Hamlet i Fortynbras jako ofiary prowokacji
Żegnaj książę czeka na mnie
projekt kanalizacji
i dekret w sprawie prostytutek
i żebraków
muszę także obmyślić lepszy
system więzień
gdyż jak zauważyłeś słusznie
Dania jest więzieniem
Odchodzę od moich spraw Dziś
w nocy urodzi się
gwiazda Hamlet Nigdy się nie
spotkamy
to co po mnie zostanie nie będzie
przedmiotem tragedii
Ani nam witać się ani żegnać
żyjemy na archipelagach
a ta woda te słowa cóż mogą
cóż mogą książę
(Zbigniew Herbert "Tren Fortynbrasa")
Fortynbras, wracając z wyprawy na Polskę, przybywa do Elsynoru, gdzie zastaje same trupy i Horacego. Przejmuje władzę nad Danią w ramach wyrównania rachunku - to ojciec Hamleta zabił jego ojca, ustanawiając Norwegię lenniczką Danii. Tyle w zasadzie wiadomo o Fortynbrasie z utworu Szekspira. Postać ta bywała interpretowana jako symbol zwycięstwa, dającego początek ponownego panowania siły oręża nad wolną myślą i intelektem, uosabianymi przez Hamleta. Wejście Fortynbrasa oznaczało pełen obrót koła historii czy - inaczej - ponowny ruch Wielkiego Mechanizmu. Ale także w wielu inscenizacjach postać tę po prostu skreślano.
Jerzy Żurek, autor sztuki "Po Hamlecie", postanowił uzupełnić te informacje i zrekonstruować wątek Fortynbrasa. Dla przypomnienia należy powiedzieć, że nasz współczesny dramatopisarz najmłodszego pokolenia nie jest odosobniony w zajmowaniu się losami Szekspirowskich postaci. Robili to ostatnio na świecie: Edward Bond ("Lear"), Ionesco ("Macbett"), Tom Stoppard ("Rozenkranz i Guildenstern nie żyją") czy Ivo Breśan ("Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna"), a u nas np. Bohdan Drozdowski ("Hamlet 70" i "Hermiona"). Sam więc pomysł zajęcia się losami sławnych postaci czy tematów sztuk Szekspira nie jest nowy. Natomiast jego realizacja okazała się na tyle interesująca, że można bez obawy postawić ją w rzędzie wymienionych sztuk, a nawet przypuszczać, że wiele z nich przewyższa ciężarem gatunkowym.
Otóż w wersji Żurka Fortynbras, mało tego - Hamlet również - padają ofiarą prowokacji. Namiestnik panującego króla norweskiego, Lizon, jest dużej miary graczem politycznym, człowiekiem ogarniętym potrzebą posiadania i zdobywania władzy, poddanym bez reszty żywiołowi gry politycznej. W porozumieniu ze swym władcą - a chyba bardziej nawet na swoją rękę, zasłaniając się tylko autorytetem króla - wymyślił wielką prowokację. Na wieść o zamordowaniu króla Danii i objęciu władzy przez jego brata wysyła do Elsynoru aktora, który ma zagrać ducha starego Hamleta przed jego synem.
Tron duński jest wolny nie tyle w wyniku interwencji sił nadprzyrodzonych, ile świadomej prowokacji obcego mocarstwa. Fakt, że na tronie tym zasiądzie Fortynbras, jest w sztuce Żurka nie tyle konsekwencją niepohamowanej żądzy władzy młodego człowieka czy chęci zemsty za własnego ojca, co raczej rezultatem nieszczęśliwych dla prowokatora zbiegów okoliczności. Fortynbras, którego poznajemy na początku sztuki, jest młodym człowiekiem, któremu władza a tym bardziej tyrania są obce z natury. Pragnąłby się raczej u-chylić od swego przeznaczenia ("kto się księciem urodził musi rządzić"). Mało tego, orientując się w przygotowywanej przez Lizona intrydze przeciw Hamletowi, próbuje go ostrzec.
Bliższy mu więc jest Hamlet ze swoimi ideałami wolności niż racje stanu własnego kraju. Więź pokoleniowa, ale przede wszystkim więź przekonań i intelektu (jakże odmienna od zawartego w przytoczonym wierszu Herberta poczucia odmienności sytuacji, losu). I jeśli przyjmuje wyzwanie bezpardonowej gry politycznej, to czyni to pod wpływam konieczności i w obronie własnej. Osaczony intrygami Lizona, któremu marzy się zdobycie dla swego syna tronów: duńskiego, norweskiego, a później i angielskiego - ma do wyboru: albo w ich rezultacie zginąć, albo zostać władcą. W momencie objęcia Elsynoru Fortynbras nie jest już człowiekiem o czystych rękach - dał się wciągnąć w kolejne prowokacje i grę o władzę, której reguły ustalił stary i doświadczony cynik Lizon. I będzie musiał już te reguły stosować do końca, czyli do śmierci, bo tylko taki może być w tym układzie koniec władcy.
Sztuka Żurka wykorzystuje oczywiście znajomość Szekspirowskiego arcydzieła po to, by całkiem współczesnym rozważaniom na temat mechanizmów władzy przydać wymiaru uniwersalnego. Ale nie tylko. Pokazuje ona również, jak dalece nastąpiło zdegenerowanie reguł gry, jak bardzo nagie i prymitywne stały się współcześnie owe mechanizmy władzy. To już nie prawa historii, konieczności dziejowe, a namiętności ludzkie decydują o życiu społeczeństw. To już nawet nie ideologia, tylko proste prawo zła, podłości, indywidualnych interesów. Lizon, ten najdoskonalszy przedstawiciel i rzecznik władzy, nie ma żadnej ideologii, to znaczy pod żadną nie kryje swoich absolutystycznych i imperialnych potrzeb władania i rozszerzania granic władzy.
"Po Hamlecie" napisane jest bardzo konsekwentnie i sprawnie wedle reguł czarnego kryminału czy neowesternu, gdzie wszystkie prawa honoru, godności - uczciwe reguły gry zostają obalone. Tak, jak w czarnym kryminale strzela się - byle skutecznie - w plecy, z ukrycia, do najbliższego przyjaciela, tak i tu nie istnieją żadne zasady postępowania poza jedną bezwzględną: skuteczności środków w dążeniu do celu. Zdobycie władzy uświęca każdą podłość, kłamstwo, prowokację; w tym świecie nie ma miejsca na sentymenty, wahania, serce, rozsądek, nawet na najbardziej pokrętną ideologię. Nic poza czystą grą polityczną i wiecznym nienasyceniem władzy.
Przedstawienie wrocławskie niestety nie dorównuje swą rangą sztuce, choć kilka rzeczy zdawało się zapowiadać sukces. Przede wszystkim scenografia Krystyny Kamler: mroczna, posępna, pusta scena, w tle przesmyk nieustannie falującego morza, kilka niezbędnych rekwizytów, wielka sieć rybacka w pierwszej scenie w głębi, więzienie z dzid trzymanych przez żołnierzy i kilku łączących je pasków. Podobnie kostiumy - neutralne, aczkolwiek wyraziste, podkreślające swą surowość fakturą skóry i naturalnych materiałów. I oczywiście role dla aktorów napisane konsekwentnie, o dobrych, gęstych dialogach, zawierające postać w działaniu. Tylko że - poza Ferdynandem Matysikiem w roli Lizona (prawda: najefektowniejszej) - aktorzy nie bardzo potrafią je wykorzystać. Duża część tekstu nie dociera do widowni, co tym bardziej szkodzi, że ten dialog, oszczędny i pełen znaczeń, nie w pełni zostaje rozegrany. Gubi się nie tylko sens i interpretacje, ale nawet warstwa informacyjna. Stąd też trudno czasem się zorientować, co dana postać mówi i jaką spełnia rolę.
I tu chyba największy błąd: nie dość konsekwentne i precyzyjne czytanie tekstu z aktorami przez reżysera (Piotr Paradowski). A szkoda, bo sztuka w czytaniu wydaje się bardziej interesująca niż na scenie. I pewnie gdyby XXII Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych nie został przerwany, inaczej mógłby wyglądać rozdział nagród autorskich. Sztuka Żurka nie została zaprezentowana.