci utkwiła mi scena, gdy Biały nagle przeobraża się, nabiera siły, niemalże rośnie na oczach widzów, zmieniając się w dyrygenta chóru złożonego z mieszkańców domu. Jego fascynacją, ideałem jest genialny pianista i kompozytor Glenn Gould, który też był inny. Dziwne zwyczaje muzyka, takie jak granie tylko na niskim krzesełku zbudowanym dlań przez ojca, hipochondria, lekomania czy skłonność do odgrywania przeróżnych ról, wiązano z syndromem Aspergera, jednak część lekarzy twierdzi, że mogły być inne psychologiczne i emocjonalne wytłumaczenia jego ekscentryczności. Biały pokazuje Mai, co tak naprawdę kryje się pod osobistym uwielbieniem dla wirtuoza, ostrzegając ją równocześnie przed beztroskim żywotem, bezruchem, biernym trwaniem, które tak pociąga odwiedzających ten dom i nie pozwala, również jej, tego miejsca opuścić. Infantylny Tadzio, grany przez Bartosza Mazura, to nałogowy hipochondryk z zacięciem astrologa, nieporadny i wymagający jak dziecko. Często zabawny, potrafi też zaskoczyć trafnym, cierpkim stwierdzeniem i dostrzega to, czego inni nie potrafią, a może nie chcą. Jest jeszcze Konrad (Bartłomiej Bobrowski) utrzymujący całe to towarzystwo dziwaków. Jako jedyny pracuje, wypełnia obowiązki gospodarza domu i wydaje się najdojrzalszym, najrozsądniejszym. A jednak w kluczowym momencie nie potrafi wykazać się odpowiedzialnością za własne czyny. Intruz - Maja, grana przez Izabelę Gwizdak - to zbuntowana, acz trzeźwo myśląca dwudziestolatka. Pozornie gniewna, najeżona, ma w sobie dużo delikatności, wrażliwości. Czy zostanie z pozostałymi, odnajdzie wśród nich przyjaźń i bliskość, której tak bardzo pragnie? I czy rzeczywiście dom, do którego wtargnęła "tylko na chwilę", może dać jej szczęście?

Jest w tym spektaklu sporo goryczy, nie pozbawionej jednak swoistego humoru. Filozofia, cięty dowcip, bystra obserwacja osobowości bohaterów. By samodzielnie przekonać się o tym, trzeba zawitać na Mińską 25, do Soho Factory. Warto!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji