Artykuły

Atmosfera oczekiwania

BYWAJĄ sztuki, w których klimat jest najważniejszy, na­stroje, coś, co jest nieuchwyt­ne, a decydujące o ważności dzieła. Myślę, że z takim przypadkiem - w pewnym sensie - mamy do czy­nienia na deskach sceny kameralnej Teatru Polskiego. Młody reżyser, a dokładniej mówiąc, student PWST, Wiesław Górski, przygotował sztukę Davida Storeya "DOM". Nie jest to sztuka rewelacyjna, ani nawet dobra. Ale przecież zdarza się, że nawet z miernego tekstu, robi się udane przedstawienie. Tym razem niezu­pełnie się to powiodło, ale mimo usterek, słabości inscenizacyjnych, nazbyt sztywnej linii interpretacyj­nej, mimo rygorystycznych, wyczu­walnych w spektaklu, wskazówek reżyserskich, przedstawienie warto obejrzeć. Warto obejrzeć z kilku względów.

Nie mieliśmy okazji zetknąć się dotychczas w teatrze z autorem sztu­ki, powieściopisarzem i dramatur­giem angielskim, twórcą licznych sztuk i powieści, Davidem Storeyem. W Anglii to nazwisko ma już swoją markę. Dalej: można w tej tragi­farsie, czy może nawet tragedii, śledzić wpływy znanych, głośnych twórców teatru. Dalej: godny uwagi jest udział znanych aktorów, wpraw­dzie udział nie bez skazy, ale do­statecznie ważny, żeby nie stracić możliwości podziwiania i zachwyca­nia się. Dalej: scenografia surowa, dobrze wmontowana w nastrój ba, tworząca ów nastrój, pogłębia­jąca go, przydająca mu osobliwego smaku. Czyż nie wystarcza, żeby spektakl cieszył się powodzeniem? premiera dowiodła, że młodzieżowa widownia, bo była wtedy niemal sama młodzież, przyjęła przedsta­wienie z satysfakcją, uznając je za udane, ciekawe, zgrabne.

Akcja toczy się w domu, gdzie ludzie odeszli, jak to się mówi, od normy. Taka jest przynajmniej najoczywistsza, pierwsza warstwa te­goż dramatu. Czy to jest dom obłą­kanych, czy inny, metaforyczny dom, to już inna kwestia. Reżyser, zdaje się, usiłował ujednoznacznić swoją wizję. Aktorzy zgodnie mu w tym pomagali. Nie przekraczali zaryso­wanych granic dyskusji. Utrzymywa­li się w atmosferze rytuału, który wyznaczał im role. Trzeba powie­dzieć, role bardzo zindywidualizowa­ne, choć nie zawsze zdyscyplinowa­ne. Nie wytrzymała nastroju znuże­nia i wyczerpania Iga Mayr, która nieco przesadziła w wulgarnej de­monstracji kobiecości, mimo, że rola sama w sobie była interesująca, tyle, że nie za bardzo korespondowała z pozostałymi. Czasami dawał się uno­sić temperamentowi Igor Przegrodzki. Niemą, ale ważną funkcję na scenie spełniał Adam Remiszewski. Bogusław Danielewski przejął się smutnym sentymentalizmem i brnął już w nim do końca. Bez większe­go wyrazu pokazała się tym razem Irena Remiszewska. Sceno­grafię przygotował Kazimierz Wiśniak. Przedstawienie polecam, albowiem włożono weń kawał roboty, kawał sumiennego wysiłku, trze­ba więc owoc tegoż wysiłku zoba­czyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji