Artykuły

Ćwiczenia duchowe lub sprawdzian z orientacji

"Samuel Zborowski" w reż. Szymona Kaczmarka w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Emilia Rzeźnicka w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Samuel Zborowski" w reżyserii Szymona Kaczmarka i według dramaturgii Żelisława Żelisławskiego jest próbą zmierzenia się z nieukończonym, chaotycznym i niełatwym dziełem Juliusza Słowackiego. Wyzwanie to karkołomne, choć godne pochwały. Hermetyczność tekstu Wieszcza przerosła jednak ambicje młodych twórców spektaklu. A w czym tkwi wic? W tym, że widz zmuszony jest uporać się z chaosem do kwadratu.

Mitologia grecka podaje, że na początku był chaos. Tradycja chrześcijańska - że Słowo. "Samuela Zborowskiego" rozpoczyna natomiast afrykański mit, z którego dowiadujemy się, że na początku było niebo i ziemia. Panem ziemi jest Lucyfer (Mateusz Król), który rodzi się na naszych oczach pośród hałaśliwych i żarłocznych małp. Nie jest demonicznym wcieleniem zła, lecz bosym astmatycznym młodzieńcem ze zsuniętymi spodniami. Insygniami władzy są lśniąca, złocista bluza oraz kultowe okulary Ray Ban. Panem nieba jest Pan Buk (Jerzy Krasuń), zmęczony starzec, który porusza się o kulach. Jest jeszcze bogini morska, Amfitryta (Mirosława Olbińska), która z drinkiem w ręku i maseczką na twarzy pławi się w wannie.

Troska o skontrastowanie tych postaci jest ogromna, sprowadzona wręcz do detali. Jasno wydzielone miejsca gry dodatkowo skojarzono z poszczególnymi żywiołami. Znacznie gorzej wypada zarysowanie relacji między pozostałymi postaciami. Związku Eoliona (Hubert Kułacz) z Ojcem (Gracjan Kielar) trzeba się doszukiwać. Natomiast duchowa więź Eoliona i Dziewicy (Malwina Irek) zostaje sprowadzona do pretensjonalnie rozpustnego występku i odurzenia narkotycznego.

W "Samuelu Zborowskim" Kaczmarka jeden aktor gra kilka postaci, akcja toczy się w symultanicznych planach, uruchamiane są dodatkowe konteksty i znaczenia. We współczesnym teatrze nie jest to nowością. Jednak zamysł reżysera pozostaje nieczytelny, ponieważ koncepcja inscenizacyjna została zaakcentowana niewystarczająco dobitnie. Mętne zarysowanie związków między postaciami gubi logikę idei genezyjskiej cyrkulacji Ducha. Zdezorientowani widzowie skazani są na snucie domysłów: kto? z kim? i dlaczego?

Pomimo zastosowania wielu uproszczeń i skrótów, chwyty te nie bilansują równoległych i powielanych znaczeń.

Jednoznacznie pozytywny przykład stanowi zbudowanie ciekawej roli bohatera zbiorowego, czyli kwartetu małp: Kamili Salwerowicz, Magdaleny Kaszewskej, Krzysztofa Pysiaka i Michała Bielińskiego. Drugoplanowi aktorzy wcielają lucyferycznego ducha, wprowadzają ferment, zmieniają oblicza. Jako jedyni przebili się przez wielość elementów spektaklu. Sprawili, że widz szuka ich wzrokiem i chce na nich patrzeć.

A wodzić wzrokiem jest gdzie. Pogłębiona do granic możliwości perspektywa sceniczna odsłania elementy instalacji oraz zakulisowego osprzętu. Przesunięcie zwiększa pole gry, a "klatkowa" scenografia tworzy kilka planów - dwa zasadnicze wyznacza umieszczona na środku sceny ścianka z pleksi. Niestety, wypowiadane za nią kwestie są mało słyszalne, ponieważ nie ma tam mikrofonów, a głosy aktorów rozpraszają się.

W trakcie spektaklu pojawiają się cytaty muzyczne utworów Pawła Mykietyna i zespołu The Black Keys. Piosenka "Lonely Boy" urywa się po wybrzmieniu pierwszego wersetu: "Well I'm so above you ". Nie do końca wiadomo, czy tak miało być, czy nie wyłączono w porę nagrania?

Niepotrzebnie mnożone wątpliwości potęgują poczucie zagubienia i dezorientacji widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji